Need for Speed: Most Wanted 2012 #6: Pagani huayra
Fairhaven miało swój urok. Nie trzeba było długo szukać, by znaleźć interesujące miejsca, w których warto na chwilę zwolnić lub nawet na moment się zatrzymać. Jednym z moich ostatnich odkryć było ciągnące się w ocean przez kilkadziesiąt metrów molo, na końcu którego stała dumnie samotna latarnia. Przyjemny i kojący widok się stamtąd rozciągał. Za plecami było tętniące życiem miasto. Przed oczami tylko bezkres ciemnoniebieskiej, rytmicznie poruszającej się toni.
Małe przyjemności z countachem
Szykując się powoli na decydujące rozdania, pojechałem nad wodę nowym nabytkiem, lamborghini countachem. Lubię czasem zapuścić się w świat historii motoryzacji i na własnej skórze sprawdzić rewolucyjne projekty, które rozpalały wyobraźnię milionów pasjonatów dekady temu. Countach, wyprodukowany przez szesnaście lat w mniej niż dwóch tysiącach sztuk, z pewnością taki był. Kanciasty, surowy, pokaszlujący przy zmianach biegów, ale też sprawiający mnóstwo frajdy z jazdy. Jakże inne to doświadczenie przy chwilowej przesiadce z mclarena.
Obserwując tak sobie kojącą naturę i sunące nad taflą wody słońce, doczekałem się niespodziewanej wizyty. Tuż obok zaparkowało białe pagani huayra, z którego wysiadł Zak. Zacque, bo tak naprawdę miał na imię, był brazylijskim mistrzem, który zjawił się w Fairhaven dobrą dekadę temu i szybko zbudował swoją renomę. Szybki, pewny, konkretny – przez lata nie miał sobie równych. Do dzisiaj być może byłby na samym szczycie, gdyby tylko nie trzymał się ciągle wyznaczonych sobie zasad. Choć był to świat nielegalnych wyścigów, on grał fair i nie zgadzał się na nieczyste zagrywki oraz podejmowanie ryzyka, które mogłoby kosztować zdrowie lub życie innych. Nie przekraczając tych granic, ograniczał się, co skrzętnie wykorzystał półtora roku temu bezwzględny ex-marines, Scott.
Wróg czy przyjaciel?
– Kawał dobrej roboty. Nie pamiętam nikogo, kto wcześniej w tak krótkim czasie wspiąłby się tak wysoko – zagadnął, podchodząc na odległość kilku kroków. Miał sympatyczny głos. Taki pasujący do dobrego kumpla, z którym regularnie umawiasz się na piwo.
– Jeszcze kilka kroków przede mną – odpowiedziałem.
– Nie wątpię. Fairhaven czeka jeszcze trochę emocji.
Zastanawiałem się, jaki jest cel naszej rozmowy. Czekałem w milczeniu aż „Zak” sam wyjawi swoje intencje.
– W każdym razie, nie rób niczego głupiego. Miasto zawsze może się odbudować, policja dokupi nowe radiowozy, ale życia ludzkiego nie ma jak przywrócić – powiedział, wkładając ręce w kieszenie.
– Cel uświęca środki, a ja jestem tu, by wygrywać. Ale spokojnie, nie zamierzam bawić się w rzeźnika – odparłem.
Dobrze wiedziałem, że jedynie z Zakiem czeka mnie czysto wyścigowa rywalizacja. Scott postawi wszystko na jedną kartę, gdy poczuje się zagrożony. JP był z kolei kierowcą enigmą, ale z pewnością będzie walczyć o swojego veyrona. Nikt normalny nie oddałby takiego samochodu i misternie bronionej latami pozycji. A zwierzę zagonione w ślepy zaułek, zaczyna kąsać, nie patrząc już kogo atakuje.
– Widzimy się niedługo na którychś światłach. JP pewnie lada moment cię znajdzie – rzucił na odchodne Zak. Nie wyglądał na zdenerwowanego i przejętego wizją potencjalnej utraty kolejnego miejsca. Tak jakby ta rywalizacja nie była dla niego najważniejszą rzeczą na świecie. Więc co było? Lista Most Wanted była zbieraniną osobliwości. Każdy miał pewnie jakąś historię. Jakieś motywacje i cele. Aż szkoda, że nasze relacje musiały być tak pobieżne i ograniczone do społecznego minimum.
