Mizeria FM19 #43: Stach w Jerozolimie
Stach Mizeria w końcu zrealizował cel numer jeden i dostał się do europejskich pucharów. Wreszcie będzie mógł potwierdzić swój talent, co do którego był niezmiennie przekonany, przed większą, kontynentalną publicznością. W klubie nikt nie chciał specjalnie mu przypominać, że Spartak na razie awansował ledwie do pierwszej rundy eliminacji.
Słowackie nadzieje
Na Słowacji o emocjonującym finiszu rozgrywek rozmawiało się długo. Kibice liczyli, że to tylko początek i w kolejnych latach zobaczą następne odcinki starań klubów o detronizację Slovana Bratysława, który od sześciu lat dominował w rozgrywkach. Krajowi eksperci również cieszyli się na myśl o rywalizacji, która mogła tylko pozytywnie wpłynąć na poziom całej ligi, a w dalszej perspektywie na lepsze występy klubów w Europie i reprezentacji na szczeblu narodowym.
W sezonie 2024/2025 Słowację na kontynencie reprezentować miały Slovan, Spartak, Żilina, a także Trencin, który zmiażdżył konkurentów w barażach niczym napędzany silnikami odrzutowymi walec. W finale z Senicą zrobił z niej mięso mielone, pakując strzelając aż bramek. Spora różnica, jak na bitwę dwóch jedenastek, które sąsiadowały ze sobą w tabeli.
Stach długo przeżywał awans do Europy i nie potrafił za bardzo skupić się na pracy. Czas tymczasem uciekał mu błyskawicznie, bo już na początku lipca drużyna miała wrócić na boisko, by zagrać pierwsze spotkanie eliminacji Ligi Europy. Piłkarze dopiero zaczynali zjeżdżać z powrotem do Trnawy ze swoich urlopów, gdy UEFA rozlosowała już pary. Mizerię i jego podopiecznych czekała długa podróż do Izraela i mecz z Beitarem Jerozolima.
Transferowy nos Mizerii?
W sztabie zaczęły mrugać lampki alarmowe, zalewając klubowe budynki ciemną czerwienią. Kadra wymagała szybkich zmian, by być gotową na czekające ją wyzwanie. Statystycy wskazywali, że pod względem znaczenia na krajowym podwórku Spartak jest w tym momencie piątą siłą i takie też miejsce było mu prognozowane na koniec mających się zaraz zacząć rozgrywek. Wynik, który Stacha i cały klub z pewnością by rozczarował.
Do tej pory polski trener miał na swoim koncie parę trafionych transferów i kilka niespecjalnie dobrych decyzji. Trudno było mówić, by wzbudzał zaufanie innych członków sztabu, przedstawicieli zarządu i oczywiście fanów. On jednak uspokajał i przypominał o swoich sukcesach. Przywrócił słowackiej piłce Dungela, tchnął nowe siły w 31-letniego Nurkovicia, przyprowadził do ligi solidnego Cermeljego. Pod jego okiem rósł też przecież Havelka. Gdzieś w tych wybiórczych wyliczankach brakowało wzmianki o Patriku Slysko, którego Stach posłał w paryski kołchoz za marny milion euro.
Szkoleniowiec nie omieszkał też pochwalić się wszystkim wokół o wyczynie niedawnego podopiecznego Petrova, który właśnie został królem strzelców pierwszej ligi ukraińskiej. W Puszczy może wieżowiec mu nie wypalił, ale jak pokazał czas, snajperem nie był najgorszym. Patrzę na piłkarza i widzę, czy zrobi różnicę. To dar, ale i efekt wieloletniej pracy u podstaw – opowiedział w jednym z wywiadów w prasie zaraz po przyjeździe na Słowację i choć więcej było z tego śmiechu niż wizerunkowych korzyści dla trenera, to nadal się swoich przekonań trzymał.
Nowe nabytki europejskiego Spartaka Trnawa
Nowy, silniejszy Spartak miał twarz poważną i rzeczową. Mizeria najwyraźniej nie zamierzał czekać aż zdolni juniorzy mu wykiełkują. Do klubu przyjechał ograny w lidze, wszechstronny defensor Juraj Kotula i 26-letni defensywny pomocnik z Chorwacji Hrovat. Zawodnicy niepierwszej młodości, ale za to o konkretnych umiejętnościach, które akurat zamierzał wykorzystać dla zespołu Stach. Na zamknięcie pewnego rozdziału w swoim życiu akurat w Trnawie zgodzili się również Sofiane Feghouli i Bruno Ecuele Manga, a więc piłkarze, których nikomu nie trzeba przedstawiać. Kibice nie musieli się raczej obawiać, że będą odcinać kupony, bo Spartak nie mógł zaoferować im kokosów. To była raczej chęć pokopania jeszcze trochę w środowisku, które nie będzie zbyt wymagające.
Na Ligę Europy Mizeria przyszykował więc drużynę mieszającą rutynę z młodością. Ecuele Manga lub Udeh mieli partnerować na środku obrony wychowankowi Adrianowi Novocie, który robił szybkie postępy. W środku pola Havelkę i Cermeljego wspierać mieli zadziorni Bojović i Dvorak. Dodatkowe pole manewru w ataku polski strateg zapewnił sobie, ściągając 19-letniego Gorupca, który sprawdzał się najlepiej jako nękający napastnik.
