Pamiętnik Gran Turismo 7 #3: Goniąc króliczka
Kolejne godziny za wirtualną kierownicą przynoszą nowe przemyślenia. Gran Turismo 7 nie próżnuje w serwowaniu różnych opcji zabawy, by wspomnieć tylko licencje, misje czy zawody z narzuconymi ograniczeniami co do kraju pochodzenia samochodów. Zapraszam na trzeci wpis do pamiętnika z gry.
Dzień 10
Kolejne zrealizowane pozycje w menu i awanse w poziomie kolekcjonera odblokowują nowe miejsca i możliwości. Wygląda to tak, jakbym jeszcze dreptał sobie na etapie samouczka-wprowadzenia, choć na liczniku niedługo dobije dziesięć godzin. Ale nie narzekam. Delektuję się tym spokojnym tempem i staram się zachwycać pięknem zdobywanych maszyn.
Na torach nadal dzieje się stosunkowo niewiele. W ramach zdobywania francuskich hot hatchy sprawdzam sobie w rywalizacji volkswagena scirocco i jestem pozytywnie zaskoczony. Ładnie trzyma się drogi, przyjemnie przyspiesza. Zapisuję notatkę w pamięci, bo może to być dobra maszyna na kolejne, trudniejsze zmagania.
W jednym z wyścigów mam okazję wrócić na tor Deep Forest. Klasyk obecny w serii od samego początku. Choć jeździłem po nim niezliczoną liczbę razy, teraz nie mogę znaleźć zbyt wielu znajomych zakrętów, szykan czy fragmentów toru. Albo pamięć mi już szwankuje, albo coś tu się przez te wszystkie lata pozmieniało.
Petite Course de France
Na koniec dnia jeszcze postanawiam sprawdzić się w mistrzostwach Petite Course de France na torze w Alzacji. Miałem okazję poznać go w pewnym stopniu dzięki pierwszemu wyzwaniu Music Rally. Konieczność jazdy modelem z Francji rzuca mnie ponownie za kółko renault clio.
Dwa wyścigi przypominają pogoń za króliczkiem. Start z ostatniego miejsca i próba nadrobienia dystansu do lidera przez dwa okrążenia, choć na początku dzieli nas siedemnaście sekund. Rywale stanowią bardziej ruchome przeszkody niż rzeczywistych konkurentów w walce o podium. Mimo to nie unikam kłopotów. Zmęczenie robi swoje i kilka razy źle wymierzam hamowanie, obijając niewinne clio o bandy. Brakuje mi uszkodzeń wizualnych widocznych w takich chwilach na karoseriach pojazdów. GRID: Autosport zaostrzył apetyt w tym obszarze.
Pierwszy wyścig kończę, po błędzie na ostatnim zakręcie, na drugim miejscu za niejakim Lopezem. W drugim biorę rewanż, a on kończy trzeci, więc w klasyfikacji generalnej odnotowuję cenny triumf. Muszę naprawdę przestać jeździć, jeśli jestem senny.
Dzień 11
Wstrzeliłem się z rozpoczęciem przygody w Gran Turismo 7 w idealnym momencie. Akurat pojawiła się aktualizacja, którą wszyscy się zachwycają i która najwyraźniej przynosi mnóstwo praktycznych usprawnień oraz ciekawych nowości. Jedyny minus, że pachnie mi to jeszcze większą liczbą godzin spędzonych w tym wirtualnym świecie.
Tymczasem kolejne menu pokierowało mnie do odblokowanych misji, gdzie mogłem sprawdzić się w wyprzedzaniu. Pierwsza próba miała zapewne mieć charakter wyłącznie pokazowy i pełnić rolę instruktażową. Okazało się jednak, że swoim przeciętnym przejazdem dopiero rzutem na taśmę wywalczyłem złoty puchar, pokonując ostatniego z rywali o mniej niż pół sekundy. Przynajmniej wpadło za to trofeum.
Vroom!
Poszedłem od razu za ciosem i wykonałem drugą misję z wyprzedzaniem na High Speed Ring. Tu już z większą przewagą. To może być bardzo przyjemna zabawa, która jednocześnie przyniesie wiele cennych lekcji za wirtualnym kółkiem.
