The Legend of Zelda: Breath of the Wild #14
Inaczej wyobrażał sobie skrzydlatych mieszkańców Hyrule z nacji Rito. Mniej bojowych, a bardziej dyplomatycznych. Tymczasem szybko przekonał się, że dla ochrony swoich bliskich i własnej małej ojczyzny gotowi są zaryzykować wszystko i stanąć do nierównej walki nawet ze Świętą Bestią.
Vah Medoh
Link spoglądał teraz w niebo, gdzie w oddali, po niebie, krążyła Vah Medoh. Obok niego Teba kończył przygotowania do ataku. Młody wojownik przegrał już jeden pojedynek z antyczną machiną, a omal przy okazji nie stracił też wiernego druha, który mu wówczas towarzyszył. Był gotów samotnie rzucić jej kolejne wyzwanie, ale naprowadzony przez jego bliskich Link odnalazł go na czas. Przekonał, że ma wystarczające umiejętności strzeleckie, by mógł mu zaufać i powierzyć odpowiedzialną część misji.
Heros wskoczył na plecy ptasiego wojownika i poprawił chwyt na łuku. Wzbili się w powietrze i zaczęli szybko zbliżać do Vah Medoh. Plan był prosty. Po osiągnięciu odpowiedniej wysokości rozdzielą się. Teba będzie przynętą, ściągając na siebie ogień z dział chroniących machinę. Link tymczasem będzie musiał tak wykorzystać podmuchy wiatru, by utrzymać się na paragliderze i uszkodzić trafieniami każdy z czterech punktów konstrukcji. Wtedy dopiero bariera chroniąca gigantycznego ptaka zniknie i pojawi się szansa wylądowania na jego powierzchni.
Wyrzuty sumienia
Link kilka razy spudłował. Posłanie strzały z bombą na taką odległość, przy rozrzedzonym powietrzu i mocnych wiatrach, nie było proste. Być może to właśnie te pomyłki sprawiły, że zajęło mu to odrobinę za wiele czasu. Kiedy w końcu ostatnia dosięgnęła celu i pole siłowe zniknęło, znów spotkał się z Tebą. Jego odniesione w tej bitwie rany wywoływały wyrzuty sumienia łucznika. Powinien być dokładniejszy. Skrzydlaty kompan nie mógł mu więc dalej towarzyszyć, podczas misji już na powierzchni Vah Medoh. Nie był mimo to sam.
Dumny Revali czekał na niego. Jego uwięziony duch długo pozostawał w letargu, ale ani przez moment nie stracił nadziei. Wcześniej Link przypomniał sobie ich spotkanie w stolicy nacji przed ponad stu laty. Czempion Rito nie sądził wtedy, że w czymkolwiek ustępuje Hylianowi i był wręcz przekonany, że to on powinien dostąpić zaszczytu stawienia czoła Ganonowi. Zazdrość sprawiała, że nie był wtedy zbyt miły. To było jednak dawno. Tak dawno temu.
Windblight Ganon
Teraz musieli połączyć siły, by uporać się z ciemną mocą i ocalić księżniczkę Zeldę, która przez cały wiek samotnie toczyła bitwę z Ganonem. Wobec wyzwań napotkanych we wnętrzach innych antycznych bestii, ta okazała się całkiem prosta. Heros szybko dotarł do poszczególnych terminali i aktywował je. Wreszcie mógł przyłożyć tablet do głównego punktu kontrolnego, wywołując skrywającego się w środku Windblight Ganona.
Wietrzny stwór nie zamierzał walczyć uczciwie. Korzystał z siły tornad oraz opanowanej złą mocą technologii, by z dystansu atakować Linka. Bohater przyjął te warunki i odpowiedział strzałami z bombami, które mocno raniły niezbyt ruchliwego przeciwnika. Wymiana ciosów sprowadziła się do tego, kto wytrzyma dłużej i przyjmie mniej razów. Link okazał się w tych okolicznościach dużo sprytniejszy i bez większego trudu przechylił szalę na swoją korzyść.
Bezradny pomiot Ganona zaskowyczał, kiedy heros dopadł go i z bliska dobił celnym cięciem. Za moment energia zaczęła rozdzierać jego powłokę cielesną i w blasku światła rozpadł się na mikroskopijne kawałki. Ostatnia z bestii została uwolniona. Ostatni czempion odzyskał swoje miejsce.
