Moja kariera w FM 2016 #72: O dwa kolana za słabi
Gorzej być nie mogło – rzuciłem do asystenta w reakcji na gest fizjoterapeuty, który przed sekundą sprawdził stan kolana Gomelta. Nasz medyk właśnie pomachał w moją stronę, sygnalizując, że lider środka pola wypadł nam ze składu na ważne potyczki z PSG i Liverpoolem.
Skręcony staw kolanowy. Dokładnie ta sama kontuzja, która kilka dni temu wyeliminowała na kilka tygodni Mbodjiego. W odstępie kilku dni straciłem dwóch podstawowych środkowych pomocników. Miałem jeszcze Alexisa Zapatę, Valentina Vadę i Maxime’a D’arpino, ale nie uspokajało mnie to specjalnie przed meczami z dwoma zespołami z górnej półki. Wstępny plan zakładał, że wyjdziemy na tę potyczkę nastawieni bardziej defensywie i będziemy odgryzać się szybkimi kontrami, a do tego zadania dużo bardziej pasowali mi właśnie ci kontuzjowani podopieczni.
Skoro jednak już musiałem kombinować, to postanowiłem zrobić to na dużą skalę. Paris Saint-Germain nie jest drużyną, na którą wypuszcza się drugi garnitur. To są derby z mistrzem kraju, którego powinno się respektować. Niespecjalnie mnie to jednak w tym momencie obchodziło. Dałem szansę nominalnym rezerwowym, by gwiazdy mogły zregenerować się przed batalią na Anfield Road. Gdy jedenastka wybiegała na boisko, w myślach modliłem się, by nie było pogromu, który wystawi mnie na kanonadę krytyki ze strony wściekłych kibiców i czujących krew dziennikarzy. Del Fabbro i Le Permentieri na środku obrony to było jak wjazd czołgiem do magazynu z porcelaną.
Obaj dali jednak radę i podołali wyzwaniu, wraz z debiutującym na prawej obronie Combesem i weteranem Sanaią. Nasza niezgrana defensywa wytrzymała napór faworyta i pozwoliła mu strzelić tylko jednego gola. Balde Keita wpakował futbolówkę do siatki, ale czym jest to jedno trafienie przy trzydziestu siedmiu strzałach oddanych w sumie tego wieczora?
Znowu porażka trenerze, chyba ta seria zaczyna już ciążyć? – zagadnął przedstawiciel telewizji w strefie wywiadów po końcowym gwizdku. Możecie być pewni, że na Stade Chariety odpowiednio powitamy naszych lokalnych rywali. Mam teraz w szatni kilkunastu wściekłych facetów, którzy chcą zemsty – zbyłem temat krótką obietnicą. Oby kalendarz pozwolił mi jej dotrzymać.
Na Liverpool Paris FC wyszło w najmocniejszym w tym momencie zestawieniu. Dembele jeszcze do niego nie wliczam, bo na razie nawet nie zagrał raz całego meczu, więc nie wiem, czy potrafi więcej niż Khaloua lub Camara. Tym razem nie mogliśmy grać na remis i murować bramki. Autobus musiał zostać na parkingu. Potrzebowaliśmy goli. Nawet po trafieniu Hendersona w 34 minucie, cały czas niezmiennie dwóch cennych goli. Te niestety nie padły. Narobiliśmy trochę wiatru na skrzydłach, kilka razy pokazaliśmy się ładną klepką czy sprytem przy rzucie rożnym, ale na The Reds było to za mało. Przegraliśmy 0:1 w Anglii i 2:3 w dwumeczu, odpadając z Ligi Mistrzów nim w ogóle wystartowała.
Nie byłem wkurzony, bo zawodnicy dali z siebie dużo, a PFC przegrało po bohaterskiej walce. Teraz będziemy mogli potwierdzić nasze umiejętności, a i być może zebrać dużo punktów rankingowych w Lidze Europy. Wracając do Francji, dowiedziałem się, że trafiliśmy do drugiego koszyka.
Jakich przeciwników wylosuje Paris FC? Jak pokaże się w nowych barwach Dembele? O tym przeczytacie w następnym odcinku kariery w Football Manager 2016.
Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie przegapić nowych materiałów!