The Legend of Zelda: Breath of the Wild #8
Zapas eliksirów zapewniających ognioodporność okazał się całkiem zbędny. Link szybko wszedł w posiadanie ekwipunku, który zapewniał potrzebną ochronę przed wysokimi temperaturami. Ciężki strój ograniczał mu może ruchy i nie należał do najwygodniejszych, ale za to ratował przed panującym w tych okolicach ukropem.
Wśród Goronów
Nie była to zbyt przyjemna okolica dla wędrowców. Co innego dla żyjących tu od zamierzchłych czasów Goronów, dla których spiekota stanowiła rutynowego towarzysza każdego kolejnego dnia. Przedstawiciele nacji przewyższali Linka rozmiarami dwu- a nawet trzykrotnie. Potężnie zbudowani, dysponowali ogromną siłą, z której robili użytek, trudniąc się przede wszystkim wydobyciem kruszców z licznych złóż w okolicach góry.
Wspinając się ku Górze Śmierci, Link zbierał informacje, by jak najlepiej przygotować się na czekające go wyzwania. Miał duży respekt do rejonu naznaczonego językami i jeziorami lawy. Wśród napotkanych mieszkańców wzbudzał sensację dobrym przygotowaniem do wędrówki. Na terenie wykopalisk napotkał Gorona, który czuł się znudzony obecną pracą przy wydobyciu kamieni szlachetnych. Zbieg okoliczności sprawił, że jego nazwisko kończyło się na „son” i idealnie wpasowywało w wytyczne otrzymane od Bolsona. W ten sposób młody podróżnik mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, odsyłając go do wioski budowanej właśnie od podstaw w Akkali. Pomógł dwóm nieznajomym, pełniąc symboliczną rolę łącznika. Zadowolony z siebie ruszył dalej.
Vah Rudania
Eksplorując obszar, zatrzymał się na jednym z wzniesień. Omiótł wzrokiem okolicę, starając się coś dostrzec przez tańczące przed oczami przy tak wysokich temperaturach powietrze. To wtedy ją ujrzał. Do tej pory perfekcyjnie kamuflowała się w cieniu góry. Przypominająca gekona Vah Rudania powolnym krokiem okrążała szczyt wyrzucającego lawę wulkanu. Była zupełnie inna od Vah Ruty, ale budziła podobny respekt. Przez myśl wojownika przebiegło pytanie, w jaki sposób zdoła się wedrzeć do jej środka, by spróbować uwolnić ją spod mocy Ganona.
Na znalezienie odpowiedzi będzie mieć jeszcze czas. Wyruszył do miasta Goronów i wkrótce znalazł się w zbudowanej z kamienia osadzie, pełnej wykutych w jaskiniach schronisk i poprzecinanej potokami lawy. Mieszkańcy mieli powody do narzekań. Vah Rudania od dziesięcioleci uprzykrzała im życie. Uniemożliwiała wydobycie bliżej wulkanu, gdzie złoża były bogatsze. Potrafiła atakować mieszkańców, zmuszając ich do planowania obrony i ostrożności. Odstraszała też wędrowców, na czym cierpieli lokalni przedsiębiorcy.
Na czele wioski stał wiekowy Bludo, któremu coraz ciężej było toczyć kolejne boje ze Świętą Bestią. Plecy dawały się mu we znaki, przeciążone latami dźwigania dużych ciężarów. Link od razu mógł mu się przydać. Starzec zaczynał niepokoić się o wysłanego po środki przeciwbólowe młodzieńca imieniem Yunobo. Wojownik zgodził się go odszukać.
Yunobo – krewny Daruka
Pewnym zaskoczeniem była dla niego obecność na tym obszarze lizalfossów, które założyły obóz w pobliżu opuszczonej kopalni. Wyposażone w łuki stwory uniemożliwiały swobodne przemieszczanie się paragliderem pomiędzy skalnymi formacjami w jeziorze lawy, więc stoczył wiele pojedynków strzeleckich, nim dotarł w miejsce, skąd dochodził głos wołający pomocy.
Młody Yunobo utknął w środku skalnego pomieszczenia, kiedy zrzucone przez Vah Rudanię kamienie zatarasowały wyjście. Zwykłą bronią, a nawet bombami Link niewiele mógł zrobić. Rozejrzawszy się po okolicy, dostrzegł dziwną konstrukcję przypominającą katapultę. Ciekawość i spryt pomogły mu wykorzystać ją jako wyrzutnię bomb. W ten sposób uwolnił Gorona.
Okazało się, że jest on spokrewniony z dawnym czempionem Hyrule, Darukiem, który przed laty stał u boku Zeldy podczas najazdu Ganona. Obaj dysponowali niezwykłą mocą tworzenia niezniszczalnej bariery wokół swojego ciała. Na tym podobieństwa się kończyły, bo nijak nie mógł równać się z największym wojownikiem nacji pod względem charyzmy czy odwagi.
Kiedy zostawił Linka i popędził do wioski, ten znów na moment zatopił się w rozmyślaniach. W pamięci miał tylko zebrane do tej pory skrawki dotyczące Daruka. Czuł przez to wyrzuty sumienia. Wiedział, że zapewne gdzieś tam jest – uwięziony jako duch na Vah Rudanii. Musiał mu pomóc.
Żywy pocisk
Niestety medykamenty nie pomogły i stary Bludo nie był w stanie udzielić swojego wieloletniego doświadczenia przybyszowi z daleka. Mógł tylko oddelegować mu jako wsparcie Yunobo, by ten pomógł opuścić most zwodzony prowadzący już w bliskie rejony wulkanu. Link podziękował. Nie liczył i nie oczekiwał nic więcej, bo wiedział, że odzyskanie Świętej Bestii z rąk Ganona jest tylko i wyłącznie jego powinnością.
Ruszyli razem ku Górze Śmierci. Skalę wyzwania zapowiadały nie tylko coraz wyższe temperatury, ale też napotkane mobliny, które napadły Yunobo. Gdyby nie jego unikalna zdolność, zapewne skończyłby marnie. Tak zdołał dotrwać wystarczająco długo, by Link wspiął się na pobliski szczyt i z wysoka zaatakował potwory.
Chwilę później odkryli, że moc Yunobo ma jeszcze jeden atut. Dzięki niej Goron może zmieniać się w żywy pocisk o potężnej sile. Dokładnie taki, jaki był potrzebny na opuszczenie mostu. Dokładnie taki, by móc za chwilę podjąć walkę z Vah Rudanią…
The Legend of Zelda: Breath of the Wild jest przez wielu nazywane jedną z najlepszych gier ostatnich lat i wzorcowym sandboksem. Kilka lat po premierze dołączam do Linka w jego wędrówce po Hyrule, by poznać tragiczną historię krainy, ale też dowiedzieć się o losach ambitnego wojownika. Towarzyszcie nam w tej podróży w ramach kolejnych relacji z gry w Gralingradzie!
Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, którą wypiję ze smakiem podczas wędrówki po Hyrule!
<— Siódmy odcinek opowieści z The Legend of Zelda: Breath of the Wild
Dziewiąty odcinek opowieści z The Legend of Zelda: Breath of the Wild —>