GRID Autosport #6: Pierwszy raz na Mont-Tremblanc
Rywalizacja w ramach EBC Brakes Classic Mini Challenge była dla kierowców wyborną okazją, by się pokazać. Show o rozrywkowym charakterze przyciągał uwagę kibiców, ale również sponsorów i kierowników zespołów. W zmaganiach, w których wszyscy startowali tym samym samochodem, łatwiej było wyłuskać zawodników o potencjale na gwiazdę.
Małe bestie
Brucevsky starał się nie stresować i nie przykładać do tego zbyt dużej wagi, ale Massimo nie ułatwił mu życia. Zadzwonił i pokusił się o małą mowę motywacyjną, przypominając, że to doskonała szansa na reklamę. – Wygrasz i masz niemal pewny kontrakt na następny sezon! – zakomunikował, a z jego ust brzmiało to tak prosto i przyjemnie.
Może dlatego też przemotywowany Polak odrobinę przeszarżował na finiszu pierwszego okrążenia na torze klubowym Autosport Raceway. Próbując jak najlepiej rozpędzić swoją kompaktową mini miglię, wypadł zbyt mocno z łuku i całkiem solidnie przytulił się do betonowej bariery okalającej prostą. Prawy błotnik odczepił się niemal całkowicie i wisiał teraz na słowo honoru.
– Jesteś cały? – inżynier zapytał przez radio.
– Tak, wóz też da radę – odparł kierowca. Serce waliło mu mocno i zacisnął kurczowo dłonie na kierownicy.
Jego mini nie było jedynym, które oberwało. Walka koło w koło małych samochodzików trwała w najlepsze i nikt nie odpuszczał. Próbujący przebijać się Brucevsky co chwilę widział więc jak w jadącym przed nim pojazdach otwierają się drzwi, wypychane przez siłę odśrodkową, której nie były w stanie zatrzymać uszkodzone zamki i naruszone zawiasy.
Cztery kółka blaszanej destrukcji później Polak przekroczył linię mety jako trzeci. Odetchnął z ulgą, bo był świadomy, że popełnił kilka błędów. Niektóre omal nie kosztowały go przedwczesnego pożegnania z dalszą rywalizacją. Zwyciężyła Sofie Muller, za którą przyjechał Aaron O’Sullivan.
– Mam nadzieję, że wyszalałeś się i w Kanadzie już tak nie poobijasz focusa – zażartował Jacob, witając Polaka w garażu.
– Nie sądziłem, że to będzie aż tak intensywne!
– Haha, mini to małe bestie.
– Żebyś wiedział!
Wylot do Kanady
Kilkanaście minut później Brucevsky odebrał SMS-a od agenta. Przez chwilę obawiał się go otworzyć, ale okazało się, że Massimo mu pogratulował. Był zadowolony z wyniku. Kolejny krok do przodu w karierze został zrobiony. Tak w każdym razie zawodnik miał prawo się poczuć w tamtym momencie.
Na finał Eibach Touring Car League stawka udała się na tor Circuit Mont-Tremblant w prowincji Quebec. Na tamtejszej pętli południowej miała rozstrzygnąć się rywalizacja, w której zarówno Brucevsky, jak i Razer Motorsport mieli sporo do ugrania. Siedem punktów straty do lidera w klasyfikacji indywidualnej wydawało się w tym momencie łatwiejsze do nadrobienia, bo jednak drużynowo do tej pory czarnozielone focusy trochę za dużo traciły do faworyzowanych Ravenwestów.
Kolejny nowy tor, z którym trzeba było się szybko zapoznać i go dobrze zrozumieć. Trening nie uspokoił polskiego kierowcy, który nie najlepiej odnajdywał się w tym wyzwaniu. Mocny nawrót po długiej prostej szybko przechodził w szykanę i stanowił chyba najbardziej wymagające wyzwanie od miesięcy. Później Mont-Tremblant wcale nie spuszczało z tonu, bo długi łagodny łuk pokonywany na dużej prędkości był wyjątkowo zdradliwy. Przy 110 kilometrach na liczniku wystarczył prosty błąd, by zakończyć zakopanym w żwirowej pułapce.
Zablokowany przez Kennedy’ego
Pomimo tych kłopotów Brucevsky wycisnął z siebie i samochodu maksimum, wspinając na trzecie pole startowe. Z czasem 46:314 tracił do lidera 0,3 sekundy i był tuż za plecami konkurenta w walce o mistrzostwo, Westleya.
– Jest dobrze, będziesz miał parę okazji, by go dopaść. Tylko nie przeszarżuj – radził inżynier wyścigowy, kiedy samochody ustawiały się na miejscach startowych w niedzielne przedpołudnie.
