Pamiętnik Gran Turismo 7 #11: Vision GT
W kolejnych dniach wyścigowej przygody Gran Turismo 7 zabiera mnie do świata fikcyjnych prototypów z klasy Vision GT. Niedługo później mam przyjemność wziąć udział w pierwszym wyścigu Grupy 1, gdzie nie tylko muszę opanować potężny samochód, ale też zarządzać zużyciem paliwa i opon. Zaczyna się nowy etap życia kierowcy wyścigowego.
Dzień 66
Świeża porcja wyzwań cotygodniowych sprawiła, że spędziłem kilkadziesiąt minut na przeglądaniu posiadanej kolekcji aut i ich możliwości na torze. To esencja Gran Turismo i coś za co pokochałem tę serię jeszcze w czasach pierwszego PlayStation. Tym razem wyruszyłem do zmagań klasykami, w których wystawiłem kultową toyotę sprinter trueno, szczególnie uwielbianą przez fanów driftingu. Potem odświeżyłem znajomość z jedną z nowszych generacji hondy civic, która tak ciepło zapisała się mi we wspomnieniach podczas jednego z wcześniejszych wyścigów na Red Bull Ringu. I tym razem znów sprawiła się na medal.
Wyciągnąłem nawet z garażu poczciwą hondę civic z 1999 roku, by wrócić za kółko maszyny, od której zaczynałem swoją motoryzacyjną przygodę w realnym świecie. Po tym wszystkim, odpowiednio rozgrzany, wskoczyłem jeszcze na moment w wir zmagań sieciowych na czas, by za kółkiem bmw grupy 3 wykręcić wynik w okolicach brązowego medalu. Tu raczej więcej nie ugram.
Co innego w wyzwaniu na High Speed Ring, w którym startujemy porsche 917 living legend – prawdziwą bestią o mającym tysiąc koni silniku. Na tym obiekcie mknie niczym szalona. Najlepsi zaraz złamią zapewne minutę w czasie jednego okrążenia, a ja czuję, że mam szansę zmieścić się tym razem w limicie na srebrny krążek i okrągły milion kredytów. Jeszcze kilka dni na poprawki i treningi, by to osiągnąć.
Dzień 67
Czuję, że przypomniałem sobie podstawowe zasady prowadzenia pojazdów rządzące światem Gran Turismo 7. Tak tłumaczę sobie brawurę, wsiadając w końcu za kółko mercedesa AMG z serii VGT, by rozpocząć kolejne dodatkowe menu.
W kolekcji mam tylko dwa modele z tej serii, z czego jeden – Chapparal 2X – jest potworem znacznie przekraczającym dopuszczalne punkty osiągów. Zostaje więc zdobyte niedawno AMG. Gdzie lepiej poznawać możliwości samochodu, który zapoczątkował istnienie koncepcji Vision Gran Turismo, jak nie na słynnym torze Interlagos? Obiekt, który daje szansę rozpędzić się na długiej prostej, a potem precyzyjnie sprawdza umiejętności kierowcy w trudnej, środkowej części trasy.
Początek nie był zbyt obiecujący, nie będę ukrywać. Słabo pokonałem szykanę i zacząłem obawiać się, że Mercedes-Benz AMG kiepsko skręca i niespecjalnie reaguje na ruchy kierownicy. Na tablicy wyników widniała strata 27 sekund do lidera. Sporo do odrobienia w siedem kółek, a po pierwszych kilometrach ledwie zacząłem zbliżać się do jadącego przede mną, piętnastego konkurenta w stawce.
Początek przyjaźni z AMG
Potem jednak coś zaskoczyło. Zgraliśmy się. AMG nie pożerał konkurentów, ale pozwalał na planowanie manewrów wyprzedzania. Otwierał szanse, które musiałem sam wykorzystać. Aż wróciły wspomnienia ze zmagań w jednej z gier o Formule 1 wydanych na PlayStation 2, gdzie w pierwszych godzinach zabawy próbowałem w Brazylii dopaść broniącego swojej pozycji Jacquesa Villeneueve’a.
