Dragon Ball Z: Martwa strefa – recenzja filmu
Lipiec 1989 roku. Do japońskich kin trafia Dragon Ball Z: Martwa strefa. Pierwszy pełnometrażowy film w uniwersum z „zetką” w tytule, który chronologicznie opowiada o wydarzeniach jeszcze przed przylotem Raditza na Ziemię. Czy po bardzo przeciętnych trzech poprzednich produkcjach tym razem jest lepiej? Zapraszam na recenzję filmu Dragon Ball Z: Martwa strefa!
O czym opowiada Martwa strefa?
Martwa strefa lub Dead Zone, jeśli przyjmiemy anglojęzyczne nazewnictwo, opowiada o nikczemnym planie Garlica Jr., który to postanawia zebrać smocze kule, uzyskać nieśmiertelność, a następnie pogrążyć świat w mroku i chaosie. Ten niezbyt skomplikowany punkt wyjściowy okazuje się przynosić kilka pozytywnych zaskoczeń i trochę rozczarowań. Całość została przez autorów streszczona w 40 minutach, co jasno wskazuje na wysokie tempo akcji i niewiele przestrzeni do wykorzystania na budowanie charakterów postaci czy dłuższe konwersacje.
Zacznijmy od dziur fabularnych, na które trzeba mocno przymknąć oko, jeśli chce się dobrze bawić przed ekranem. Przede wszystkim trudno jest znaleźć logiczne wytłumaczenie dla całego planu Garlica, który dąży do wykorzystania smoczych kul do swoich niecnych celów, a jednocześnie już na samym początku filmu omal nie eliminuje Piccolo i Kamiego, od których życia zależy ich istnienie na planecie. Trudno to wytłumaczyć i zrozumieć, co planowali autorzy. Zgryz może wywoływać też brak konsekwencji w pokazywaniu siły bohaterów. Piccolo na początku animacji daje się filmowym wrogom łatwo pokonać, by po kilkunastu minutach okazało się, że w gruncie rzeczy wielokrotnie przewyższa ich siłą. Element zaskoczenia to kiepskie wytłumaczenie w tym uniwersum, w którym przecież postacie tak łatwo i skutecznie wyczuwają moc KI.
Kontrowersyjny Dragon Ball
Ale zostawmy fabułę z boku, bo przecież pełnometrażowe Dragon Balle nigdy nią nie zachwycały. Czy film nadrabia efektownością i oferuje rozrywkę fanom pojedynków z udziałem Goku i jego przyjaciół? Trudno na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie.
Dzieje się w Martwej strefie sporo, co jest zasługą dużej liczby pojedynków upchniętych w krótkim czasie produkcji. Starcia są nawet interesujące i pozwalają zobaczyć w akcji nie tylko Goku, ale też Piccolo czy nawet Kamiego, a przy tym nie ograniczają się do wymian ataków specjalnych, a rzeczywistych konfrontacji na pięści i kopniaki. Takie sceny zawsze warto odnotować na plus, choć w przypadku potyczki Goku i Piccolo z głównym złym nie sposób odnieść wrażenia, że mamy do czynienia z kalką ujęć i pomysłów z ich konfrontacji z Raditzem w anime. Jeśli jednak komuś nie przeszkadza taki recycling treści i scen, będzie cieszył oczy soczystymi kolorami i charakterystyczną, mającą swój urok kreską z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Do mnie ona trafia.
Martwa strefa wpisuje się w nurt japońskich animacji swoich czasów. Bywa brutalna i kontrowersyjna, by wspomnieć o wątku pijanego kilkuletniego Gohana, któremu do głowy uderzył sfermentowany owoc. Przeplata momenty poważne i humorystyczne, w których żarty są raczej niskich lotów, a przoduje w nich znowu sprowadzony do roli komediowej Krilin. Na plus, dla fanów oryginalnego Dragon Balla, wypada zaliczyć, że to jeden z ostatnich momentów, by obejrzeć Goku korzystającego z magicznego kija Nyoi-bō. W Dragon Ball Z przedmioty, które nieustannie towarzyszyły małemu herosowi w jego pierwszej przygodzie, szybko odchodzą w zapomnienie, więc to sympatyczne nawiązanie.
