Mario + Rabbids: Kingdom Battle #5: Dom Bowsera
Mario bywał tam nieraz. Dobrze wiedział, jak niebezpieczny jest to teren do działania. W lawowej krainie czekało ich wielu wrogów, sporo pułapek i niemniej zagadek logicznych do rozwiązania. Już po chwili poczuli podmuch gorąca bijący z czarnych skał i czerwonych potoków magmy. Ukrop był nie do wytrzymania. Z miejsca też dostrzegli, że dom Bowsera również ucierpiał na skutek międzywymiarowej zabawy kórlików. Przedziwne maszyny o różnych rozmiarach zaskakiwały wzrok na każdym kroku. Tu walce, tam zębatki, koła zamachowe i łańcuchy, nic nie dodawało specjalnie wędrowcom otuchy.
Prezent od taty
Przybysze nie byli tam zbyt mile widziani. Megabug wiedział, że chcą go powstrzymać i napuszczał na nich kolejne grupy drani. Przeciwnicy występowali w grupach i dobrze się uzupełniali. Na polu walki, na domiar złego, zagrażały herosom masywne głazy, spadające z wysoka wprost na głowy nieuważnych spacerowiczów. W tych okolicznościach zły ruch mógł oznaczać bliskie spotkanie z latającymi wkoło głowy gwiazdkami.
Mario znał takie wyzwania, ale obawiał się o swoich niedoświadczonych kórliczych kompanów. Ryzykowali sporo, nie zabierając ze sobą nikogo, kto potrafiłby uleczyć siniaki i opatrzeć bolącą głowę. Zadanie to spoczęło na barkach kórlika-Luigiego, który musiał swoją wampirzą zdolnością zarażać przeciwników i pozwalać w ten sposób korzystać z jej zalet także kompanom. Nie była to metoda najskuteczniejsza, a tym bardziej pewna. Za to jedyna, jaką mieli do swojej dyspozycji, jeśli nadal chcieli w tym właśnie składzie uratować Iskrzyka.
Pomimo trudności, dzielnie parli naprzód aż dodarli do skomplikowanego mechanizmu z plątaninom rur. Okazał się on przejściem na niższy poziom, gdzie z niespodzianką czekał już na nich Bowser Jr. Wyciągnął z szafy ukochany prezent od taty, by zrobić z niego użytek. Wielki robot z ogromnym młotem zwiastował kłopoty, a na domiar złego przed starciem z nim bohaterowie musieli jeszcze pokonać wyjątkowe niecnoty w postaci Bucklerów z tarczami.
Iskrzyk!
To wyzwanie wymusiło chwilową zmianę w składzie. Pierwszy od raz od dawna na przerwę udał się kórlik-Luigi, ustępując miejsca zwykłemu Luigiemu. Jego większy zasięg broni i zdolność specjalna ostrzeliwania poruszających się przeciwników okazywały się idealnie dobrane do konfrontacji z robotem, który z bliska potrafił szybko ubić cię na naleśnika.
Bowser Jr. nie spodziewał się takiej zmiany. Choć pędził po mapie ze wszystkich sił, próbując dopaść Mario i jego przyjaciół, nie zdołał żadnemu zrobić krzywdy. W końcu trafiany raz po raz robot uległ awarii, zmuszając zdenerwowanego właściciela do ucieczki. Iskrzyk wreszcie odzyskał wolność! Choć przez krótką chwilę mógł poczuć się bezpieczniej.
Bohaterowie byli jednak w samym centrum lawowej krainy. Czekała ich długa przeprawa przez nieprzyjazny świat, podczas której musieli zważać teraz na siebie, ale też na bezbronnego Iskrzyka. Jak dużym okazało się to wyzwaniem, przekonali się błyskawicznie. Mały kórlik był dość powolny, a przez to wymagał nieustannej opieki. Dla dziesiątków Ziggiesów, walkyrii i Smasherów stanowił łakomy kąsek, więc Mario, kórlik-Luigi i kórlik-Yoshi niejeden raz brali za niego razy, byle tylko pozwolić mu w całości dotrzeć do wyznaczonego punktu-bazy.
Bwahrio i Bwahluigi
I tak, podążając długimi korytarzami, rurami i mostami kołyszącymi się niepokojąco nad potokami lawy, zbliżali się do celu, gdy wtem ziściły się ich najgorsze obawy. Z wielkiego wiru, co od dawna tak ich niepokoił, wyskoczył dziwny skrzydlaty stwór. Oto pokazał się w końcu on – Megabug we własnej osobie. Zaskrzeczał, w niebo wzleciał, a potem dopadł do Iskrzyka i porwał go ku sobie. Ogromna moc wstrząsnęła krainą, zapowiadając najgorsze.
