Final Fantasy 7 Rebirth #20: Pustka
Planeta to coś więcej niż tylko nasz dom. To początek i koniec wszystkiego. Źródło życia i miejsce, z którego pochodzimy. Punkt, do którego też zmierzamy i gdzie ostatecznie trafimy. Niezależnie od tego, co zrobiliśmy, czego dokonaliśmy, a nawet w jakiej rzeczywistości przyszło nam żyć.
Kataklizm sprzed lat
Choć nasza planeta obejmuje wszystko i wszystkich, nie jest wszechmocna i niezniszczalna. Zwróciła nam już na to uwagę przeszłość. Jenova. Kataklizm, który przybył z kosmosu i próbował zagnieździć się w nowym środowisku, by wyssać do cna jego całą życiową energię.
Ludzkość była wtedy bezradna, choć rzuciła wszystko naprzeciw monstrum. Zwycięstwo stało się możliwe tylko dzięki poświęceniu Cetry. Strażników planety i kapłanów, którzy położyli na szali własne życie, by ratować wspólny dom. Także tych, którzy obawiali się ich i wypowiadali im wojnę napędzaną wynikającym z niezrozumienia strachem.
Teraz Jenova mogła powrócić. Była od tego o krok. Wystarczyło, że zostanie skompletowana. Doprowadzi do tego poświęcenie wędrowców, którzy połączą rozsiane po całym świecie cząstki w całość i umożliwią wybudzenie pasożyta z trwającego od wieków snu.
Mur
W tym wszystkim gdzieś była czarna materia. Środek do celu, a może sam cel? Czekała nas ostatnia przeszkoda na drodze do niej. Finalny strażnik. Wielki, żyjący mur, którego przeraźliwy pysk i ogromne łapy niejako symbolizowały okropieństwa, do których zdolna jest czekająca za nim nagroda. Bestia o wzbudzającej strach przebiegłości, która swój brak mobilności nadrabiała sprytem i zdolnościami magicznymi. Bez trudu mogła przesuwać ściany i ograniczać pole ruchu swoim ofiarom. Łatwo było wpaść w jej sidła. Dać się choćby porazić promieniem zamieniającym w kamień.
Głupio byłoby zginąć, mając w nogach tak długą i żmudną wędrówkę. Będąc już tak blisko celu. Tuż o krok od Sephirota. Daliśmy z siebie wszystko i nie ulegliśmy nawet wtedy, kiedy stwór sklonował się i próbował rozbić naszą uwagę. Otoczeni i walczący na niewielkiej przestrzeni, zmobilizowaliśmy wszystkie siły. Kiedy druga manifestacja bestii ukryła się, zaatakowaliśmy tę pozostającą na widoku. Red użył ataku specjalnego i donośnie zawył, wyruszając do boju i kalecząc bestię pazurami. Wyczekałem moment i użyłem najmocniejszego ataku nieskończonego ostrza, a wijącego się z bólu demona oszołomił precyzyjnie mierzonym skupionym strzałem Barret.
Mimo to strażnik nadal był gotowy do walki. Nie było więcej czasu do stracenia. Wzbiłem się w powietrze i natarłem z góry, przebijając mu łeb ostrzem. Potem podszedłem do kamiennej ściany. Nonsensowna przeszkoda. Zacząłem napierać atakami, tnąc ją z każdego możliwego kierunku. Siła uderzeń zrobiła swoje i za moment kamienne bloki zawaliły się z hukiem, odsłaniając drogę do ołtarzyka z czarną materią. Ruszyłem ku niej, nie oglądając się za siebie.
Wstrząsy
Chwyciłem czarną kulę i poczułem, jak emanuje potężną siłą. Wytwór GI, którego bała się nawet Cetra. Narzędzie zdolne przywołać niszczyciela światów – gigantyczny meteor mogący obrócić planetę w pył. Wszystko wokół zaczęło drżeć. Cokolwiek trzymało świątynię w całości, przestało działać. Jakby wyjęto kluczowy element jej konstrukcji. Barret próbował wyrwać mi materię, licząc, że odłożenie jej na miejsce powstrzyma proces. Aerith krzyknęła do nas, że siłujemy się o fałszywkę, ale wyczułem, że kłamie. Na moment dałem się jednak wytrącić z równowagi i czarna kula potoczyła się po podłodze. Red położył ją na podwyższeniu. Nic to nie dało.
Nagle pojawił się zdrajca. Cait Sith wskoczył pod opadający ołtarzyk i próbował utrzymać go nad głową, pomimo ogromnego ciężaru i ściągającej go na dół siły. Zadeklarował, że da nam trochę czasu, na ile pozwoli mu wątłe ciało. Był gotów poświęcić życie, by nas ocalić. Zaraz za nim zjawił się Vincent, mówiąc, że przygotował nam drogę ucieczki.
