Generał Daimos po czterdziestce – recenzja po powrocie do anime
Lata dziewięćdziesiąte XX wieku nie były może czasem takiego bajkowego dobrostanu, jaki dzieciaki mają obecnie, ale i tak nie było powodów, żeby narzekać. Wieczorynki z bohaterami Disneya, polskie klasyki z Reksiem na czele, kasety VHS z GI Joe, a do tego te fantastyczne, acz nieco dziwne animacje z Polonii 1. Garstka wiedziała może, że stawia wtedy pierwsze kroki w świecie anime. Wprowadzał nas do niego między innymi potężny Generał Daimos.
Od premiery Daimosa, który w Japonii był emitowany w latach 1978-1979, minęły już cztery dekady. W dzieciństwie bardzo pobieżnie śledziłem opowieść o potężnym obrońcy Ziemi, zachwycając się pomysłem, ale nie zagłębiając w szczegóły historii. Utrudniał to zresztą program emisji kolejnych odcinków na Polonii 1. Telewizji zresztą zostało to do dzisiaj, że potrafi mieszać w harmonogramach pokazywania odcinków. Postanowiłem więc, że dobrze byłoby wrócić i spojrzeć na Daimosa uczciwie, odkrywając szczegóły opowieści i porównując wrażenia z tymi zamazanymi już wspomnieniami sprzed tak wielu lat. Oto moje wnioski, a więc też recenzja Daimosa.
Daimos – romantyczny robot
Zakładam, że bardzo wielu z nas, którzy te trzydzieści lat temu zasiadali przed telewizorami, by pochłaniać animacje emitowane na Polonii 1, skupiało się wówczas na tym, co najbardziej efektowne. Dziecięcy punkt widzenia sprawiał, że najlepszy i najważniejszy był sam Daimos – potężny biało-czerwony robot mierzący kilkadziesiąt metrów wysokości. Wyczekiwaliśmy na jego kolejne pojedynki z wrogimi maszynami i ten kultowy moment transformacji z rozpędzonej ciężarówki, Tranzora. Bitwy, bitwy, bitwy – to się liczyło, to nas zachwycało. I to jest też tym pierwszym i najmocniejszym ciosem, który spada na dorosłego odbiorcę wracającego do Daimosa po latach. To nie jest anime o walkach wielkich mechów, a dużo poważniejsza i głębsza opowieść o wojnie.
Daimos, czego sam do niedawna nie wiedziałem, należy do Robot Romance Trilogy. To trzy opowieści, jak informuje Wikipedia, stworzone przez zespół Saburo Yatsudo i wyreżyserowane przez Tadao Nagahamę, poprzez które autorzy chcieli zerwać z dotychczasowym kanonem prostackich animacji o wielkich mechach. Coś w rodzaju naturalnej ewolucji gatunku, który wcześniej pełnił rolę efektownej reklamówki dla kolejnych zabawek, a teraz wkraczał w ambitniejsze rejony, zrzucając kajdany ograniczeń.
Co to oznacza? Generał Daimos stawia na przedstawienie ciekawych postaci, zbudowanie bardziej złożonych charakterów, które potrafią się zmieniać i wywoływać różne emocje. I to widać od pierwszych odcinków. Jeśli siada się do Daimosa z myślą o wielkich bitwach i uczcie dla oczu, szybko można zacząć się frustrować faktem, jak marginalną rolę pełnią one w niektórych odcinkach. Owszem, Daimos co odcinek wyjeżdża z bazy Daimobic, by powstrzymać kolejnego robota najeźdźców z Baam, ale nietrudno odnieść wrażenie, że czasami robi to wręcz na siłę, byle tylko się pojawić.
Daimos, Kazuya i Erika
Wspomniałem o najeździe na Ziemię, więc pozwólcie na kilka zdań wprowadzenia do założeń fabularnych. Wojna wybucha w momencie, kiedy cywilizacja Baam, szukająca nowego domu po katastrofie na własnej planecie, rozpoczyna inwazję na Ziemię. Przybysze z kosmosu nie są jednak tak zupełnie źli – decyzję o zbrojnym uderzeniu podejmują po śmierci swojego przywódcy, Leona, który zostaje otruty podczas spotkania przedstawicieli obu cywilizacji w bazie na Księżycu. Na czele najazdu staje syn zamordowanego, Richter, wspierany przez zaufanych dowódców Balbasa i Raizę oraz siostrę Erikę. Wszyscy wykonują rozkazy nowego lidera Olbana, działając z ukrytej na dnie ziemskiego oceanu bazy, podczas gdy większość ich zahibernowanych pobratymców krąży w sztucznym satelicie na orbicie Jowisza. Ziemianie są dużo mniej zaawansowani technologicznie i ponoszą kolejne klęski aż w końcu do walki wyrusza napędzany kosmiczną energią wielki robot z Japonii, Daimos.
