The Legend of Zelda: Breath of the Wild #7

The Legend of Zelda Breath of the Wild blog

Link opuścił domenę Zora jako bohater. W dalszą drogę ruszał nie tylko ze świadomością, że ma za sobą wsparcie tak wielu wojowników wodnej nacji. Był też bogatszy o niezwykle cenną umiejętność. W sytuacjach największego kryzysu mógł liczyć na Łaskę Miphy, która była w stanie tchnąć w niego nowe życie, kiedy tylko znalazł się już u kresu swych sił.

Impuls do dalszej podróży

Znów dała o sobie znać przytłaczająca wielkość Hyrule. Młody wojownik wiedział, że musi się spieszyć i znał cele, które należało wykonać, ale wędrując, łapał się na tym, że brnie przed siebie niemalże na oślep. Potrzebował impulsu i ten w końcu nadszedł z niespodziewanej strony. Wrócił do wioski Hateno i odkupił dom od lokalnych budowniczych. Majster przekazał mu wówczas informację, że jego podwładny Bolson wyrusza właśnie na północ, w region Akkala, by tam rozwijać ich przedsiębiorstwo.

To przypomniało Linkowi, że przecież właśnie tam znajduje się laboratorium Robbiego. Naukowca, do którego odsyłała go Purah. U niego miał znaleźć przydatny w dalszej walce ekwipunek. Dzieła pamiętające jeszcze wielkie osiągnięcia pradawnej cywilizacji.

Wyruszył dziarsko na północ, ale nim jeszcze dotarł do wioski Kakariko zmienił zdanie. Brakujące wspomnienia wciąż nie dawały mu spokoju. Czuł się, jakby ktoś wyrwał duże kawałki jego duszy i pozostawił po nich piekące dziury. Większość fotografii zapisanych w Sheikah Slate, które wykonała Zelda, nic mu nie mówiła. Oprócz jednej. Tej, która wskazywała dwie niemalże stykające się skały. Mijał je niedługo po opuszczeniu płaskowyżu. Podążył tym tropem i wkrótce znalazł miejsce zapisane na obrazie. Przypomniał sobie tamten spacer i monolog Zeldy. Te wątpliwości, które miała odnośnie ich przygotowania i jego talentu we władaniu mieczem. Musiał dowiedzieć się więcej.

Błahostka

Rozsądek nakazywał, by ruszył na północ w region Akkala. Ciekawość wzięła jednak górę. W pobliżu miał nieaktywowaną wieżę, która dostarczyłaby mu informacji o centralnej części Hyrule, tej z zamkiem oblężonym przez złowrogą moc Ganona. Słyszał już ostrzeżenia, że roi się tam od nadal aktywnych Strażników. Nie miał z nimi najmniejszych szans. Każde spotkanie z choćby jedną z tych pająkopodobnych machin wiązało się z niebezpieczeństwem. Mimo to dosiadł Chocoli i wyruszył zmierzyć się z tym przeznaczeniem.

Przeliczył się, bo wokół wieży nie tylko natknął się na mobilnych Strażników, ale też uziemionych tuż przy samym obiekcie. Co chwila słyszał charakterystyczny dźwięk, który mechaniczne stwory wydawały, gdy namierzały cel. Jakimś sposobem dotarł do podstawy, a potem lawirując pomiędzy promieniami lasera zaczął szybko wspinać się ku górze. Sam nie wiedział, jak tego dokonał, ale dotarł na szczyt w jednym kawałku. Coś najwyraźniej chciało mu pomóc. Może sama bogini Hylia?

Zaktualizowany tablet przyniósł satysfakcję, choć długo jeszcze czuł napięcie po desperackiej ucieczce przed wściekłym wzrokiem polujących na niego Strażników. Miał wyrzuty sumienia, że zaryzykował tak wiele dla błahostki, choć niósł na barkach ciężar odpowiedzialności za przyszłość całej krainy.

Death Mountain Zelda

Burze Akkali

Świadomość istnienia mechanicznych bestii, którym w tym momencie nie mógł w żaden sposób zagrozić, a nawet takich istot jak napotkany wcześniej Lynel, uświadamiała mu, jak długa droga jeszcze przed nim. Na krótką chwilę zajrzał w region Góry Śmierci, gdzie wkrótce będzie musiał się udać, by stawić czoła drugiej ze Świętych Bestii. Dostrzegł ją przypadkowo, kiedy z wieży zapatrzył się na majestatyczny wulkan. Gdy jego wzrok przyzwyczaił się do widoku, ujrzał podobną do gekona machinę zręcznie pełzającą wokół korony góry. Wysoka temperatura i języki lawy nie robiły na niej wrażenia. Poczuł jak przeszywa go dreszcz. Przy lokalnej stajni otrzymał kilka eliksirów, które miały pozwolić mu przetrwać upały, ale na razie porzucił myśl o wizycie w stolicy Goronów. Najpierw zamierzał spotkać się z Robbiem i zyskać wsparcie w dalszej podróży.

Wędrował po omacku, stawiając czoła watahom wilków i burzom, przy których musiał chować cały oręż, bo ten przyciągał pioruny. W największym deszczu, szukając schronienia, przypadkowo natknął się na Bolsona, który postanowił pośrodku niczego, na skale otoczonej rozpadlinami z niemal każdej strony, zbudować nową osadę. Obiecał pomóc mu w zdobyciu potrzebnych materiałów, a później w znalezieniu pomocnika. Obowiązkowo z końcówką imienia „son”.

