Mizeria FM19 #10: Armata Papszuna

Armata Marka Papszuna

Początkowo Wiesław mógł odetchnąć z ulgą, bo Puszcza po zimowej przerwie nie zachwycała w sparingach. 3:3 z Górnikiem Łęczna i bezbramkowy remis z Lechią Tomaszów Mazowiecki trudno było zaliczyć do spektakularnych osiągnięć. Im jednak Mizeria więcej czasu spędzał z zawodnikami, tym lepiej prezentowali się na boisku.

Pogromy w sparingach

3:2 z węgierskim półzawodowym Cigandem nie było jeszcze oznaką znaczącego progresu, ale gdy ekipa z Niepołomic zrobiła w sparingu miazgę z Jakubcovic, gromiąc rywala 6:0, Wiesław zaczął się pocić. Po 8:0 ze Stopkovem, potyczki, w której cztery bramki strzelił niczym nie wyróżniający się do tej pory w swojej futbolowej karierze Śledź, stres wskoczył na jeszcze wyższy poziom i wynajęty przez Raków specjalista zaczął łykać tabletki na uspokojenie.

Mizeria w pełni kontrolował zamieszanie i doskonale oddzielał transferową zawieruchę od codziennej pracy u podstaw. Zawodnicy poprawiali zgranie i kondycję na treningach oraz w kolejnych meczach towarzyskich, a on dopinał transfery z klubu graczy, którym nie podobała się rola rezerwowego. Normalnie kibice zaczęliby się obawiać, że Stach dostał dyskretną sugestię z góry, że „awans nie jest najlepszą opcją dla Puszczy w tym momencie” i dlatego odchudza kadrę, ale sparingi wskazywały, że odejście paru graczy ma nikły wpływ na grę całego zespołu. 8:0 z Enyimbą i 1:1 z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski uspokajało Niepołomice. Nawet porażka z Dubnicą na zakończenie okresu przygotowawczego nie wywołała większych obaw.  

Powrót do ligowej rzeczywistości

Wiesławowi szybko kończył się czas. Musiał działać, ale im dłużej zajmował się tym zleceniem, tym trudniej było mu znaleźć możliwe pola ataku na Mizerię i prowadzony przez niego zespół. Szkoleniowiec był zbyt nieobliczalny, by mógł mu zaskodzić, podtruwając któregoś z graczy czy robiąc małe zamieszanie w szatni. Choć zdawał się mieć opuszczoną gardę, nie dało się znaleźć żadnego miejsca, w które można by wymierzyć celny cios. Wyeliminowanie na parę tygodni Nowaka i Kotwicy wypadało więc uznać za rozpaczliwe próby wpłynięcia na sytuację w Niepołomicach.

Tymczasem Puszcza udanie wróciła do pierwszoligowej rzeczywistości. Dużo lepiej niż jej główni konkurenci. Zwycięstwo 2:0 nad ŁKS-em, po dwóch trafieniach Żytka, było tym cenniejsze, że Raków i Odra solidarnie zawaliły swoje spotkania. Przewaga wzrosła do odpowiednio 7 i 9 punktów. Tydzień później powiększyła się jeszcze o dwa oczka.

Wiesław spodziewał się najgorszego, ale o dziwo telefon nie dzwonił. W Częstochowie zaczynały piętrzyć się problemy i nagle zabrakło ludzi, by zająć się zleceniobiorcą, który zawodzi. Raków walczył o przywrócenie formy kluczowych graczy przed ważną, transmitowaną w telewizji, potyczką z Puszczą.  W stawce był prestiż, punkty i miejsce w ekstraklasie. Najwyższa możliwa stawka na tym szczeblu rozgrywkowym.

Armata Papszuna

W Niepołomicach panował nastrój wyczekiwania. Wielu kibiców postanowiło zadbać o swoje nerwy i zrezygnować z osobistej wizyty na kameralnym stadionie. Media prognozowały, że na hitowym starciu zjawi się zaledwie 1500 fanów, co oznaczało wypełnienie obiektu w mniej niż 75 procentach. Przyjezdni traktowali to jako swoją szansę, bo zawsze nieco łatwiej się gra, gdy nie przeszkadza ogłuszający doping. O ile taka liczba kibiców może w ogóle kogokolwiek ogłuszyć.

