Przygoda FIFA Street #5: Marsylia podbita!
Brucevsky stresował się, jakby za moment miał bronić magisterkę. Mógł, bo za kilka sekund rozpoczynał pierwszy mecz turnieju kwalifikacyjnego, od którego wyniku mogła zależeć jego przyszłość. Największym ciężarem były oczekiwania kompanów. Wiedział, że na tle Solariego, Wornsa czy Jamesa prezentuje marne umiejętności. Za wszelką cenę nie chciał spowalniać tego pędzącego ku Brazylii powozu.
Poszło całkiem sprawnie. Ćwierćfinał i półfinał drużyna The Cobras, jak nazwali się jeszcze z Tomasem i Markiem, odprawiła kolejnych rywali pewnie, zwyciężając sześciominutowe starcia 4:1 i 5:3. To nie Brucevsky decydował o rozstrzygnięciach, ale kilka akcji zablokował, parę piłek nieźle zgrał. Był małym trybikiem w machinie, ale niezbędnym, by w ogóle mogła funkcjonować. W finale czekał już Czech Karel Poborsky i jego znajomi. Dziwnie rozluźnieni, żartujący i dogryzający sobie na każdym kroku. Nie daj się zdekoncentrować, wiedzą co robią – ostrzegł Solari i odszedł na swoją stronę boiska. Porada nie podziałała najlepiej, bo Brucevsky spiął się za bardzo i spóźnił z asekuracją, pozwalając dobić piłkę do bramki w 40 sekundzie. Na jego szczęście, finały rozgrywano w formacie 2×5 minut.
Solari odpowiedział dwukrotnie i na przerwę obie ekipy schodziły z wynikiem 2:2. Z pozycji kibica, oglądającego całość zza siatki, dużo bardziej zdenerwowani byli The Cobras, jakby przerażeni wizją utraty wielkiej szansy. W takich chwilach niełatwo udźwignąć presję. Brucevsky miał to szczęście, że Solari i Worns umieli radzić sobie w sytuacjach stresowych i po zmianie stron zrobili wystarczająco wiele, by przejąć inicjatywę. Efektownie wykończony mocną główką z 6 metrów gamebreaker Wornsa na 4:2 praktycznie zamykał temat. Poborsky odpowiedział jeszcze na 3:4 na sześć sekund przed końcem, udanie mijając niemieckiego defensora zwodem „Get It To Go”, ale zwycięstwa już rywalom nie odebrał.
Jedziemy chłopie do Ameryki! – krzyknął uśmiechnięty od ucha do ucha Solari, podchodząc z wyciągniętymi na boki rękami do otumanionego radością Brucevsky’ego.
Kolejne dwa tygodnie pochodzący z Polski chłopak poświęcił na dopięcie paru spraw w Marsylii. Musiał wyprosić urlop dziekański, rozliczyć zaległe tematy z uczelnią i zadbać o odpowiednią kondycję. Na szczęście wspierali go Marek i Tomas, bez których pewnie zapomniałby o odebraniu od wujostwa zostawionego u nich paszportu. Tak roztrzepany to pewnie dość szybko do nas wrócisz – zaśmiewał się Tomas, widząc biegającego z miejsca na miejsce kolegę. Bardzo zabawne, wiesz ile tego jest? – odbił Brucevsky. Cierp ciało, jak chciało – zripostował Marek. Trudno było nie przyznać mu racji. Szykujący się do wyjazdu zawodnik tylko uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że spełnia się jego sen i ma szansę na wspaniałą przygodę.
Informator turniejowy zawierał dokładny kalendarz. Najpierw Rio, później Nowy Jork, następnie Lagos i powrót do Europy. Amsterdam, Rzym, Berlin, Barcelona. Ależ tournée – analizował Brucevsky. Jeszcze w samolocie Solari postanowił przypomnieć mu, że nie może się zatrzymywać i okazywać zawahania, jeśli planuje odnieść końcowy sukces. Wielu było przed tobą takich, którzy skończyli na pierwszej lub drugiej przeszkodzie. Kilku spotkasz na swojej drodze, na dalszych turniejach. Oni osiągnęli konkretny poziom, nie tylko doskonaląc swoje umiejętności, ale też zbierając wokół siebie równie solidnych towarzyszy – wyjaśnił. Musisz więc trenować, wygrywać i myśleć o przyszłości. Nie roztkliwiaj się, gdy przyjdzie do zmiany składu – rzucił. Brucevsky’emu ciężko się było z tym pogodzić. Miałby nagle podziękować Wornsowi czy Solariemu, bo pojawi się ktoś lepszy? FIFA Street premiowała jednak tylko najlepsze teamy. A te formowane były bezlitośnie…
Przygoda FIFA Street to opowiadanie inspirowane grą FIFA Street. Zobacz świat ulicznego futbolu z innej perspektywy. Zaglądaj regularnie do Gralingradu, by nie przegapić następnych odcinków! Obserwuj też profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć innych ciekawych treści i dołączyć do jedynej takiej społeczności! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.