Okrążenie po okrążeniu nadrabiam straty i wyprzedzam kolejnych konkurentów. W połowie dystansu jest już jasne, że na zwycięstwo nie mam szans, ale podium jest w zasięgu. Poprawiam swoje rekordy i nawet przez moment jestem najszybszy w stawce. Potem jednak sprawy w swoje ręce bierze prowadzący Węgier Blazsan w porsche VGT. Kończę na trzecim stopniu podium, z dwiema sekundami straty do drugiego Yamanaki w jaguarze VGT coupe i aż dziesięcioma do zwycięzcy.
Wiem już, że o zwycięstwa będzie raczej trudno, więc do kolejnej rundy na Deep Forest Raceway w wariancie odwróconym podchodzę z zadaniem dostania się na podium. Przed startem jeden z rywali ostrzega przed wieloma ślepymi zakrętami, na których trzeba szczególnie uważać. Łatwo na nich przeszarżować i stracić kilka sekund.
Pogoń za Pagandetem
Mając to w pamięci, jadę więc uważnie i cisnę gaz do dechy głównie na prostych. W tym też na tej prowadzącej przez skąpany we mgle tunel, który prezentuje się zjawiskowo. Powoli przesuwam się w górę stawki, podczas gdy dystans do mety kurczy się. Na dwa okrążenia przed końcem uświadamiam sobie, że teraz muszę dać teraz z siebie maksimum, by dopędzić Francuza Pagandeta w peugeocie VGT.
Najpierw widzę tylko jego sylwetkę chowającą się w zakrętach wiele metrów z przodu. Potem zmniejszam dystans do mniej niż sekundy. Zaczynam łapać się w tunelu aerodynamicznym. Zostają trzy zakręty. Ostatni nawrót, w którym mogę zaatakować. Jedna szansa. Wchodzę po wewnętrznej. Udaje się zapanować nad samochodem, by wyjście było wystarczająco szybkie. Wpadam na metę z przewagą pół sekundy. Ufff, udało się.
Kyoto Driving Park okazuje się w tej sytuacji kaszką z mleczkiem. Choć tor jest kręty i wąski, to AMG VGT bardzo wdzięcznie się w nim prowadzi. Trzecie miejsce zdobywam z sześciosekundową przewagą nad czwartym Pagandetem. Pomińmy fakt, że dwaj kierowcy przede mną mieli ponad dwadzieścia trzy sekundy przewagi.
Dzień 68
Progres wygląda nieźle. Ukończyłem dwa dodatkowe menu i miałem dwa pierwsze rzędy listy pucharów wyczyszczone na sto procent. Kolejne wyzwanie z kawiarni zaprasza mnie do poznania samochodów z grupy 1, a więc bestii, które zachwycają chociażby na 24-godzinnym wyścigu Le Mans.
W swojej kolekcji nie mam ani jednego potencjalnego kandydata do wystawienia. Próbuję aston martinem vulcanem, a więc najpotężniejszym autem, które spełnia wymagania punktów osiągów, ale konkurenci zaraz po starcie zaczynają mi szybko odjeżdżać. To menu musi poczekać na dobre auto.
Zaglądam do listy menu kolekcjonerskich. Oznaczają konieczność kupowania samochodów konkretnego rodzaju, by uzupełnić zestawy trzech połączonych czymś aut. Do tego potrzebne są kredyty, więc na razie ograniczam się do skompletowania maszyn serii Type R hondy i nissana fairlady Z. Akurat za nie wpadają dodatkowe wozy do garażu. Od jutra zaczynam znowu czyścić listę pucharów, lecąc od tych najsłabszych. Zarobione kredyty przeznaczę na zakup aut, w tym na jakiś model grupy 1, by móc stawić czoła bestiom w trzech czekających mnie wyścigach.
Na koniec dnia jeszcze kilka kółek porsche 917 living legend. Poprawiam czas o pół sekundy. Nadal brakuje jeszcze około jednej, by zmieścić się w limitach na srebro. Milion kredytów majaczy kusząco na horyzoncie.
Dzień 69
Nissana skyline’a zacząłem uwielbiać długo przed premierą „Szybką i wściekłych”. Poznałem go w pierwszym Gran Turismo i zapamiętał jako jedyny samochód, który wtedy był w stanie jakkolwiek konkurować z potężnym mitsubishi GTO twin turbo. Potem ujrzałem go w kinowym hicie, który tylko rozpalił uczucia do nieco kwadratowej, ale mającej swój nieodparty urok konstrukcji.