Dzień z grą kończę z drugim Music Rally. Kawałek „Vroom” mocno wchodzi w głowę i pewnie dlatego nie przeszkadza mi, że dopiero przy czwartej próbie przejeżdżam wymagany dystans na złoty puchar. Wygląda na to, że w tych muzycznych testach gra nie wybacza najmniejszych potknięć. Trzeba przejechać z gazem w podłodze cały tor, unikając wlokących się swoim tempem maruderów.
Ach, zapomniałbym! W ruletce oczywiście wpadła najmniejsza z pięciu dostępnych nagród…
Dzień 12
Gran Turismo jest bardziej grą o kolekcjonowaniu samochodów niż o ściganiu się. Dlatego na potrzeby relacji przyjąłem formę pamiętnika – zamiast kariery czy opowieści, jak miało to miejsce w przypadku Motorstorma lub GRID Autosport. W zamyśle chciałbym w ramach swojej przygody z grą dowiedzieć się więcej o świecie motoryzacji i poszczególnych modelach lub markach, by móc tą wiedzą się z Wami później podzielić.
Idea kawiarni i kolejnych menu, z którymi musimy się zmierzyć, wydawała się pod to idealnie wpisać, ale jak na razie mam wrażenie, że pływamy po powierzchni i w ogóle nie zanurzamy się w temat. Prezentacje zdobytych hatchbacków czy małych aut miejskich z różnych państw były bardzo ogólnikowe i na swój sposób rozczarowujące.
Dzisiaj jednak dostałem w końcu coś wyczekiwanego. Do kawiarni pojechałem corvette C3 stingray, którym akurat kończyłem menu dla mustangów. Na miejscu czekał na mnie projektant samochodów i były wiceprezes Global Design w General Motors, Ed Welburn. Jego opowieść o chevrolecie z 1969 roku była bardzo interesująca. Pozwoliła zachwycić się smukłą talią modelu i wnętrzem, które wtedy wyglądało jak z maszyn kosmicznych NASA. Zwróciła też uwagę na nieczęsto spotykane boczne wydechy, które z pewnością dodają po dziś oryginalnego uroku corvette C3.
Oby więcej takich materiałów!
Dzień 13
Robię powolne postępy w ramach kolejnej licencji i chyba natrafiłem na pierwszą poważniejszą przeszkodę. Test za kółkiem nissana skyline’a na miejskim torze wymaga perfekcyjnego przejazdu na złoto i nie dopuszcza choćby najmniejszego kontaktu z bandą. Pokonanie szykany z szybkim lewym i następnym prawym zakrętem jak na razie wychodzi mi średnio i wystarcza zaledwie na srebrny puchar.
Na pocieszenie sięgam po złoto w wyzwaniu na szutrze za kółkiem mitsubishi lancera evo V. Nie wypada zrobić tego testu inaczej, a po kilku próbach udaje się wykręcić czas dużo poniżej wymaganego.
W zawodach nadal niewiele się dzieje. Jestem co prawda wciąż na etapie pucharów niedzielnych, w których kolekcjonuję kolejne maszyny zlecone w menu. Po trzech mustangach przyszła pora na camaro. Sugerowany poziom osiągów sprawił, że zrezygnowałem z dalszych prób za kółkiem corvette C3 i przesiadłem się do mustanga z 2015 roku. Jak się dowiedziałem – podobno udanego efektu połączenia idei muscle car z europejskim autem sportowym.
Przyjemnie prowadzi się tę masywną bestię, choć jazda po pustynnym torze Willow Springs w środku nocy obfitowała w nieplanowane przygody na poboczu. Zapas mocy wystarczył, by pomimo kilku przestrzelonych hamowań dojechać na pierwszym miejscu. Z kolei na legendarnym torze Daytona długo myślałem, że nic z tego nie będzie, bo dwaj rywale odjechali na spory dystans, ale ich walka pomiędzy sobą pozwoliła nadrobić straty i na ostatnim kółku wyjść na prowadzenie.
Dzień 14
Misje mogą okazać się przyjemną odskocznią od typowej rywalizacji w Gran Turismo 7. Wcześniejsze zadania z wyprzedzaniem narobiły apetytu, więc postanowiłem spróbować się w kolejnych próbach. Najpierw wyścig muscle carów po owalu. Z pozoru nic trudnego, ale tłok na torze, tylko pięć okrążeń i nagle okazuje się, że bez planowania manewrów i wykorzystywania tunelu aerodynamicznego nie ma co liczyć na triumf.