McLaren vs bugatti veyron
Z JP zmierzyłem się jeszcze tego samego popołudnia. Wystartowaliśmy na drodze szybkiego ruchu, która przecinała w pół centrum Fairhaven, by po krótkim odcinku rzucić się w wir ostrych i ciasnych zakrętów. Mój rywal najwyraźniej na początek chciał sprawdzić, na ile zamierzam sobie pozwolić, uwalniając moc mclarena. Obie nasze bestie dostały szansę, by się wyhasać w ruchu ulicznym, szybko osiągając ponad dwieście kilometrów na godzinę.
A później zaczęła się już techniczna rywalizacja, w której na pierwszy plan wysuwały się umiejętności kierowców i ich opanowanie. Przy takiej prędkości wypadanie z zakrętów i wchodzenie w kolejne było rosyjską ruletką. Nigdy nie można było być pewnym, że nie wpakuje się w pocisk, a więc marudera spokojnie zmierzającego z pracy lub na wieczorne zakupy. Bugatti veyron i mój mclaren mocno trzymały się asfaltu i choć potrafiły, tym razem nie próbowały uciekać spod naszej kontroli.
Z każdym kolejnym szybkim odcinkiem, miniętym o włos szarym sedanem lub innym czerwonym SUV-em, JP jakby słabł. Może dawał z siebie wszystko, ale w pewnej chwili wręcz odniosłem wrażenie, że nawet nie muszę się starać, by utrzymywać się przed nim. Gliniarze oczywiście dwoili się i troili wokół nas, ale kolczatki, blokady i ich ataki kamikaze miały ten sam skutek – nie przynosiły żadnego efektu. Po kilkuminutowym przejeździe wpadłem na wyznaczoną metę, wyprzedzając białe bugatti o dobre kilkaset metrów. I nawet policja jakby dostosowała się w tamtej chwili do ogólnego nastroju i charakteru tej rywalizacji, bo ścigała mnie później bez polotu i pomysłu. To było łatwe zwycięstwo i awans do top 3.
Wyczekiwanie w Fairhaven
W tamtym momencie jeździłem po mieście już tylko dla własnej satysfakcji. Sporadycznie droczyłem się z policją, która wydawała się już kompletnie bez szans. Sprawdziłem kilka maszyn, w tym kuszącą kształtem marussię, kultowego lancera evo dziesiątej generacji czy nawet BAC mono, w którym czułem się, jakby szorował tyłkiem po asfalcie w samochodziku zabawce.
Metropolię poznałem już wystarczająco dobrze, by czuć się swobodnie, a podczas ucieczek opracowywać najlepsze drogi ucieczki. Nie brakowało w Fairhaven miejsc, gdzie można było ukryć się przed wzrokiem funkcjonariuszy lub skazać ich na karkołomny rajd po torowisku czy po pokładzie zacumowanego okrętu. Zostawiając za sobą wraki, budowałem swoją renomę, tak, by nikt nie zarzucił mi, że jestem kierowcą z przypadku, a nie żadnym Most Wanted.
Z tyłu głowy miałem też czekający mnie pojedynek z Zakiem. Wiedziałem, że karty w mieście rozdaje może Scott, ale czułem podskórnie, że największe umiejętności wyścigowe prezentuje jednak zawodnik numer 2 na liście. Brazylijczyk słynął z genialnego wyczucia samochodów, a w superszybkim pagani huayra bywał szybszy od wiatru. I niemal nigdy nie popełniał błędów.
Dżentelmeński pojedynek kierowców
W rywalizacji z nim po cichu liczyłem więc na mocne wsparcie policji, dla której rywalizacja dwóch z trzech najbardziej poszukiwanych celów musiała być wyjątkową okazją na odniesienie medialnego sukcesu. Jeśli gliniarze będą odpowiednio zmotywowani, to rzucą przeciwko nam wiele, a w powstałym chaosie łatwiej będzie o pomyłkę Zaka.
