Red Dead Redemption 2 #19: Uroki Saint Denis

Fanfic RDR2

Saint Denis powitało nas charakterystycznym widokiem kominów ziejących smolistym dymem, zabłoconych ulic i mieszających się na nich kultur. Na niewielkiej przestrzeni egzystowali zmuszeni do złodziejskiego fachu małoletni i spacerujące z gracją damy w jaskrawych sukniach. Nie ma drugiego takiego miejsca na Dzikim Zachodzie, jak próbujące udawać Paryż i bronić się przed tropikalnym klimatem oraz bandyckimi okolicami Saint Denis.

Tygiel kulturowy

Poszukiwania Angelo Bronte nie przebiegały zgodnie z planem. Co musiałem się nabiegać za małymi złodziejami, którzy ukradli mi torbę, to moje. Dawno jednak żaden widok nie zaskoczył mnie tak bardzo, jak ten tych dzieciaków ze strzelbami, którzy stali i mierzyli we mnie w jednym z zaułków. Jakimś cudem uszedłem z życiem, choć byłem na łasce paru wyrostków, którzy o honorze i uczciwości słyszeli może tylko bajki.

Angelo Bronte RDR2

W końcu jednak wpadliśmy z Dutchem na odpowiedni trop i znaleźliśmy rezydencję Angelo Bronte. Odwiedziliśmy go z desperacko pragnącym odzyskać syna Johnem. We dwóch mogliśmy poczuć się jak ostatni durnie, obserwując oratorskie popisy i wymianę uprzejmości pomiędzy Dutchem i gospodarzem. Nie pasowaliśmy tam ani trochę. Nie dziwne więc, że po paru chwilach wysłano nas na polowanie na hieny cmentarne. Ot, taka mała robótka, co by Bronte cokolwiek zyskał z układu z nami. Ledwie po paru godzinach miałem więc pierwszą okazję, by posłać kogoś do piachu w Saint Denis i uciec tutejszym stróżom prawa. Nie zapowiadało to niczego dobrego. Najważniejsze, że już późno w nocy odstawiliśmy Jacka do Shady Bell, dając chwilę radości i ulgi Abigail oraz reszcie obozowiczów.

Saint Denis otwierało przed nami swoje podwoje i kusiło możliwościami. Już niedługo później mogłem zacząć narzekać na nadmiar atrakcji.

Jack cames home

Nie wśród swoich

Podobno wielkie metropolie kulturą i sztuką stoją. Jakoś tego na ulicach nie dostrzegłem. Smród i brud są identyczne, jak w setkach małych mieścin, których pełno w tym rejonie. Gdy jednak człowiek zacznie szperać i się przyglądać, sztuka i kultura sama go znajdzie. I tak Dutch wsadził mnie, Hoseę i biednego Billa na wysokiego konia, każąc paradować we frakach i zbierać kontakty na przyjęciu burmistrza, na które wkręcił nas Bronte. Nie ufam mu, a po krótkiej konwersacji na balkonie, w której znowu wypomniał nam nasze niestosowne pochodzenie, sądzę, że mam pełne prawo podchodzić do jego propozycji współpracy z dużym dystansem. Dutch jednak jest nastawiony dużo bardziej optymistycznie. Trochę mnie to martwi, bo podobnie ufny był w Blackwater i niedawno w Rhodes. Oby nie skończyło się to dla nas równie źle.

Nawiązaliśmy parę relacji, zdobyliśmy potrzebne informacje i wpadliśmy na trop dwóch potencjalnie dochodowych miejsc. Dutch i Hosea potrzebowali czasu na rozeznanie, więc mogłem nieco swobodniej zwiedzić Saint Denis. Szybko zatęskniłem za starą dobrą strzelaniną i ucieczkami za stróżami prawa.

