Soul Reaver 2 #3: Janos Audron
Opuściłem komnatę i znalazłem się na bagnach. Teraz były one skąpane w bieli śniegu, przykrywającym zielone drzewa iglaste i rozległe tereny wokół. Cisza i spokój sugerowały, że znalazłem się we właściwej epoce. Drogi nie zastąpił mi żaden demon i wynaturzone monstrum, będące efektem nieudanej ewolucji wampirów. Nosgoth tętniło życiem i dopiero zmierzało ku pierwszym etapom swojej powolnej zagłady.
Masakra na wampirach
Kraina daleka była jednak, nawet w tych czasach, od pokoju. Jak tylko ruszyłem w stronę Uschtenheim, na swojej ścieżce zacząłem napotykać dziesiątki ciał wampirów powbijanych na pale. Twarze wykrzywione w bólu i cierpieniu dokumentowały masakrę, której na rasie krwiopijców dokonywali serafinowie. Niezależnie od czasu, Nosgoth niezmiennie spływało krwią. Nie byłem świadom skali mordu, którego dopuszczali się ludzie, błędnie zakładając, że krucjata Moebiusa była najgorszym, co spotkało wampiry.
Wkrótce zyskałem pierwszą szansę, by skrzyżować broń z dumnymi wojownikami zakonu. Z moimi dawnymi towarzyszami broni, z którymi, w całej swojej naiwności, wykonywałem posłusznie polecenia szaleńca. Świetnie wyszkoleni i zaprawieni w boju byli zabójcami doskonałymi, z którymi nawet teoretycznie silniejsze wampiry nie miały szans w bezpośredniej konfrontacji. Przeciwko mnie mogli jednak tylko na krótko przedłużyć swoją agonię.
Nie miałem czasu na długie pojedynki, bo ciekawość pchała mnie do schronu Janosa. Wierzyłem, że w obecnej epoce jego pałac nadal dumnie stoi wysoko u szczytu góry, nad jeziorem, niedostępny dla wszelkich istot zamieszkujących Nosgoth.
W drodze do Janosa
Stanąłem na brzegu jeziora i z nadzieją uniosłem wzrok. Dawno już żaden widok nie uradował mnie tak bardzo, jak ten marmurowego balkonu schronienia Janosa. Dumnie odbijający promienie słońca i zachwycający swą okazałością. Istniała szansa, że właściciel nadal żyje, a ja w końcu poznam odpowiedzi, których już tak długo szukam. U stóp góry, na zamarzniętym jeziorze wściekli z powodu swojej bezradności serafinowie powbijali sztandardy i przywlekli kilka nieszczęsnych wampirów, by następnie zamordować ich w pokazowych egzekucjach. Ciała pozostawiono na widoku, czy to w formie groźby, czy może ostrzeżenia lub prowokacji. Miałem nadzieję, że Janos jej nie uległ.
Serafinowie mieli po swojej stronie armie i sprzęt, a mimo to nie potrafili dostać się do istoty, którą uznawali za jednego z ostatnich znaczących przedstawicieli wrogiej rasy. Wiedziałem więc, że znaleźć drogę do środka nie będzie prosto. Jeśli miałbym skrzydła, pewnie w kilka chwil znalazłbym się na balkonie, jak bez problemu robili to wszyscy przedstawiciele dawnej cywilizacji, obecnej dzisiaj tylko na kilku muralach. Miałem po swojej stronie jednak inne atuty. Potrafiłem podróżować pomiędzy wymiarami i otwierać sobie w ten sposób ścieżki poza zasięgiem zwykłych śmiertelników.
Tak było i tym razem. Zanurzyłem się w odmętach lodowatych wód i podwodnym przejściem przebiłem do wnętrza schronienia, które przypominało potężną katedrę ukrytą we wnętrzu góry. Wyposażony w moce soul reavera rozpocząłem żmudny proces wspinania się ku górze, eliminując strażników, otwierając wrota i aktywując magiczne mosty za pomocą ofiar z krwi. Piętro po piętrze zbliżałem się do głównych wrót, które prowadziły do najważniejszej komnaty. W końcu stanąłem przed wrotami i pchnąłem je do środka.
Janos Audron i przeznaczenie Raziela
Światło padało akurat w ten sposób, że początkowo mogłem dostrzec jedynie zarys sylwetki przed sobą. Przy stole stała istota ze skrzydłami. Janos?! – rzuciłem, a postać przede mną zaczęła się obracać. Ileż to już lat minęło, nim po raz ostatni słyszałem swoje imię wypowiadane bez pogardy – rzekł nieznajomy i potwierdził moje przypuszczenia. Janos Audron żył i miał się dobrze.