Już ten lakoniczny opis zwraca uwagę na obecność wielu różnych postaci i skomplikowane tło fabularne. Kolejne sekrety bohaterów, intrygi i tajemnice odkrywane są z odcinka na odcinek, starając się nadać wszystkim uczestnikom walk nieco głębi. Widać, że autorom zależało na stworzeniu bardziej dojrzałej i angażującej opowieści. Z dzisiejszego punktu widzenia te starania wypada docenić, ale trudno się nimi zachwycać. Skomplikowana relacja Kazuyi, pilota Daimosa i Eriki szybko zaczyna męczyć i wręcz irytować. Nie brakuje też fabularnych uproszczeń i dziur, które utrudniają poznawanie historii i wywołują pewien grymas u uważnie śledzącego opowieść widza.
Staruszek Daimos
Na domiar złego Daimos obecnie nie ma wiele do zaoferowania pod względem typowo wizualnym. I nie mówię tutaj o poziomie animacji, który wygląda momentami nadal nieźle. Pojedynki wielkich robotów są niestety schematyczne, często kończą się zbyt szybko i zostawiają oglądającego z niedosytem tym większym, że niektóre projekty mechów Baam są naprawdę interesujące.
Tu właśnie leży mój największy problem z Daimosem, kiedy wracać do niego po czterdziestu latach. Nie jest to wystarczająco satysfakcjonujące widowisko pod względem potyczek potężnych robotów bojowych. Jednocześnie zestarzało się również zauważalnie pod względem fabularnym, więc historia nie pasjonuje i nie trzyma na krawędzi fotela. Nie odmawiam jednak anime wkładu w rozwój gatunku – przed laty to był z pewnością ważny i potrzebny krok naprzód.
Teraz jednak oceniam swoje doświadczenia z przełomu 2020 i 2021 roku. Po poznaniu całej historii wielkiego konfliktu, nie jestem w stanie jej z czystym sumieniem rekomendować. Dla mających chęć wrócić wspomnieniami do czasów dzieciństwa, polecam rozwiązanie z 2-3 losowymi odcinkami, które wystarczą za wehikuł czasu. Zobaczycie wystarczająco wiele, a nie zdążycie się zmęczyć, co wydaje się scenariuszem idealnym.
Daimos to kontrowersyjna i ciekawa postać. Już od małego mnie fascynowała. Jego głos oraz charakter jest dosyć ciekawy. A powrót anime – genialnie!
ah te charakterne roboty 😉
Ostatnio oglądałem całość z synkiem który oczywiście jest zainteresowany głównie momentem gdy pojawiają się roboty i jest walka 🙂 prawda jest taka że mnie kiedyś interesowało to samo. I ten moment kiedy podczas walki zmienia się muzyka w tle i Daimos zaczyna wygrywać. Swoją drogą nie wiem czy ktoś zauważył że w polskiej wersji nazwy funkcji Daimosa podczas walki z odcinka na odcinek potrafiły się zmieniać? Np czasami podwójnym wichrem były te sztylety z klatki piersiowej 🙂
Świetny pomysł, by z synem oglądać wspólnie Daimosa. 🙂 To głównie dla robotów i walk siadaliśmy przed laty do Daimosa, ale gdy już się w niego wgryźć, to okazuje się, że tam pojedynki wielkich maszyn stanowią tylko drobny fragment, a dużo większą rolę odgrywa polityka i ludzkie emocje. Ciekawe doświadczenie, jak ogląda się Daimosa po latach. 🙂
Byłam w przedszkolu kiedy oglądałam Daimosa. Dziś wiem że to było moje pierwsze zetknięcie z wojną. Z widokiem zabijania, ludzi z bronią, zabijaniem, a niektóre sceny były w tej bajce naprawdę straszne, zabijanie bezbronnych cywilów, morderstwa, otrucie, znęcanie się nad rannymi, zdrady, tortury itd itp. Myślę że ta bajka nauczyła mnie tak naprawdę jak okrutni mogą być ludzie. Myślę że przez opiekunkę Eriki i Erikę jestem dziś pielęgniarką… 🙂
Wow, znalazłaś w Daimosie fantastyczną inspirację! To tylko pokazuje, jak wielowymiarowy przekaz ma ta animacja i jak wiele każdy z nas może z niej wyciągnąć. Chylę czoła, bo pielęgniarstwo jest bardzo wymagającym zawodem i nie każdy jest w stanie udźwignąć jego ciężar. Życzę też dużo pozytywnych emocji w codziennej pracy, niech Twoja pasja do zawodu nie gaśnie. 🙂
Hmmmm no nie wiem… Są pozycje, które starzeją się strasznie paskudnie i są pozycje takie jak Daimos, które zestarzały się, ale wciąż mają coś do zaoferowania. Dla mnie tym czymś jest przede wszystkim zarąbista ścieżka dźwiękowa, która po prostu się nie nudzi. Tyle razy ją słuchałem na YT, za dzieciaka, teraz po 3X latach i wciąż fajnie to wygląda.
Daimos nie jest złą produkcją, to prawda, ale trzeba też mu wiele wybaczyć. Pod względem oprawy i muzyki nadal robi wrażenie, ale już scenariuszowo czuć ten upływ lat. Nie zmienia to jednak faktu, że mówimy o produkcji, która na stałe zapisała się w kanonie, a dla wielu z nas znaczy naprawdę wiele. 🙂
Super