Arthur Morgan Saint Denis

Genialny Marko Dragic

Od czego by tu zacząć. Poznałem profesora Marko Dragica, który jest równie genialny, co zdesperowany, by znaleźć źródło finansowania. Gdybym był zamożnym i zadufanym w sobie mieszczuchem, pewnie wsparłbym jego pomysły, bo są naprawdę rewolucyjne. Nadal nie wiem, jak on to zrobił, że byłem w stanie na odległość kierować tym małym okrętem na niewielkim stawie. Żadnych kabli nie dostrzegłem. Magia. Niestety pozostali obserwatorzy podeszli do tego z mniejszym entuzjazmem.

Niewielu fanów doczekał się też przybyły z Francji Charles Chatenay, mój nowy druh, który obecnie pożeglował sobie gdzieś na odległe wyspy w tropikalnych rejonach świata. Uciekł z Europy, gdzie jego sztukę nazwano zbyt odważną. Długo nie mogłem zrozumieć, jak namalowany obrazek może być dla kogoś zbyt odważny, ale w końcu trafiłem na wernisaż prac imigranta w jednym z muzeów w Saint Denis.

Kolejne płótna prezentowały nagie kobiety w odważnych pozach, jak się okazało żony wielu miejscowych prominentów, którzy nie byli specjalnie z tego faktu zadowoleni. Okazuje się, że jak powód jest dobry, to i na wysokich szczeblach lubią sobie dać po ryju. Charles szybko napytał sobie biedy i musiał wiać, a ja zostałem w to wszystko wplątany do tego stopnia, że ochraniałem go, gdy przebrany za damę przedostawał się do portu i na statek. Zabawny człowiek.

Charles Chatenay

Chaos w sercu

Nie było mi za to do śmiechu ani przez moment, gdy znowu otrzymałem list od Mary. Jej ukochany ojczulek uległ pokusom do tego stopnia, że wyprzedawał już nawet najcenniejsze rodzinne skarby. Jak ostatni dureń pognałem więc za nowym właścicielem rodzinnej broszy, na której Mary tak bardzo zależało. Tym razem przynajmniej otrzymałem w zamian coś więcej niż tylko kolejny komentarz na temat swoich złych życiowych decyzji. Poszliśmy razem do teatru na pokaz pieśni i tańca. Pierwszy raz widziałem kankana. To podobno słynna rzecz we Francji. Przednio się ubawiłem. Na ile była to zasługa artystów, a na ile towarzyszącej mi Mary, nie wiem. Wieczorem jednak w Shady Bell kładłem się znowu do łózka sam, bijąc się z milionem myśli, które kłębiły się w głowie. A gdyby tak, a gdyby inaczej. Cholerne pytania bez odpowiedzi.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że odkąd przybyłem do Saint Denis zbyt często daję się wplątywać w głupie zlecenia i zabawy. Jakbym tracił swój zmysł i dryg do interesu. No bo jak inaczej podsumować fakt, że poświęciłem dobre dwa dni na wykonywanie zleceń wynalazcy Bella III. Opracował podobnież rewolucyjny model uśmiercania skazańców. Na koniec zostałem tylko z projektem jego machiny do zabijania. I to wyłącznie dlatego, że zachciało mnie się podejść do podsmażonych zwłok naukowca po jego nieudanym pokazie na publicznym placu. Durny pomysł zakończył jego marny żywot, ale straconego czasu nikt mi nie odda.

Boję się pomyśleć, co jeszcze czeka mnie w tym przeklętym mieście. Oby tylko Bronte nie wsadził nas na jakąś minę.

Red Dead Redemption 2 to utrzymany w klimatach Dzikiego Zachodu sandbox, w którym poznajemy losy gangu Dutcha van der Linde’a. Swoje wrażenia z przygody spisuję w formie notatnika głównego bohatera, Arthura Morgana. Jeśli podoba Ci się ten fanfic, odwiedzaj Gralingrad regularnie, a nie przegapisz kolejnych odcinków. Obserwuj profile bloga na
Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite.

<—- Poprzedni odcinek Następny odcinek —->

<—- Początek opowiadania

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.