Później przychodzi jeszcze ciekawsza zabawa. Wsiadam za stery volkswagena garbusa, by spróbować wyprzedzić na krótkim dystansie cztery ślamazarne sambabusy. Zawrotna prędkość 80 kilometrów na godzinę na dojeździe do szykany. Potem podjazd pod górkę, na którym wszystkie maszyny solidarnie wytracają prędkość, ledwo wciągając się na górę.
Trzeba było podejść do tego strategicznie i z impetem wjechać na najazd. W innym przypadku brakowało dystansu, żeby dopędzić ostatniego z konkurentów. Zabawne wyzwanie i trzymam kciuki za więcej takich robiących unikalny użytek z szerokiej biblioteki samochodów w grze.
Dzień 15
Wieczór z grą spędzam na kolejnych powtórkach ostatniego testu międzynarodowej licencji B, w której próbuję wywalczyć złoto na odcinku toru Trial Mountain. Choć uwielbiam nissana skyline’a, to nasza relacja w Gran Turismo 7 jest mocno skomplikowana. Z R33 utknąłem na chwilę w teście licencyjnym na Tokyo Expressway, teraz zaciąłem się na wyzwaniu za kółkiem R32.
Dzień 16
Kilkanaście powtórek nie przyniosło wczoraj powodzenia, ale pozwoliło podszkolić umiejętności i zaplanować w końcu ten perfekcyjny przejazd na złoto. Warto było się postarać, bo za brązowe trofea do garażu wpadła toyota GR supra race car z 2019, a za złota porsche taycan turbo S z tego samego rocznika. Osobiście pewnie zamieniłbym je miejscami, bo dużo wartościowsza wydaje się japońska maszyna.
Mając swobodną głowę, wróciłem do kawiarni po kolejne menu. Nad wyraz przyjemne, bo polegające na kolekcjonowaniu cywilnych wersji słynnych japońskich rajdówek. Już sama możliwość sięgnięcia po lancera evo X była wystarczającą motywacją, by szybko się za to zabrać. Podbiłem moc zakupionego wcześniej lancera evo trzeciej generacji i ruszyłem na słynne tory w Japonii.
Trochę mam mieszane uczucia na temat tego, co dzieje się na torze. Na razie nie są to wyścigi sensu stricto, a bardziej próba czasowa z przeszkodami. Muszę w dwa lub trzy okrążenia dopaść wyznaczoną liczbę przeciwników, by przekroczyć linię mety jako pierwszy. Nie ma przy tym specjalnej walki o pozycję. Trochę to dziwnie wygląda, zwłaszcza kiedy porównuję z zażartą bitwą o lokaty z GRID: Autosport. Przez chwilę myślałem, że sam sobie trochę psuję zabawę, wystawiając za mocne auta, ale idąc za sugestiami dotyczącymi poziomu osiągów, staram się rywalizować tylko lekko lepszymi od wskazanej mocy PA. Mam wrażenie, że sugeruje ona, jaki samochód wybrać, by mieć szansę na dopędzenie lidera danego wyścigu, który z reguły na początku ma około 15-20 sekund przewagi nad nami.
Może z czasem zacznie się dziać trochę więcej, a jak nie, to pewnie remedium okaże się rywalizacja po sieci. Tam na pewno znajdę bezpardonową walkę o pozycję.
Gran Turismo 7 to kolejna odsłona jednej z najsłynniejszych gier wyścigowych, które kiedykolwiek ukazały się na konsolach i komputerach. Wydawana ekskluzywnie na PlayStation pozwala na długie tygodnie zatopić się w kolekcjonowaniu setek samochodów oraz na wyścigach po prawdziwych i fikcyjnych torach w różnych rejonach świata. Do tego uniwersum wracam po wielu latach przerwy, ale z bagażem ciepłych wspomnień zebranych w odsłonach z numerkami 1, 2 i 4. Jakie wrażenia wzbudzi we mnie GT7? O tym przeczytasz w kolejnych odcinkach pamiętnika – tylko w Gralingradzie!
Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, która pozwoli na kilka wyścigów więcej podczas wieczornej partyjki! Dziękuję z góry!