Beitar wartość marketingową miał nijaką, więc kibiców na trybunach zjawiło się tylu, co przychodzi czasami na konfrontacje z Żiliną czy Slovanem. Mizeria mógłby być zniesmaczony słabym zainteresowaniem jego debiutu w Lidze Europy, ale był zbyt przejęty, by zwracać na to uwagę. Chciał dopiąć wszystko na ostatni guzik, by to jego święto trwało odpowiednio długo. Kloppa i Guardioli raczej w tych pierwszych meczach pucharu nie spotka.
Debiut z Beitarem
Jego piłkarze nie byli może przesadnie stremowani, to w końcu nie Liga Mistrzów, ale ich przygotowanie do sezonu pozostawiało jeszcze sporo do życzenia. Widać to było na boisku. Nieporadne dryblingi, niecelne podania, robione na marne obiegnięcia skrzydłami. Stach też im nie ułatwił zadania, bo jeszcze postanowił pokombinować z taktyką przy wejściu w nowy sezon i zacząć więcej grać środkiem pola zamiast skrzydłami. Tak trudniej nas będzie rozpracować – przekonywał członków sztabu, którzy starali się racjonalnie kontrargumentować.
Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. W drugiej do gospodarzy uśmiechnęło się trochę szczęścia. Nurković został sfaulowany w polu karnym, a z jedenastu metrów nie pomylił się weteran Kosut. Stach w tamtym momencie zaczął się nieco rozluźniać, ale trwało to tylko dwadzieścia trzy minuty. Wtedy też Hrovat źle wyliczył moment wślizgu i brutalnie wykosił jednego z przeciwników. Sędzia uznał to za wystarczający powód do wywalenia go z boiska. Kropelki potu zrosiły czoło trenera.
Gdyby w tym momencie jego mózg aktywował nieużywane od dawna rejony, do szkoleniowca mogłaby dotrzeć przerażająca wizja fatalnych konsekwencji. Przegrać mecz i puchary przez dopiero co ściągniętego zawodnika? Gracza tak zachwalanego na konferencjach i mającego potwierdzać trenerskiego nosa Stacha? Wizerunkowa śmierć. Stach jednak przejął się tylko boiskowym problemem, bo jego umysł nie wystartował z bloków, by pobiec w kierunku dalszych konsekwencji.
Miało to swoje dobre strony, bo oszczędził sobie niepotrzebnych nerwów. Spartak dowiózł wygraną.
Autokarem do Izraela
Pieniędzy w budżecie klubu z Trnawy nieco przybyło, ale nie przeszkadzało to właścicielom oglądać każdego euro z dwóch stron. Decyzja o wykupieniu biletów lotniczych dla drużyny na lot do Jerozolimy więc się opóźniała. Można powiedzieć, że tylko krok dzielił Spartaka od absurdalnej decyzji, by puścić Stacha i chłopaków do Izraela autokarem. 2365 kilometrów. Na szczęście osoby decyzyjne były średnie z geografii i nie zorientowały się w porę, że przy takim scenariuszu była jeszcze szansa zahaczenia o Stambuł i kupienia paru ciuchów po taniości. Ostatecznie Spartak wyleciał na rewanż.
Na pokładzie samolotu nie było już jednak Bartolomeja Dungela. Talent nie wytrzymał dłużej w Trnawie i kuszony zewsząd ofertami, zdecydował się wyruszyć w świat. Zbyt daleko nie odjechał, bo trafił do Warszawy. Konkretnie do tamtejszej Legii, ale dla niego był to już krok w stronę zachodniej Europy. Pokrętnej logiki młodzieńca nie dało się uzasadnić. Zresztą i tak nie zamierzał zagłębiać się w motywy swojego transferu. Pojechałem, to pojechałem i na chuj drążyć – rzucił do jednego ze słowackich dziennikarzy, który nachalnie dopytywał go o odejście ze Spartaka.
Klub zarobił na tym 1,5 miliona euro do ręki i dodatkowe 500 000 euro płatne w ratach. Mógł też liczyć na 35% z kolejnego transferu. Sytuacja finansowa wyglądała już stabilnie i spokojnie. Dużo gorzej prezentował się za to Spartak kadrowo, bo stracił jednego z dwóch ojców niedawnego sukcesu.
W Jerozolimie udało się to jeszcze zakamuflować. Gorupec w końcu dobrze wyczuł moment i nie złapał się na pułapkę ofsajdową, otwierając wynik w 34 minucie. Pod koniec spotkania Dangubic postawił kropkę nad „i”. W dwumeczu wicemistrz wygrał 3:0, podbudowując Stacha i wszystkich niezależnych obserwatorów. Kolejną przeszkodą miał być węgierski Ujpest. Rywal w zasięgu, ale tylko dla laików żyjących na co dzień Primera Division i Bundesligą…
Mizeria FM19 to kariera polskiego trenera-obieżyświata, który dorastał na Haiti i postanowił zostać nowym Kazimierzem Górskim. Stach Mizeria rozpoczął swoją przygodę w Puszczy Niepołomice, a później trafił do Zagłębia Sosnowiec. Widząc pusty trybuny miejscowego stadionu, zwątpił w szansę powodzenia projektu i wyjechał na Słowację, gdzie trafił do Spartaka Trnawa. Jego kolejne perypetie będziecie mogli śledzić w opowiadaniu w Gralingradzie. Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite.
<—— Kariera FM 19: Stach lubi pikantne papryczki
Kariera FM 19: Stach i portugalska Vitoria —->
<—– Pierwszy odcinek kariery Stacha Mizerii w Football Manager 2019