Start znów był kiepski. Nie tragiczny, ale wystarczająco spóźniony, by stracić pozycję na rzecz Kennedy’ego z Team Kicker. Polak próbował utrzymać się na zderzaku rywala, ale dystans był zbyt duży i za cholerę nie chciał się zmniejszyć. Na trzecim kółku nawrót po prostej wyszedł mu perfekcyjnie, ale już po szykanie żółty focus odzyskał przewagę. I tak ta zabawa trwała aż obaj przekroczyli linię mety. Westley mógł podziękować kierowcy z konkurencyjnej maszyny, bo dzięki niemu powiększył przewagę w generalce do czternastu oczek.
Mocne Razery na Mont-Tremblanc
Mistrzostwo zdawało się odjechać i tylko cud mógł jeszcze zmienić sytuację w klasyfikacji Eibach Touring Car League. Cały zespół Razera oczywiście mocno trzymał kciuki za taki niespodziewany obrót sprawy, ale dla większości kluczowa była teraz sytuacja zespołu, który bił się o wicemistrzostwo i musiał postarać, by go nie utracić. Tutaj sytuacja wyglądała o wiele bardziej optymistycznie. Potrafiący przebijać się Brucevsky z tyłu i Gomez startujący z piątego miejsca. Dwa Kickery tymczasem z tyłu stawki, obok Polaka, który miał ich przypilnować.
Druga runda w Kanadzie potwierdziła, że Mont Tremblanc to tor wyjątkowo zdradliwy dla nieuważnych i trudny do wyprzedzania. Niewielu zawodników jest w stanie znaleźć tam przestrzeń do udanego manewru. O dziwo z tym wyzwaniem poradzili sobie świetnie obaj zawodnicy Razera. Gomez nie poddał się presji i odpowiednio wcześnie przebił na czoło stawki. Z kolei Brucevsky wykazał się sprytem, by znów przy korku objechać w jednej chwili sporą grupę konkurentów. Kierowcy Team Kicker nie mieli tyli szczęścia, bo obaj na dobre utknęli w drugiej dziesiątce. Sfrustrowani wlekli się za wolniejszymi przeciwnikami, mając możliwości na wiele więcej. Najlepiej dokumentował to najlepszy czas okrążenia wykręcony przez Wittensteina, który nie dał mu nic więcej niż kiepskie trzynaste miejsce.
Drugie zwycięstwo w mistrzostwach Gomeza i pozycja numer cztery Brucevsky’ego oznaczały dodatkowe trzydzieści trzy oczka dla zespołu. Razer pewnie pokonał Team Kicker i zajął drugie miejsce za faworyzowanym Ravenwestem. W indywidualnej młodemu kierowcy zabrakło dziewięciu oczek do Westleya, który w drugim wyścigu w Kanadzie przekroczył metę jako ósmy. Zminimalizował straty w najlepszy możliwy sposób.
Jacob otworzył butelkę szampana i wzniósł toast za długo wyczekiwany w Razer Motorsport sukces. – Za nami duży krok, ale niech będzie to tylko pierwszy, za którym zrobimy kolejne! – powiedział, unosząc butelkę wysoko w górę.
Rozczarowany wice
Brucevsky dobrze wkroczył w świat motorsportu. Gdyby ktoś parę miesięcy temu powiedział mu, że zacznie się ścigać w Touring Car Class C i w dwóch mistrzostwach sięgnie po tytuł drugiego najlepszego kierowcy, wziąłby to w ciemno. Powinien więc czuć niepohamowaną radość, a jednak gdzieś tam w środku dusiła ją ta nuta frustracji i rozczarowania. Był blisko, ale nie wystarczająco, by samemu zabierać złote puchary do domu.
Starał się dobrze bawić z zespołem, ale przez cały wieczór z tyłu głowy kołatały mu się takie myśli. Tymczasem Jacob jeszcze tego samego wieczora, będąc w szampańskim nastroju, rzucił tylko tajemniczo, by rano wpadł do niego na pogawędkę, bo będzie miał propozycję.
Czyżby szykowała się kolejna szansa? O tym w następnym odcinku opowieści z GRID: Autosport!
GRID: Autosport to kolejna odsłona wyścigowego cyklu od ekspertów gatunku ze studia Codemasters. Tytuł jest duchowym spadkobiercą serii TOCA i pozwala wkroczyć w świat motorsportu, by sprawdzić się w szeregu różnych zawodów. Jak wypada gra i na co pozwala w trybie kariery? O tym przeczytasz w fabularyzowanej relacji w Gralingradzie!
Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli przyjemnie czytało Ci się tę karierę – postaw mi kawę, przyda się przed następnymi zawodami. 🙂
<— Emocje w padoku wyścigowym w GRID: Autosport
Start w Import & Muscle Open —->
<— Zacznij lekturę od pierwszego odcinka opowieści z GRID: Autosport