Otagowano: Przygoda FIFA Street
Lagos, Amsterdam, Rzym, Berlin. Poszło szybko i sprawnie, bo okazało się, że z Makelele i Xabim Alonso The Cobras w każdym z tych miejsc prezentowali poziom poza zasięgiem konkurencji. I to pomimo faktu, że w niektórych potyczkach francuski pomocnik występował mocno „przemęczony” po poprzedzającym wieczorze.
Xabi Alonso nie ściemniał. Makélélé rzeczywiście przebywał w Nowym Jorku i zgodził się nawet wystąpić w kilku nadchodzących konfrontacjach. Brucevsky nie mógł jednak być zbyt spokojnym, bo Francuz niechętnie palił się do większej liczby spotkań, a tym samym przed turniejem w USA The Cobras mieli dość skromną kadrę.
Rio de Janeiro powitało The Cobras zgodnie z przewidywaniami, a więc palącym słońcem i duchotą. To nie będą łatwe warunki do grania – pomyślał Brucevsky. Jeśli jednak chciał cokolwiek osiągnąć, musiał szybko się zaaklimatyzować. Miał ledwie dwa tygodnie na złapanie formy przed meczem o puchar Brazylii.
Brucevsky stresował się, jakby za moment miał bronić magisterkę. Mógł, bo za kilka sekund rozpoczynał pierwszy mecz turnieju kwalifikacyjnego, od którego wyniku mogła zależeć jego przyszłość. Największym ciężarem były oczekiwania kompanów. Wiedział, że na tle Solariego, Wornsa czy Jamesa prezentuje marne umiejętności. Za wszelką cenę nie chciał spowalniać tego pędzącego ku Brazylii powozu.
Solari nie należał do wyrozumiałych nauczycieli, którzy krok po kroku objaśniają wszystkie równowania przed klasówką. W ramach kilku wieczornych treningów dał swoim nowym kompanom z ekipy wycisk, po trosze rewanżując się za poniesioną przed kilkoma dniami porażkę. Miało to jednak swoje pozytywne efekty.
Willy był wyjątkowo pomocny we wprowadzaniu nowych zawodników do świata ulicznego futbolu. Nie tylko obiecał zorganizować dla laików spotkanie z Solarim, ale przekazał też turystyczny przewodnik po Marsylii, na którym wcześniej czerwonym markerem oznaczył najpopularniejsze miejsca spotkań zawodowców.
Przyjaciele od kilku minut siedzieli w zamyśleniu w swoim pokoju w akademiku. Patrzyli przed siebie, tonąc w myślach, podczas gdy leciwy wiatrak prowadził z góry przegraną walkę o zmniejszenie temperatury wewnątrz. Dwie muchy toczyły zażarty powietrzny pojedynek nad resztkami drugiego śniadania.
Słońce z wolna pojawiało się na horyzoncie, budząc całą Marsylię ze snu. Wielu mieszkańców wstawało z łóżek w dużo lepszych nastrojach niż jeszcze dzień wcześniej, wszak upragniony weekend był już bliżej, niemal na wyciągnięcie ręki. Dla trzech młodych mężczyzn dzień zaczął się już kilkanaście minut temu. Studenci Wydziału Języków Słowiańskich na miejscowym Université d’Aix-Marseille I tradycyjnie rozpoczynali dobę od wspólnego joggingu. Trzeba przyznać, że...