Moja kariera w FM 2016 #98: Współczynnikowi sąsiedzi
Spławiłem Bordeaux, tak samo jak Kayserispor i Charleroi, które koniecznie chciały jeszcze przed końcem wakacji wypożyczyć na rok moich młodych defensorów. Ongenda i Wallin byli mi jednak potrzebni. Zamierzałem ich w nadchodzących miesiącach powoli wprowadzać do pierwszego składu.
Nie prezentowali może jeszcze poziomu godnego walki o najwyższe cele w Ligue 1, ale też bardzo nie odstawali. Spokojnie mogłem zakładać, że poradzą sobie z wyzwaniem. Utwierdzał mnie w tym Le Permentier, niewiele lepszy młody talent, który aktualnie notował przyzwoite występy w eliminacjach Ligi Mistrzów, w barwach Standardu Liege, do którego został wypożyczony.
Testować tych nastoletnich zdolniachów zamierzałem w konfrontacjach z ligowymi outsiderami, a także w krajowych pucharach. Na przykład z takim Nimes, które było skazywane na szybki powrót do drugiej ligi. W wyjściowym składzie wybiegli Wallin i Combes, ale już w ataku wszystkie większe nazwiska z kadry, co by głupio nie stracić punktów. Wymęczyliśmy bułę, wygrywając 2:1. Spotkanie ustawiły pod nas trafienia Dembele, który indywidualnie rozjechał obrońców tuż przed przerwą i Ba, który trafił głową w 48 minucie. Jedyny minus? Jung zszedł z kontuzją przed końcem i okazało się, że wyleciał ze składu na kilka tygodni. Naciągnięcie więzadeł kolanowych nie brzmiało dobrze, więc zamierzałem dać mu solidnie odpocząć, żeby wrócił na istotne potyczki w fazie grupowej Ligi Mistrzów.
Dzień przed wylotem na losowanie w Nyonie znowu odezwał się Real Madryt. Zastanawiało mnie to zainteresowanie Królewskich Fehamem, który w tym momencie nie stanowił dla nich specjalnego wzmocnienia. Podbili nieco swoją ofertę, ale 7 250 000 euro bez bonusów nadal wyglądało marnie. Musiałem jednak zająć się tematem i pogadać z Salimem, do którego pewnie już dotarły wieści.
– Odzywał się Real, tak trenerze? – zapytał, bez owijania w bawełnę.
– Tak, ale to marna oferta, mówię ci to szczerze. Finansowo dostaniesz może więcej niż w Paryżu, ale będziesz kopał z młodzikami gdzieś w rezerwach. I nie mówię ci tego złośliwie, spójrz na konkurencję. James Rodriguez, Isco, Odegaard to klasa sama w sobie. Szybko ich nie wygryziesz. U nas tymczasem pograsz z Monaco, PSG, wystąpisz w Lidze Mistrzów.
– No wiem, ale to jednak Real.
– Na razie im odmówimy, bo dają za mało kasy. Ale przemyśl temat, czy warto już teraz pchać się do Hiszpanii.
Wydawało się, że Feham nie jest przekonany do transferu i przyjął moją argumentację. Czas jednak pokaże, czy agent-tatuś nie zacznie mu znowu mieszać w głowie. Mogłem spokojniej jechać do Szwajcarii. Odpowiednio wcześniej dotarła do mnie informacja o podziale na koszyki. Paris FC trafił do trzeciego i to i tak szczęśliwie, bo miał minimalnie lepszy współczynnik niż najwyżej notowany w czwartym Celtic. Trochę zajmie zbudowanie odpowiedniej renomy w Europie.
Prowadzący i zaproszeni goście długo wyciągali kolejne kulki. Nazwa klubu ze Stade Chariety nie pojawiała się do samego końca. W końcu dolosowano nas do grupy H, do Benfiki i Barcelony. Będzie starcie z gigantem i do tego kolejna wizyta w Portugalii. Czekałem jeszcze tylko na ostatniego przeciwnika. Kolejni w teorii łatwi rywale odpadali, trafiając do grup A, B, C. Wkrótce stało się jasne, że odwiedzimy albo stadion Anderlechtu, albo Celtiku.
Jednak Glasgow.
Grupa śmierci? Może aż tak bym nie przesadzał, bo jednak francuska i portugalska piłka nie cieszą się aż tak dużą estymą. Walka o fazę pucharową, ale nawet to trzecie miejsce, zapowiada się pasjonująco. Przed Paris FC sześć trudnych potyczek, w których trzeba będzie sprawić przynajmniej ze dwie niespodzianki. Mój plan minimum zakładał przynajmniej Ligę Europy na wiosnę.
Wracając do domu, przeglądałem sieć, szukając komentarzy przedstawicieli innych klubów z grupy H. Katalończycy tradycyjnie ważyli słowa i udawali, że szanują wszystkich rywali. Benfica z optymizmem patrzyła na swoje szanse, choć dało się zauważyć, że trochę obawia się Paris FC i Celtiku. Szkoci potrafią być upierdliwi na swoim terenie, a o nas pamięta się w Portugalii od czasu lania spuszczonego Sportingowi. Fajnie byłoby to powtórzyć.
Gdy wróciłem na Stade Chariety, czekała na mnie już informacja o dyrektora sportowego. Ekisehispor chciał na rok Valentina Vadę. Płacił 10 000 euro miesięcznie i brał na siebie pensję. Tę ofertę byłem w stanie zaakceptować. Feham zasługiwał na regularne szanse, a Vada już za długo marnował się na ławce.
Nie przegap nowego epizodu – obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.