Po Master Sworda
Duma nie pozwoliła Revaliemu podziękować, ale Link odczuł, że wojownik Rito patrzył na niego teraz inaczej. Jakby wreszcie docenił jego zdolności, widząc go w akcji w ostatniej bitwie. Ten upór i to opanowanie Hylianina sprawiły, że mógł wreszcie przestać czuć się pokrzywdzonym jako pomocnik kogoś rzekomo dużo słabszego.
Link przeniósł się z pokładu machiny na ziemię, a sama Vah Medoh zajęła tymczasem miejsce na skalnym wypustku przypominającym żerdzię. Pazury oplotły kamień, a machina rozpostarła skrzydła i wymierzyła dziób w stronę zamku Hyrule. Kolejny promień uderzył w punkt, gdzie kataklizm próbował złamać opór Zeldy. Wszystko było gotowe. Czempioni i machiny stali przygotowani do ataku. Czekali tylko na sygnał od Linka.
Heros wiedział, co jeszcze musi zrobić. Udał się do lasu koroków i bez trudu wyciągnął Master Sword z kamienia. Zrobił ogromne postępy, odkrywając osiemdziesiąt cztery świątynie w całej Hyrule i zdobywając błogosławieństwa od ich kapłanów. Podziękował Wielkiemu Drzewu Deku za opiekę nad mieczem, kiedy za sprawą magii obejrzał wspomnienia sprzed stu laty, gdy Zelda powierzała broń ochronie bóstwa.
Ostatnie przygotowania
W plecaku miał kilkanaście różnych broni, w tym wszystkie cztery należące do czempionów. Zaopatrzył się w zapas strzał każdego rodzaju i kilka wybornych łuków królewskich oraz tych rzadko spotykanych, wypuszczających po kilka strzał. Miał gotowe najmocniejsze tarcze i cały zestaw ubrań chroniących go przed różnymi żywiołami. Odwiedził jeszcze szybko region Akkala, by zakupić strzały antyczne, które pozwalały eliminować Strażników. Po drodze wziął udział w ceremonii ślubnej Bolsona, który nie tylko zakończył budowę wioski, ale znalazł też drugą połówkę w osobie przybyłej do osady mieszkanki Gerudo. Drobna chwila radości w świecie, który za chwilę może zgasnąć na zawsze.
Zamek Hyrule majaczył w oddali. Ostrzegał, by się do niego nie zbliżać. Wspomniał, jak unikał go jeszcze jakiś czas temu. Kiedy duch króla opowiadał mu o czekającym zadaniu, wątpił w swoje możliwości i szansę powodzenia misji. Teraz w sercu czuł gotowość. Nim jednak ruszył do celu, wrócił jeszcze w góry Lanayru. Źródło Mądrości nie przyniosło przed wiekiem pocieszenia Zeldzie, ale było jednym z pierwszych wspomnień, które do niego wróciły po długim śnie.
Smok Naydra
Jego oczom ukazał się smok Naydra, opiekun regionu i obrońca źródła. Teraz zainfekowany złą mocą, z obrzydliwymi naroślami, które odbierały siły i pozbawiały wolnej woli. Błagalny głos bogini popłynął z posągu, prosząc o pomoc. Z radością wyciągnął łuk i wymierzył strzałę w ślepie czerwonej mazi, która pokrywała długie ciało smoka.
Trafiona część zniknęła, ale pozostałe trzy poderwały cielsko bestii w niebo, by uniknąć podobnego losu. Link rzucił się w pogoń. Chwilę mu zajęło, nim dopadł Naydry i zdołał trafić w punkty na jej ciele.
Niebo rozbłysło niebieskim światłem, które przypominało zorzę polarną. Smok był wolny, a kraina odzyskała opiekuna, który w najtrudniejszych chwilach przynosił mieszkańcom pociechę. Błogosławieństwo bogini wlało w serce Linka siłę i gotowość, by ruszyć do decydującej walki.
The Legend of Zelda: Breath of the Wild jest przez wielu nazywane jedną z najlepszych gier ostatnich lat i wzorcowym sandboksem. Kilka lat po premierze dołączam do Linka w jego wędrówce po Hyrule, by poznać tragiczną historię krainy, ale też dowiedzieć się o losach ambitnego wojownika. Towarzyszcie nam w tej podróży w ramach kolejnych relacji z gry w Gralingradzie!
Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, którą wypiję ze smakiem podczas wędrówki po Hyrule!
<— Trzynasty odcinek opowieści z The Legend of Zelda: Breath of the Wild