GRID Autosport #1: Świat motorsportu
Świat sportów motorowych tętni życiem, choć mało kto zdaje sobie sprawę z jego rozmiarów. Kibice z reguły koncentrują się na konkretnej dyscyplinie i śledzą zmagania w rajdach, Formule 1 czy też w klasie samochodów turystycznych. Kierowcy nie lubią siebie jednak szufladkować i narzucać sobie ograniczeń. Często wykraczają poza ramy jednej kategorii, by spróbować swoich sił w kolejnej. Najlepsi i najwszechstronniejsi trafiają do grona legend świata GRID Autosport.
Polowanie na gwiazdę wyścigów
Brucevsky miał za sobą udane testy dla młodych kierowców, podczas których potwierdził umiejętności. Był solidnym zawodnikiem, który wykazywał się sporą, jak na swój wiek, dojrzałością za kółkiem. Brakowało mu może brawury i nie był wolny od błędów, ale w ciągu tego weekendu w hiszpańskim Jerez pokazał, że może zagwarantować przyszłemu pracodawcy niezłe wyniki.
Czołowe ekipy motorsportu nie szukają jednak kierowców dobrych, a nawet solidnych. Polowanie trwa na przyszłe gwiazdy, na zespołowych liderów i ludzi, którzy zapiszą się w annałach historii dyscypliny. Fajnie jest mieć u siebie Giancarlo Fisichellę czy Harriego Rovanperę, ale wzrok tłumów i przede wszystkim sponsorów przyciągają postacie pokroju Schumachera, Makkinena czy Márqueza.
Brucevsky miał więc powody do stresów, wyczekując na kontakt od potencjalnych zainteresowanych. Każdy kolejny dzień bez telefonu czy maila pogłębiał tylko niepokój i sprawiał, że młody zawodowiec coraz poważniej rozważał swoją przyszłość w motorsporcie. Nie łudził się, że któryś z największych zadzwoni z propozycją lukratywnego kontraktu. Chciał się tylko gdzieś zaczepić, by móc udowodnić, co potrafi.
Agent Massimo
– Ktokolwiek się odzywał? – Brucevsky czuł, że zadaje to samo pytanie już po raz setny w ostatnich kilku tygodniach.
Agent Massimo Bovo, który reprezentował go i miał pod swoją opieką też paru innych kierowców o podobnym potencjale, przyjął kolejny telefon ze spokojem. Wiedział, że to nerwówka dla zawodników i rozumiał ich zniecierpliwienie. Wieloletnie doświadczenie w tym zawodzie robiło swoje.
– Nadal nic konkretnego, ale jestem blisko paru zespołów, które rywalizują w Touring Car Class C. Będę się odzywać, więc cierpliwie czekaj i bądź pod mailem – zasugerował, starając się brzmieć optymistycznie.
– Jasne, jasne, nigdzie się nie ruszam.
– Świetnie, to jesteśmy w kontakcie, bo mam drugi telefon.
Tak mijały kolejne tygodnie i choć Brucevsky i Massimo rozmawiali wielokrotnie, to nic nie zmieniało się w sytuacji zawodnika. Kwiecień tymczasem zbliżał się wielkimi krokami. Kto miał podjąć decyzję, już to zrobił lub właśnie się skłaniał ku konkretnym wyborom. Ostatnie załogi kompletowały składy, szykując się na nadchodzące miesiące zmagań.
Pipercross Series
Młody polski kierowca starał się dbać o formę i ćwiczyć regularnie, choć jego motywacja osiągała coraz niższy poziom. Czuł się rozczarowany, nawet zły, że nikt nie docenia jego umiejętności. Nie potrafił spojrzeć obiektywnie na sytuację. Zakładał, że kilka dobrych kółek na testach w Hiszpanii oraz parę pucharów zdobytych w kartingu wystarczą za rekomendację. Takich jak on było jednak w motorsporcie wielu.
Leżąca na stole komórka zaczęła dzwonić i wibrować aż omal nie spadła z krawędzi na podłogę. Brucevsky złapał ją w ostatnim momencie. Dzwonił Massimo.
– Słuchaj, jest taka opcja – zaczął, przechodząc od razu do konkretów. Z głosu dało się wyczuć, że gdzieś się spieszy.
– Tak?
– Nie wpakuję cię do żadnej większej serii, ale nie będziesz mi lata spędzał, siedząc cały czas w domu. Są dwie propozycje w krótkim cyklu Pipercross Touring Car Series C. Dwa weekendy wyścigowe po dwa wyścigi. Jeden w czerwcu, następny w lipcu. Wszystko znajdziesz na mailu. Zastanów się i daj znać, byle przed końcem dnia.
– Jasne, jasne, rzucę okiem.
– Tylko przemyśl to dobrze. Nie są to złote góry, ale dobry punkt startowy. Na razie – rozłączył się, nim jeszcze zdążył dokończyć ostatni wyraz.
Dwa zespoły do wyboru
Brucevsky dopadł do laptopa, jakby czekały tam na niego wyniki losowania, w którym wygrał miliony na ogólnonarodowej loterii. Mail był długi i obfitował w informacje, czym kontrastował z wizerunkiem Massimo, który zawsze był zabiegany.
Miał do wyboru dwa fotele. Jeden w Oakley Motorsport, a więc ekipie aspirującej do miana średniaka, która stara się rozsądnie spinać niewielki budżet i utrzymać posiadane chevrolety cruze touring car na przyzwoitym poziomie. Alternatywą był zespół sponsorowany przez Razera, mający większe zaplecze finansowe i techniczne, a do rywalizacji wystawiający fordy focusy.