Nadrabiając wyścigi z pucharu japońskich maszyn z napędem na tylną oś, musiałem wybrać skyline’a R34. Pomalowałem go w barwy znane z filmowej sagi i wyruszyłem na tor, by pewnie wygrać trzy kolejne zmagania. Nie było to specjalnie trudne, bo R34 prowadzi się po prostu wyśmienicie. Jest zabójczo szybki na prostych i nie sprawia kłopotów w zakrętach.
Potem zajrzałem do salonu nowych samochodów, by zorientować się, jak stoją cenowo maszyny z grupy 1. W budżecie zebrałem już ponad dwa miliony kredytów i chciałem wiedzieć, ile będzie mi potrzebne do startu w wyzwaniach z dodatkowych menu. Przeżyłem miłe rozczarowanie, kiedy okazało się, że potwory znane z Le Mans kosztują dokładnie jeden milion. Nie musiałem dłużej zbierać.
Pierwsze koty Gr. 1 za płoty
Pozostało wybrać. Pierwsze kroki skierowałem do japońskich producentów. Mazda, Nissan czy Honda miały solidnych kandydatów. Z ciekawości odwiedziłem też ich konkurentów z Europy. Tam też mój wzrok zatrzymał się na mclarenie. Samochodzie grupy pierwszej, który był jednocześnie autem Vision Gran Turismo. Fikcyjnym prototypem. Wytworem wyobraźni projektantów i inżynierów z Wielkiej Brytanii. Obudziły się ciepłe wspomnienia z przygód mclarenem w Need for Speed: Most Wanted. Kliknąłem „kup”.
Ciekawość wzięła górę i choć powinienem już zmierzać do łóżka, wybrałem pierwszy z trzech wyścigów do przejechania. Z pozoru najprostszy, bo na mającej swój legendarny długi łuk amerykańskiej Daytonie. Przyszedł czas na nowe lekcje. Zarządzanie spalaniem paliwa i zużyciem opon oraz planowanie zjazdu do boksu. Coś, na co trzeba mieć baczenie, choć maszyny grupy pierwszej mkną z zawrotnymi prędkościami i nie ma za bardzo czasu, by zerkać na wskaźniki wyświetlaczy.
Nauka jazdy na Daytonie
Pierwsze dwa przejazdy zakończyłem, klikając „jeszcze raz” po dwóch zakrętach. Musiałem przyzwyczaić się do szybkości tych supersamochodów wyścigowych. Kiedy to złapałem, ustawiłem silnik na jazdę bardziej ekonomiczną. Jechałem na twardych oponach i zakładałem, że przeciągnę pitstop. Okazało się, że mój mclaren spala bardzo mało, bo jest hybrydą, która wspiera się przy przyspieszaniu silnikiem elektrycznym z baterią wydajnie ładowaną podczas hamowania.
Ślamazarnie pokonywałem krętą sekcję Daytony. Popełniłem kilka błędów, za które wyłapałem drobne kary. Zostałem brutalnie skarcony za brak doświadczenia, bo taktyka okazała się totalnie przestrzelona. Mimo to skończyłem na dziewiątym miejscu, w górnej połowie dwudziestoosobowej stawki. Nieźle jak na początek. Czuję, że będzie ciężko o podium, ale wiem też, że walcząc o nie, będę się znakomicie bawił.
Gran Turismo 7 to kolejna odsłona jednej z najsłynniejszych gier wyścigowych, które kiedykolwiek ukazały się na konsolach i komputerach. Wydawana ekskluzywnie na PlayStation pozwala na długie tygodnie zatopić się w kolekcjonowaniu setek samochodów oraz na wyścigach po prawdziwych i fikcyjnych torach w różnych rejonach świata. Do tego uniwersum wracam po wielu latach przerwy, ale z bagażem ciepłych wspomnień zebranych w odsłonach z numerkami 1, 2 i 4. Jakie wrażenia wzbudzi we mnie GT7? O tym przeczytasz w kolejnych odcinkach pamiętnika – tylko w Gralingradzie!
Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, która pozwoli na kilka wyścigów więcej podczas wieczornej partyjki! Dziękuję z góry!
<— Dziesiąty odcinek pamiętnika Gran Turismo 7