Brakowało czasu, a herosi nie mogli działać pochopnie, bo w świecie Bowsera roiło się od niebezpieczeństw. Megabug rósł w siłę, a wraz z nim zyskiwały też nowe moce kórliki pozostające w niewoli jego wpływu.
Zamek wydawał się już o mały krok. Wielki drewniany, wiszący most jawił się jako ostatnia prosta. By do niego dotrzeć, Mario i jego kompani musieli jednak pokonać trzech wyjątkowo silnych strażników. Bwahrio, Bwahluigi i Lava Queen nie tylko dysponowali sami ogromną siłą, ale mieli też wielu podkomendnych na swoich usługach. Bwahrio potrafił zasypać napotkany cel gradem pocisków. Bwahluigi z kolei był niezwykle groźny z bliska, trzymając w rękach potężną rurę kanalizacyjną. Lava Queen łączyła wszystkie najlepsze cechy szybkich i doświadczonych na polu walki walkyrii. To była długa, wyczerpująca seria potyczek, w której szala zwycięstwa przechylała się często z jednej na drugą stronę. Ostatecznie dobro zatriumfowało.
MegaDragonBowser
Nie mając czas na regenerację sił, Mario wbiegł na dziedziniec zamku. Tam już czekał na niego przerażony Bowser Jr., który widział przegraną ojca w krótkiej bitwie z Megabugiem. W ten sposób sam dostał się pod jego kontrolę. I znów historia zatoczyła koło i sprawiała, że sytuacja prezentowała się niewesoło. Mario i Bowsera czekała kolejna potyczka i wcale nie było pewne, kto komu sprzeda w nos prztyczka.
MegaDragonBowser – potężna skrzydlata bestia o wydawałoby się nieograniczonej mocy wywoływała słuszne przerażenie. Kiedy wylądowała na kamiennej posadzce, echo uderzenia rozniosło się po jaskini. Płonące ślepia stwora spojrzały groźnie w stronę trzech maluczkich przybyszów. Mario, kórlik-Luigi i kórlik-Yoshi nie mogli się cofnąć. Nie zdołaliby zresztą uciec. Musieli stanąć do walki.
Megabug nie znał litości
W przypływie złości
Wezwał na swe włości
Kolejne okropności!
Mario i jego kompani
Nie byli na to przygotowani
Wpierw Lava Bucklers
A potem Lava Smashers
Naszło się tych drani!
Moc Megabuga była przytłaczająca, a napędzał ją strach bestii przed unicestwieniem. Mario i spółka zaszli już tak daleko, czym udowodnili siłę ducha i umiejętności. Stwór z innego wymiaru nie mógł ich dłużej lekceważyć. Dlatego też rzucił podczas finałowej konfrontacji wszystko, co miał do swojej dyspozycji. Zasypał ich potężną siłą ognistego oddechu Bowsera, wywołującymi falę uderzeniową skokami, a do tego kolejnymi falami pomagierów.
Sytuacja robiła się z każdą chwilą trudniejsza. Arena zmagań stawała się jakby mniejsza, bo bestia skokami niszczyła osłony. Mario dał z siebie wszystko, ale upadł po serii ciosów, a świat wstrzymał oddech przerażony. MegaDragonBowser zepchnął dwóch kórliczych wojowników do głębokiej defensywy. Sam też jednak był u skraju sił. Zostały dwa skalne bloki, za którymi Yoshi i Luigi w kórliczych postaciach mogli się skryć. Smok podszedł na krok, gotowy, by wyć. Obaj mieli ledwie po sto punktów zdrowia, lecz mimo to ostatnich ataków nie było im szkoda. Uderzyli wspólnie, z werwą i zapałem, a raniony Megabug zaryczał i uciekł, opuszczając ciało Bowsera.
Niebywałe! Choć wszystko zdawało się stracone, zło zostało jednak zwyciężone! W ten sposób kórlik-Luigi i kórlik-Yoshi, choć nikt by tego się nie spodziewał, zostali nagle bohaterami całego grzybowego królestwa. Ot kolejny dowód na to, że nie szata zdobi długoucha, gdy przychodzi walczyć o pokój i spokój ducha.
Tak oto ta historia dobiega do końca. Kórlikom znów się upiekło. Dla Mario i jego kompanów nie był to jednak koniec przygód, o czym przekonać się będziecie mogli za jakiś czas!
Mario+Rabbids: Kingdom Battle to taktyczny RPG łączący uniwersa kultowej serii Nintendo i zwariowanych Kórlików w nowej opowieści. O możliwościach, które oferuje produkcja graczowi, a także opowiadanej przez nią historii, przeczytasz w ramach odcinkowej relacji z elementami bajki w Gralingradzie!
Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, która napędzi kolejne opowieści.