Z tej dwójki serce opowiadało się za focusem, ale rozum podpowiadał pierwszy wybór. Oakley wydawał się opcją rozsądniejszą dla kierowcy szukającego zaczepienia, bo nie wiązał się z pracą pod taką presją. Zespół celował w piąte miejsce drużynowo na koniec krótkiej rywalizacji w serii Pipercross, a byłby zachwycony mając na pokładzie kierowcę, który będzie przynajmniej ósmy w klasyfikacji indywidualnej. Rozsądne wymagania, które były jak najbardziej do zrealizowania.
Brucevsky w ciągu dziesięciu minut podjął decyzję i wysłał odpowiedź. Oparł się na krześle i odetchnął głęboko. Udało mu się złapać cokolwiek. Będzie jeździć, będzie się ścigać. Z tego wszystkiego nie brał nawet pod uwagę, że niezbyt wysokie wymagania pracodawcy mogą być bezpośrednio powiązane z zapleczem i samochodem, który oferuje.
Partner z Francji
Kilka dni później polski kierowca zjawił się w europejskim biurze firmy, by podpisać dokumenty i dopełnić formalności. Miał też okazję po raz pierwszy zobaczyć chevroleta w jasnoniebieskich barwach, którym w następnych dwóch miesiącach czterokrotnie stanie na linii startu. Przy okazji poznał swojego nowego partnera, Francuza Gabriela Moreau. Spotkanie przebiegło w sympatycznej atmosferze, choć Brucevsky odczuł, że młodzik jest bardzo pewny siebie i niebezpiecznie balansuje wręcz na granicy pyszałkowatości. Nie zamierzał jednak oceniać książki po okładce. Liczyło się to jak będzie jeździć.
Później popytał trochę Massimo i sam poszukał w internecie. Moreau był żółtodziobem, który również dopiero zaczynał profesjonalną karierę. W juniorskich zawodach pokazał się parokrotnie jako zdolny kierowca, który jeździ agresywnie i ma bardzo dobry refleks. Jego jedynym problemem była skłonność do pomyłek. Z reguły kosztownych, tak dla jego wyników, jak i często stanu konta zespołu. Oakley Motorsport sporo ryzykował i nie dziwiło, że dla równowagi postawił na kierowcę jeżdżącego spokojniej.
Weekend w Turcji
Pierwszym sprawdzianem zespołu był weekend na Istanbul Park. Tor pośredni stanowi ciekawy sprawdzian umiejętności, bo łączy proste, na których można nabrać prędkości, łagodniejsze łuki pokonywane w solidnym tempie, jak i nieco bardziej wymagające zakręty. Nie brakuje miejsc do ataku, choć kluczowe znaczenie ma umiejętność wychodzenia z zakrętów bez dużej straty prędkości. Wielu doświadczonych kierowców potrafi narzekać na stan nawierzchni, ale w Touring Class C nie będzie on miał aż takiego znaczenia.
Brucevsky odczuwał stres. Brak regularnych występów robił swoje, a w tym przypadku nastrój poddenerwowania pogłębiał fakt, że przed nim zaledwie cztery szanse, by się wykazać. Cztery testy, podczas których może wiele wygrać i wszystko przegrać. Pokonanie kilku kółek w trakcie dziesięciominutowego treningu pozwoliło mu trochę się uspokoić. Mógł skupić myśli na czymś innym i przestać tworzyć kolejne hipotetyczne scenariusze we własnej głowie.
Na Istanbul Park rozpoczęły się tymczasem kwalifikacje. Brucevsky miał trzy kółka, by wykręcić dobry czas. Zaczął spokojnie, ale później przy każdym kolejnym notował progres. Wyczuwał chevroleta, który może nie zachwycał osiągami, ale nie był też furmanką co to rozpędza się jedynie z górki.
– P5, P5, świetna robota – głos inżyniera wyścigowego w słuchawce nie ukrywał ekscytacji, kiedy Polak przekroczył linię mety.
Nowicjusz był pierwszym zawodnikiem za plecami zdecydowanych faworytów całego cyklu Pipercross. Na starcie miał ustawić się za dwoma samochodami Ravenwest Motorsport i maszynami Team Kicker. Przejechał okrążenie w czasie 1:35:840, notując 1,330 sekundy straty do zwycięzcy kwalifikacji.
– Trzymaj się za nimi, a wszystko będzie dobrze – poradził później w garażu szef Oakley Motorsport, Hans, poklepując go po plecach.
– A jak Gabriel?
– Niestety dopiero czternaste pole.
– Wyciągnie pewnie podczas wyścigu.
– Jasne, też na to liczę – zaśmiał się Hans. W rzeczywistości dobrze maskował niepokój, bo kiepskie kwalifikacje Moreau tylko zwiększały szansę, że w zaciętej rywalizacji koło w koło uszkodzi swojego cruze’a.
Do wyścigu pozostał jeden dzień.
GRID: Autosport to kolejna odsłona wyścigowego cyklu od ekspertów gatunku ze studia Codemasters. Tytuł jest duchowym spadkobiercą serii TOCA i pozwala wkroczyć w świat motorsportu, by sprawdzić się w szeregu różnych zawodów. Jak wypada gra i na co pozwala w trybie kariery? O tym przeczytasz w fabularyzowanej relacji w Gralingradzie!
Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli przyjemnie czytało Ci się tę karierę – postaw mi kawę, przyda się przed następnymi zawodami. 🙂