Gospodarz nie ukrywał, że wyczekiwał mnie z niecierpliwością. Jako ostatni przedstawiciel swojej rasy, był dziesiątym strażnikiem. Jemu powierzono ochronę potężnego miecza soul reavera, wykutego specjalnie z myślą o… mnie. Pozostała dziewiątka opiekowała się filarami, dbając o ład całego Nosgoth. Z czasem jednak zapominali o swoim powołaniu i ulegali pokusom, tracąc jedyną rzecz, która utrzymywała ich istnienia. W ten sposób ostał się tylko Janos, któremu przypadł w udziale bolesny proces obserwowania powolnego stąpania całej krainy w odmęty mroku. Topiona we wzajemnej nienawiści ludzi i wampirów, zbliżała się do nieubłaganego końca, którego kolejne etapy miałem okazję już obserwować podczas swojej wędrówki.
Soul Reaver jest kluczem, a twoja rola znacznie ważniejsza, niż mogłeś przypuszczać – to zdanie, wypowiedziane z takim spokojem przez Audrona, miało ogromną wagę. Na moje barki spadał ciężar, którego do tej pory nie byłem świadomy. Niestety nie dane mi było dowiedzieć się więcej, bo moment później naszą konwersację przerwały bijące do drzwi siły serafinów. Podążający moimi śladami, korzystający z otwartej przeze mnie ścieżki, znaleźli w końcu drogę do Janosa. Mogli sięgnąć celu, który przez tyle lat wydawał się im nieosiągalny. Raz jeszcze stawałem się ich narzędziem, z którego korzystali bez najmniejszych skrupułów. Świadom powagi sytuacji, Janos przeniósł mnie w bezpieczne miejsce, do zamkniętej sali opodal. Wrota zapieczętowane mocą ognia nie reagowały. Musiałem najpierw aktywować obecną tutaj kuźnię i wzmocnić posiadane ostrze, by móc ruszyć z pomocą Janosowi.
Na ratunek Janosowi
Ze szczytów kolumn, na których pradawni umieścili majestatyczne posągi nieznanych monstrów, zaczęła płynąć krew. Wypełniwszy zbiornik, mogłem posunąć się naprzód i uzyskać dostęp do paleniska po drugiej stronie komnaty. Wykorzystując zdobytą wcześniej moc powietrza i swoje strzępki skrzydeł zdołałem przenieść ogień na pochodni z powrotem, do kuźni. Mechanizm aktywował się, a ja po kilku minutach zdobyłem nową moc.
Wróciłem do drzwi i otworzyłem je, słysząc jeszcze po drugiej stronie odgłosy walki. Dopadłem do balustrady, a moim oczom ukazał się widok kilku serafinów trzymających bezradnego Audrona. Jego siła i doświadczenie nie miały znaczenia, bo wrogowie dysponowali mocą laski Moebiusa. Dowódca napastników rozciął przymocowanym do przedramienia tasakiem klatkę piersiową Janosa i sięgnął po jego nadal bijające serce. Pomieszczenie wypełnił bolesny ryk istoty. Za moment nasze oczy się spotkały. Uświadomiłem sobie, że mordercą… jestem ja sam. To Raziel-człowiek, wierny ideałom dowódca serafinów przyszedł wraz z braćmi po Janosa. Wstrząśnięty odkryciem, straciłem panowanie nad własnym ciałem. Z otępienia wyrwały mnie dopiero wstrząsy, które zaczęły targać całym budynkiem.
Serafinowie rzucili się do ucieczki, zabierając serce i soul reavera. Zeskoczyłem do umierającego Janosa, który ostatkiem sił błagał, żebym odzyskał ostrze. Zostało ono wykute dla ciebie i tylko dla ciebie. To nasza jedyna nadzieja – rzekł, a światło w jego oczach zgasło. Wiedziałem już, gdzie muszę się następnie udać.
Legacy of Kain: Soul Reaver 2 kontynuuje opowieść o losach Raziela, przybliżając skomplikowaną historię Nosgoth. Mroczna i klimatyczna gra akcji o rozbudowanych elementach przygodowych i logicznych, nawet po latach urzeka sposobem prezentowania historii. Mam nadzieję, że choć część jej magii uda się mi przekazać Wam w tym opowiadaniu. Zapraszam na kolejne odcinki, do których linki znajdziecie poniżej.
<—– Drugi odcinek bloga Soul Reaver 2