Pacific Rim: The Black – opinia o serialu
Uwielbiam mroczną atmosferę pierwszego Pacific Rim. To towarzyszące produkcji Guillermo Del Toro poczucie beznadziei wynikające z pogarszającej się z każdą chwilą sytuacji na Ziemi. Do dzisiaj zachwyca mnie majestatyczność walczących tam jaegerów i kaiju, których każdy krok i każdy wyprowadzony cios mają wyczuwalny ciężar. Kontynuacja była dla mnie rozczarowaniem, pozbawionym tych głównych atutów kinem czysto rozrywkowym. Z nadziejami siadałem do animowanej serii Pacific Rim: The Black, wierząc, że przywróci uniwersum na właściwe tory. Jak wypadają dwa sezony dostępnej na Netfliksie produkcji? Oto moja opinia o Pacific Rim: The Black.
Koniec świata
Otwarcie jest naprawdę mocne. Akcja animacji przenosi nas do Australii, w której, wobec przytłaczającej ofensywy wielkich bestii z innego wymiaru, właśnie prowadzona jest ewakuacja ludności. Wojsko wspierane przez jaegery stara się uratować jak największą grupę cywilów, jednocześnie powstrzymując nacierające kaiju. Na kontynencie toczone są starcia na śmierć i życie, a straty notowane są po obu stronach. „Dokładnie tak to powinno wyglądać w Pacific Rim” – pomyślałem, oglądając początek.
Za moment mamy okazję lepiej poznać głównych bohaterów. Nastoletni Taylor i jego młodsza siostra Hayley wraz z całym autokarem dzieci zostają zabrani w odludne, bezpieczne miejsce leżące gdzieś poza granicami jednego z miast. Tam ich pilotujący jaegera rodzice ich zostawiają, by sprowadzić wsparcie. Dostęp do wody pitnej i naturalnego pożywienia musi wystarczyć gromadce pozostawionych samym sobie kilku- i kilkunastolatków do czasu przybycia ratunku.
Akcja robi skok o kilka lat. Wszyscy nadal są w tym samym miejscu. Dzieci zaczęły dorastać. Oaza żyje, dzięki ich ciężkiej, codziennej pracy. Rodzice nigdy nie wrócili. Obiecana pomoc nigdy nie nadeszła. Trudno powiedzieć, czy obecni czekają jeszcze na ratunek, czy na ten pechowy dzień, w którym przyjdzie po nich śmierć z rąk zabłąkanego kaiju.
Tak rozpoczyna się przygoda dwójki nastolatków, którzy przypadkowo, już w pierwszym odcinku, wchodzą w posiadanie treningowego jaegera o kryptonimie Atlas Destroyer. Wielki robot jawi się im jako szansa na ocalenie. Szybko jednak okazuje się, jak wielkim będzie też zagrożeniem, przyciągając całą gamę niebezpieczeństw. Więcej nie zdradzę, by nie psuć zabawy z odkrywania kolejnych faktów dopiero przymierzającym się do seansu.
Za sterami jaegera
Animacja przez dwa sezony śledzi przygody młodych bohaterów, pokazując ich zmagania z kolejnymi przeciwnościami. Autorzy zadbali o odpowiednie tło fabularne tej opowieści, by serial nie ograniczał się tylko do kolejnych efektownych pojedynków jaegera z bestiami z innego wymiaru. To wyważenie bardzo się mi podoba, bo sprawia, że na bitwy się wyczekuje, ale do samego końca nie ma nimi przesytu. Dodatkowe wątki są wystarczająco intrygujące, by utrzymać uwagę i napędzać ciekawość. Bardzo dobrze budują klimat alternatywnej rzeczywistości planety, w której wszystko zmieniła inwazja monstrów ważących dziesiątki ton. Muszę jednak zaznaczyć, że przejmujący pałeczkę w drugim sezonie wątek Sióstr i „Chłopca” nie każdemu musi przypaść do gustu. Na szczęście to zejście na „ludzką” skalę i oddanie pałeczki Hayley oraz Taylorowi nie jest stałe i Atlas Destroyer nie zostaje zupełnie zepchnięty na daleki plan. To dobrze, bo wszak cały czas mówimy o produkcji z uniwersum Pacific Rim, którego najmocniejszym punktem są walczące giganty.
Oczywiście, jak to bywa w przypadku takich historii, trzeba zaakceptować pewne uproszczenia i dziury scenariuszowe. Oglądając, musimy pogodzić się z faktem, że dwoje nastolatków bez większego treningu radzi sobie tak dobrze w tak trudnych warunkach. Na potrzeby dobrej zabawy warto to zrobić.
Pod względem audiowizualnym Pacific Rim: The Black wypada dobrze. Kolory są nasycone, ruchy postaci płynne, a walki odpowiednio efektowne. Projekty bohaterów wyglądają przyjemnie dla oka i poruszają się w naturalny sposób. Jeśli miałbym na coś narzekać w tym obszarze, to na małą różnorodność. Może zabrakło mi większej liczby kaiju czy paru gościnnych występów innych jaegerów, ale rozumiem, że przyjęte założenia fabularne w pewnym stopniu ograniczały tu pole do popisu autorom. Na plus za to gra aktorska, dzięki której z przyjemnością słucha się prowadzonych rozmów. Łatwo wkręcić się w dynamikę relacji pomiędzy postaciami.
Pacific Rim: Deser
Netfliksowy serial stanowi przyjemny dodatek do uniwersum Pacific Rim. Jest mroczniejszy, poważniejszy i mniej przypominający japońskie animacje o wielkich mechach broniących Ziemi niż druga część filmowej sagi. Stanowi przyjemny i wyczekiwany powrót do poważniejszych i trudniejszych wątków. Nie wnosi zbyt wiele do ogólnej historii, ale pozwala na moment wrócić do tego niezbyt przyjemnego świata. Możemy zobaczyć, co się z nim stało na skutek przybycia kaiju.
Krótka forma odcinków sprawia, że całość jest doznaniem krótkim i intensywnym, przy którym przyjemnie spędzisz czas. To solidna produkcja, która robi użytek ze świata i pomysłu w odpowiedni sposób. Warto dać jej szansę, jeśli lubi się zamysł walk wielkich bestii i robotów o przyszłość planety. Choć tutaj stawka jest dużo mniejsza, to dostarcza wystarczająco wiele zabawy.