Martwa strefa rozpoczyna długą listę pełnometrażowych filmów wydawanych w ramach Dragon Ball Z i trzeba przyznać, że otwiera serię udanie. Może kreska i animacja nieco się już zestarzały, ale nadal potrafią zachwycać. Soczyste kolory i styl Akiry Toriyamy mają swój urok nawet tych trzydzieści lat po premierze. Niekiedy szczegółowość zawstydza dużo nowsze anime z serii Super. Fabuła jest naiwna, ale nie przeszkadza to w przyjemnym odbiorze całości. Niewiele poświęcono tu miejsca postaciom pobocznym i nie napisano wywołujących emocje dialogów, ale scenariusz stanowi tutaj jedynie pretekst do napędzania dynamicznej akcji i kolejnych pojedynków.
W przeciwieństwie do trzech wcześniej opisanych filmów, ta historia jest zupełnie nowa i nie miesza na siłę motywów z mangi i anime, a przy tym broni się tam, gdzie powinien trzymać poziom film z Goku i spółką. Ma dobrze przedstawione i efektowne walki na pięści, a i znalazło się nawet miejsce na mały twist fabularny w samej końcówce, który wymyka się znanemu z serii szablonowi. Jeśli chcecie gdzieś zacząć przygodę z filmowymi Dragon Ballami, Martwa strefa to będzie na pewno dobry wybór.
Moja ocena: 7/10
Na plus: Ciekawe pojedynki, niezła animacja, kilka zaskoczeń
Na minus: Dziury fabularne, recycling ujęć z anime, Krilin jako żart
<— Przeczytaj recenzję poprzedniego filmu – Dragon Ball: Wielka Mistyczna Przygoda
Recenzja dość oszczędna w swojej treści. Praktycznie można skrócić ją do: Nielogiczna fabuła, gdzie nie umiano sensownie wyjaśnić umiejętności bohaterów. Powtórzono znane sceny z innych produkcji o Smoczej Kuli. Na plus można podkreślić ładną kreskę z przełomu ostatnich dwóch dekad ubiegłego stulecia. Animację wciąż cieszą oko. Film posiada parę sytuacji kontrowersyjnych i jeden twist fabularny.
Bardziej niż recenzja jest to rozwodniony komentarz. Po przeczytaniu tego tekstu praktycznie prawie, że nic się człowiek nie dowiaduje. Tyle można doczytać w opisie danej produkcji z dowolnego serwisu typy filmweb.
Dzięki za komentarz! Nie zgodzę się, że tekst nie przynosi żadnych informacji odbiorcy, bo jak sam to streściłeś – są wzmianki o fabule, o zaletach i wadach czy zwracających uwagę elementach filmu. Chętnie jednak uzupełnię ją jeszcze, jeśli wskażesz, co powinna dodatkowo zawierać. 🙂
Dobrze by było zwrócić uwagę w przypadku tego anime na sztuki walki. Songo i spółka zawsze używali różnych form. Wgłębienie się w to nieco szerzej niż tylko wzmianka, o recyklingu była mile widziana. W Smoczych kulach zawsze lubili długo walczyć, czy tutaj jest podobnie, a może postawili na sceny rodem z okruchów życia, a mordo bitka była tylko przy okazji itp. Warto nakreślić co nieco o innych postaciach drugo planowych, bo sam fakt Gohana zjadł sfermentowany owoc to ciut za mało. O klimacie filmu, czy był dramatyczny, czy raczej przyjął nieco komediową formę. itp.
Dzięki, przysiądę w wolniejszej chwili i uzupełnię tekst, by był bardziej użyteczny.
Warto rozwijać swój warsztat, a dzięki temu więcej osób się zainteresuje tym co robisz.
Bardziej rozbudowane teksty zawsze przyciągają nowych czytelników.