Gdzieś w centrum regionu Akkala znalazł kolejną stajnię. To tam otrzymał wskazówkę dotyczącą jednej z fotografii z tabletu. Malarz Pikango wskazał mu skrytą w skalnej grocie świątynię na zachodzie, nieopodal labiryntu strzeżonego przez latających strażników. Odpowiednio zaplanował ruchy i dotarł na miejsce tylko po to, by zderzyć się z ciężarem wspomnienia, które pokazywało zrozpaczoną księżniczkę. Niemożność odnalezienia mocy, potrzebnej do walki z Ganonem, przytłaczała ją, a ani on, ani żaden z czempionów nie mógł z tym nic zrobić.

Broń na Strażników

Wrócił do stajni, a później ruszył na północ, gdzie znajdować miało się laboratorium Robbiego. Wiele obiecywał sobie po tym spotkaniu. Zasłyszane opowieści wskazywały, że naukowiec może posiadać środki pozwalające mu wykorzystać potencjał antycznej technologii. Wyobrażenia nabrały niespodziewanie realnych kształtów, kiedy tuż przed samą latarnią przerobioną na laboratorium napotkał nadal funkcjonującego Strażnika. Udało mu się przemknąć bokiem bez szwanku. Jaki mógł mieć cel, utrzymując tę mechaniczną istotę aktywną?

Robbie Breath of the Wild

Na to pytanie nie uzyskał odpowiedzi. Robbie okazał się tak ekscentryczny, jak tylko mógł to sobie wyobrażać. Nie zawiódł go jednak, jeśli chodzi o pomoc. Opracowany przez niego robot, w którego wlał swój intelekt i miłość, potrafił wytwarzać antyczne bronie i elementy ekwipunku. Szybko skupił wzrok na wymienionych na liście strzałach do łuku. Wymienił zebrane części ze zniszczonych Strażników na kilka sztuk. A potem ruszył przeprowadzić ważny test.

Czuł w uszach pulsującą szybko krew, a w klatce łomoczące serce. Z lekką obawą podszedł do Strażnika, który dość późno zorientował się o jego obecności. Stanęli naprzeciw siebie w odległości kilku metrów. Czerwony punkt lasera zaczął go namierzać w rytm pikania symbolizującego śmiertelne zagrożenie. Naciągnął łuk z antyczną strzałą, wycelował w oko i strzelił. Jedno uderzenie grota wystarczyło, by wywołać zwarcie i unieszkodliwić robota.

To było to. Nie zastanawiał się długo nad kolejnym celem podróży. Wyruszył na wschód, gdzie w centralnym punkcie zniszczonej cytadeli stała kolejna Wieża Zmartwychwstania. Miał już wcześniej chrapkę odwiedzić to miejsce, ale widok patrolujących okolicę latających Strażników skutecznie go zniechęcił. Teraz miał w rękach coś, by stawić im czoła i mieć szansę na zwycięstwo.

Ostatni bohaterowie

Bolesna historia wydarzeń sprzed lat wkrótce uderzyła go ponownie, tym razem bardziej bezpośrednio. Zbliżając się do fortecy napotkał nie tylko pokryte mchem zniszczone konstrukcje Strażników, ale też młodego chłopaka atakowanego przez Moblina na zniszczonym moście. Przyszedł mu z odsieczą. Młodzieniec opowiedział, że jest potomkiem wojownika, który zginął tu przed laty.

Cytadela Breath of the Wild

Kiedy Ganon zaatakował i podbił zamek, a król Hyrule stracił życie, wielu członków armii wycofało się właśnie do fortecy. Miała stanowić ich ostatnią linię obrony. I w rzeczywistości nią była. Wojownicy dzielnie stawili czoła hordom Strażników, ale ich skumulowana liczba w końcu przeważyła szalę na korzyść zbuntowanych robotów o pajęczym kształcie. Zginęli wszyscy, którzy starali się odeprzeć atak zła.

Link poczuł ukłucie w sercu. Powinien tam być. Walczyć u ich boku. Powinien zapobiec tej tragedii, powstrzymując kataklizm. Zamiast tego przespał sto lat, regenerując ciężkie rany otrzymane w starciu z wrogiem. Pozostawił czempionów, księżniczkę i tak wielu mieszkańców Hyrule samych. Złość ożywiona tymi myślami napędziła go podczas wędrówki ku górze obiektu. Antyczne strzały pozwoliły mu skutecznie pozbyć się latających Strażników i oczyścić sobie drogę na szczyt. Tam jeszcze musiał wymyślić sposób na obejście trującej mazi, która zaczęła pokrywać podstawę wieży. Wykorzystał kawałki ścian, by pokonać przeszkodę i wkrótce odkrył mapę kolejnego obszaru.

Góra Śmierci z tej perspektywy wyglądała niezmiennie monumentalnie, przyciągając wzrok. Wiedział, że musi teraz udać się właśnie tam.

The Legend of Zelda: Breath of the Wild jest przez wielu nazywane jedną z najlepszych gier ostatnich lat i wzorcowym sandboksem. Kilka lat po premierze dołączam do Linka w jego wędrówce po Hyrule, by poznać tragiczną historię krainy, ale też dowiedzieć się o losach ambitnego wojownika. Towarzyszcie nam w tej podróży w ramach kolejnych relacji z gry w Gralingradzie!

Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, którą wypiję ze smakiem podczas wędrówki po Hyrule!

<— Szósty odcinek The Legend of Zelda: Breath of the Wild

Ósmy odcinek relacji z The Legend of Zelda: Breath of the Wild —>

<— Początek opowiadania z The Legend of Zelda: Breath of the Wild

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.