Moja kariera w FM 2016 #74: Mięczaki są złe
Poranny trening rozpocząłem w inny niż zwykle sposób. Trzymając w ręku najnowszy numer poczytnego dziennika sportowego, zapytałem podopiecznych, jak czują się jako „mięczaki”. Takim właśnie określeniem reporter opisał ich po przegranym wyjazdowym meczu z Dijon. 1:3 było bolesne i dotkliwsze tym bardziej, że punkt straciliśmy przez dwa głupie gole w samej końcówce. Reakcja była odpowiednia. Sportowa złość dawała nadzieję, że w kolejnym sprawdzianie Paris FC wypadnie dużo lepiej. Była potrzebna tym bardziej, że za rogiem już czekało Monaco.
Klub z księstwa nie ma ostatnio najlepszej passy. Niby kadrowo jakoś mocno się nie osłabił, ale w poprzednim sezonie w ogóle nie liczył się w walce o mistrzostwo, a tegoroczny też rozpoczął przeciętnie. Być może na południu liczyli, że trampoliną będzie dla nich potyczka z Paris FC. Nic z tego – zmotywowani i żądni krwi, nie daliśmy najmniejszych szans gospodarzom, demolując ich przekonująco aż 4:0. To był wręcz wzorcowy występ mojej formacji defensywy, która perfekcyjnie współpracowała, zamykając całkowicie dostęp do bramki. Solidnie spisująca się pomoc i jak zwykle genialni skrzydłowi wystarczyli w tej sytuacji, by walące w ścianę Monaco odprawić z kwitkiem.
Po takim świetnym występie bardzo liczyłem, że moi zawodnicy pójdą za ciosem. Tym razem występowali w roli faworytów, bo czekały ich spotkanie u siebie z FC Midtjylland w Lidze Europy oraz wyjazd do zamykającego ligową tabelę Bordeaux. Od początku wbijałem im do głowy, że nie tylko powinno nas interesować, ale wręcz wymagane są od nas zwycięstwa. I dupa. Chyba przesadziłem i za bardzo zestresowałem swoje gwiazdy, bo zagrali dwa przeciętne spotkania, zremisowane po 1:1.
Dobre pytanie zadał mi jeden z reporterów po wpadce z Żyrondystami. Który z tych dwóch ostatnich remisów jest dla Pana gorszy? Zdecydować nie było łatwo. W Lidze Europy mieliśmy na razie na koncie dwa punkty, a przed nami plasowały się Lazio i Midtjylland z czterema oczkami. Nie jest to może duża strata, ale mimo wszystko – trzeba już coś nadrabiać. W lidze jeden remis jeszcze nikogo nie zabił, ale zgubić punkty z jedną z najsłabszych ekip ligi? Tak na pewno nie buduje się pewności siebie i nie zdobywa tytułów. Pocieszać się mogłem tylko faktem, że wcześniej w Bordeaux nie zdołali też wygrać rewelacyjne Dijon, Monaco czy Marsylia.
Początek sezonu z pewnością nie był z gatunku tych łatwych do oceny. Nie zawodziliśmy, ale też nie spełnialiśmy w pełni oczekiwań. Mogłem być przynajmniej zadowolony, że wewnętrznie wszystko w klubie gra. Odnotowałem ten fakt jednak przedwcześnie, wywołując wilka z lasu. Dwa dni później Gomelt złapał kolejną poważną kontuzję, wypadając ze składu na dwa miesiące. Camara zaczął przebąkiwać o nowym kontrakcie, chyba, gdy podliczył sobie, ile dostał Dembele. Z kolei Bongongui poskarżył się zaprzyjaźnionemu dziennikarzowi, że dostaje za mało szans, choć podobno wnosi tak wiele do gry drużyny. Jak na razie ten transfer Dembele przynosił więcej problemów niż dawał zauważalnych korzyści. Spora pensja i narzekania kolegów, to Ousmane na pewno mi załatwił. Wolałbym zdecydowanie gole i asysty. Nie należę jednak do trenerów, którzy szybko skreślają zawodników, więc skrzydłowy miał jeszcze czas by zacząć błyszczeć.
Czy kolejne tygodnie przyniosą ożywienie mojego nowego nabytku i cenne zwycięstwa dla Paris FC? Odpowiedzi szukajcie na blogu. Kolejny odcinek kariery w Football Manager 2016 już niedługo. Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie przegapić nowych materiałów!