Już pierwsze metry pokazały, że w tej konfrontacji to ja będę tym bardziej zdeterminowanym. Z szacunku dla rywala nie zamierzałem jednak atakować go zbyt mocno. Nie od razu w każdym razie. To mogła być popisowa, dżentelmeńska bitwa, jakiej to miasto jeszcze nigdy nie widziało. Nie chciałem być tym, który ją psuje.
Mknęliśmy ulicami metropolii z ogromną prędkością. Zapowiadały nas dźwięki syren kawalkady radiowozów, która toczyła się za nami. Gliniarze wyciągnęli nawet za garażów chevrolety zrzucające kolczatki, ale naiwnym z ich strony byłoby myśleć, że to zdoła nas zatrzymać. Dopompowywane opony były standardowym wyposażeniem każdego kierowcy z listy Most Wanted.
Niespodzianka Zaka
Zak nie próżnował przez ostatnie dni. Odrobił lekcję i poczynił wiele obserwacji. Wiedział więc dobrze, że w asfaltowej dżungli Fairhaven odnajduję się znakomicie. Kolejne wygrane utwierdziły go w przekonaniu, że jestem szybki i dokładny. Wyjątkowo groźny. Chcąc więc wygrać, musiał mnie zaskoczyć.
Ten moment zapamiętam na lata. Początkowo myślałem, że to błąd nawigacji, ale Zak odbił na teren parku bez chwili zawahania. A więc to tak. Liczył, że potknę się na off-roadowym odcinku, na którym szybkość musiała ustąpić miejsca technice. Nie na darmo jednak wcześniej zwiedziłem ten teren za kółkiem lancii delty integrale, mitsubishi lancera evo i terenówki. Nawet to doświadczenie nie uchroniło mnie przed drobnym błędem i obraniem złej drogi. Koła mclarena rozryły ziemię, a ja błyskawicznie zawróciłem. Zak odjechał na dobre kilkadziesiąt metrów i mógłby pewnie swobodnie powiększyć przewagę tak, że nie byłbym w stanie jej odrobić. Uśmiechnęło się do mnie jednak szczęście i jego ucieczkę zatrzymał radiowóz, który wbił się w skalniak, tarasując drogę przez huayrą. Bestia groźnie zaświeciła czerwonymi światłami. Wytraciła zupełnie pęd, pozwalając mi się dopaść.
Wypadliśmy na asfalt obok siebie. Miałem jednak przewagę prędkości, której nabrałem na dystansie kilkuset metrów. Mieliśmy pedały gazu wciśnięte w podłogę, a silniki pracowały na maksymalnych obrotach. Nie pozwoliłem już sobie odebrać wygranej. Zak mógł, ale nie próbował żadnych nieczystych zagrywek. Zawsze grał fair. Do samego końca.
Need for Speed: Most Wanted (2012) to przygotowana przez Criterion, twórców genialnego Burnouta, gra wyścigowa z otwartym światem. Produkcja dzieli tytuł z jedną z najbardziej uwielbianych odsłon serii, ale poza listą kierowców do pokonania, nie łączy ich zbyt wiele elementów. Moje przygody za kółkiem w fikcyjnym mieście Fairhaven przeczytasz na blogu, w kolejnych opowiadaniach z gry.
Chcesz poznać dalsze losy Bobby’ego w Fairhaven? Zaglądaj na bloga, gdzie w kolejnych tygodniach ukażą się nowe odcinki opowiadania z Need for Speed: Most Wanted (2012). Jeśli nie chcesz przegapić żadnych materiałów, obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite. Możesz też wesprzeć mnie w podboju Fairhaven, każda postawiona kawa daje mi potrzebnego boosta. Dzięki!
<—- Piąty odcinek opowiadania Need for Speed: Most Wanted (2012)
Ostatni odcinek opowiadania Need for Speed: Most Wanted (2012) —->
<—- Początek opowiadania o podboju Fairhaven w Need for Speed: Most Wanted (2012)