Spore zainteresowanie kibiców

Obaj trenerzy nie kombinowali i wystawili sprawdzone składy w ogranych formacjach. Dużo bardziej mogło to dziwić w przypadku Marka Papszuna, który dopiero co obejrzał dwa kiepskie występy swoich podopiecznych. Trener wierzył jednak głęboko, że do trzech razy sztuka i tym razem jego armata wypali. Musiała, bo sytuacja w tabeli robiła się z każdym tygodniem coraz mniej korzystna dla przedsezonowych faworytów do awansu.

Niewypał

Papszun odpalił lont i czekał na efekty. Fajerwerków jednak nie było. Do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis, a po zmianie stron najpierw trafił Gwiazda, a dopiero później odpowiedział Friday Eze. 1:1 dużo bardziej urządzało gospodarzy i stanowiło cios dla mającego ogromne aspiracje Rakowa. Papszun podszedł więc bliżej linii i wprowadził małe modyfikacje w planie, zachęcając swoich podopiecznych do odważniejszych ataków.

Defensywa Puszczy, z Kurą, Czarnym, Stępniem i Hodowanym nie popełniała jednak błędów. W 92 minucie, przyjmując kolejny atak, wykonała jedno nadprogramowe zadanie. Uruchomiła kontratak, po którym Tomalski wślizgiem zdołał wpakować się z futbolówką do bramki częstochowian. Papszun poczuł się, jakby w rękach wybuchła mu petarda. Za moment zdezorientowanych gości dobił golem z linii pola karnego głodny gry Orłowski.

Po tym triumfie klub z Niepołomic zwiększył swoją przewagę nad Odrą Opole do dziewięciu oczek, a nad Rakowem aż do dwunastu. Sytuacja układała się idealnie pod niespodziewanego lidera, który wobec kryzysu formy przeciwnika z Częstochowy, znacznie przybliżał się do awansu.

Tajemnica formy Niepołomic

Marek Papszun w zaciszu własnego biura długo analizował potyczkę z Mizerią. Przewijał i odtwarzał w nieskończoność kluczowe fragmenty meczu, dopatrując się decydujących błędów w ustawieniu i zachowaniu swoich graczy. Nie znalazł ich wiele. Wtedy uświadomił sobie, że siłą Puszczy w tym sezonie jest niespodziewanie wysoka forma paru graczy. To wspinający się na wyżyny piłkarze, jak Czarny, Żurek i Gwiazda, prowadzili Puszczę ku ekstraklasie. Postanowił, że potwierdzi swoją teorię naocznie i wybierze się na następny mecz niepołomiczan. Akurat grali oni na wyjeździe z Sandecją Nowy Sącz.

To, co zobaczył tego dnia doświadczony trener, nie pozostawiło mu żadnych wątpliwości. Ekipa Mizerii zdemolowała rywali 8:1, pokazując niebywałą dojrzałość taktyczną i piłkarską. To był jak wyborny spektakl, oscarowy film, występ Queen na Live Aid, ale w 2019 roku. Papszun zrozumiał, że z takim przeciwnikiem w tym sezonie nie ma prawa się mierzyć. Pogodził się z faktem, że jedno miejsce w ekstraklasie jest już zajęte.

Pogrom Sandecji
Jedenastka kolejki

Wyczekiwanie

W Niepołomicach zapanował nastrój euforii. Do awansu jeszcze trochę brakowało, ale przecież klub właśnie poprawił wieloletnie rekord w kategorii najwyższe odniesione zwycięstwo. Mało kto już pamiętał tamten pogrom 6:0 z Granatem Skarżysko. Teraz tymczasem w lepszym stylu odprawiono ligowego rywala o przecież niemałych umiejętnościach.

Wiesław zaszył się w swojej awaryjnej chacie w Bieszczadach, gdzie podobnież nawet amerykańskie satelity nie były w stanie go wykryć. Musiał przeczekać sytuację. Nie wiedział, że w Częstochowie już mało kto o nim pamięta. Całe miasto i wszyscy związani z Rakowem koncentrowali się na obecnym kryzysie zespołu i ledwie 8 punktach zdobytych z 24 możliwych. Wyniku, który zapewnił Puszczy awans do ekstraklasy…

Mizeria FM19 to kariera polskiego trenera-obieżyświata, który dorastał na Haiti i postanowił zostać nowym Kazimierzem Górskim. Stach Mizeria rozpoczyna swoją przygodę w Puszczy Niepołomice, a jego kolejne perypetie będziecie mogli śledzić w opowiadaniu w Gralingradzie. Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite.

<—— Poprzedni odcinek Następny odcinek —->

<—– Pierwszy odcinek kariery Stacha Mizerii

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.