Rzuciliśmy się do biegu. Desperacko gnaliśmy przed siebie, próbując wydostać się na zewnątrz, nim wszystko wokół zniknie, a my pogrążymy się w ciemnościach. Po schodach, które ustępowały nam spod nóg. Barret ostatnim skokiem zdążył, a zaraz później świątynia zawirowała i zniknęła, pozostawiając po sobie tylko spektakularną pustkę. Wielkie nic pośrodku dżungli.
Nie zdążyliśmy wyrównać oddechu po długim biegu, gdy usłyszeliśmy znów głos Cait Sitha. Pojawił się koło nas – ot jako kolejna iteracja zaprojektowanego przez kogoś robota. Miał z pewnością więcej niż siedem żyć.
Przynieś ją do mnie
Spojrzałem na trzymaną w dłoni kulę. Była pełna energii. Hipnotyzowała siłą, która wiła się na uwięzi w tak maleńkiej przestrzeni. Broń ostateczna? Nie zauważyłem nawet, kiedy Barret podszedł i wyrwał mi ją z ręki. Był zirytowany i złośliwie odrzucił ją pod nogi, kiedy poprosiłem, by natychmiast oddał materię. Potoczyła się po kamiennym pomoście i zatrzymała pod butem nieoczekiwanego gościa. Sephirot podniósł ją i uśmiechnął się.
Wzbił się w powietrze. Pustkę wypełniły wielkie gałęzie, wijące się i przecinające. Szeptacze zaczęły nadlatywać z każdej strony. Czekał na mnie w centralnym punkcie. Ruszyłem do niego. Kiedy znalazłem się blisko, upuścił materię, a ta potoczyła się mi pod nogi. Ukląkłem i chwyciłem ją w ręce. Była ciepła w dotyku i zachwycała energią, która biła ze środka. – Wstań, Cloud. Przynieś ją do mnie – powiedział, a ja poczułem, że to właściwa rzecz do zrobienia.
Nagle poczułem uderzenie i runąłem na ziemię. Tifa rzuciła się na mnie. Wypuściłem materię, którą zabrała Aerith. Uwolniłem się z uścisku i ruszyłem za nią. Nie chciała jej oddać, a przecież mogła mi zaufać. Prosiłem ją, wręcz błagałem, ale nie słuchała, uciekając po przedziwnej konstrukcji przypominającej plątaninę korzeni. Dotarła do końca i nie mogła dalej biec. Otaczały nas Szeptacze. Opuściła głowę i wypuściła głośno powietrze. – Cokolwiek się stanie, jestem tu dla ciebie – powiedziała.
Spadając w przepaść
W końcu mogłem oddać ją Sephirotowi. Potrzebował jej. To było właściwe. Kiedy to zrobiłem, usłyszałem głos Aerith walczącej o utrzymanie równowagi wysoko nad przepaścią. Szeptacze szybowały wokół i potrącały ją. Ten widok przypomniał mi nasze pierwsze spotkanie w Midgarze. Nagle zrozumiałem, że grozi jej niebezpieczeństwo. Pospieszyłem na ratunek. Zdołałem pochwycić jej dłoń, kiedy leciała już w dół. Zawisła wysoko nad przepaścią, która ciągnęła się nie wiadomo jak głęboko.
A potem tylko ujrzeliśmy spadające koło nas czarne pióro. Jedno, drugie i kolejne. Sephirot był z tyłu. Wzbił się w niebiosa i zamaszystym cięciem zniszczył utrzymujący nas korzeń. Runęliśmy w dół. Trzymałem ją z całych sił w objęciach, wierząc, że to nie koniec…
Final Fantasy 7 Rebirth to druga odsłona projektu będącego remake’iem kultowej produkcji jRPG Final Fantasy 7. Gra przynosi nie tylko unowocześnią oprawę audiowizualną i rozbudowę systemu, ale również nowe spojrzenie na znaną historię. Jak wygląda podróż przed świat Rebirth? Co czeka Clouda i jego kompanów? Przeżyj przygodę jeszcze raz w formie opowiadania na bazie wrażeń z gry!
Podoba Ci się to opowiadanie? Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, która pozwoli mi kontynuować wędrówkę przez świat Final Fantasy 7 Rebirth! Dzięki z góry!
<— Poprzedni odcinek opowiadania z Final Fantasy 7 Rebirth
Ostatni odcinek opowieści z Final Fantasy 7 Rebirth —->