Moja kariera w FM 2016 #71: Czerwony Iheanacho
Karteczka z napisem Liverpool nie wróżyła niczego dobrego. Na domiar złego Paris FC pierwszy mecz grało na Stade Chariety, więc The Reds mieli jeszcze rewanż u siebie. Szanse na drugi z rzędu awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów spadły do minimum.
Reprezentant Premier League miał przewagę doświadczenia i był zwyczajnie mocniejszy kadrowo. W zeszłym roku ze Sportingiem Lizbona poradziliśmy sobie szczęśliwie i o włos, więc z Anglikami mało kto dawał nam większe szanse. Za prywatny cel postawiłem sobie, by powalczyć i pokazać charakter. Liga Europy nie wydawała się dla mnie w tym momencie szczególnie złym scenariuszem. Dawała szansę, by nazbierać nieco punktów do współczynnika UEFA i w kolejnych sezonach być w gronie tych rozstawianych.
W przedmeczowej analizie, wskazujący najmocniejsze punkty rywali asystent, skupił się w dużej mierze na Kelechim Iheanacho. Silny i zwinny napastnik dał się we znaki już dziesiątkom defensorów na Wyspach i w Europie, a teraz na pewno celował w upokorzenie Calabresiego i jego kompanów. Musieliśmy ich przed nim przestrzec.
Na niewiele się to jednak zdało. Obrońcy może byli świadomi zagrożenia i umiejętności napastnika, ale i tak mieli problem z zatrzymaniem go na boisku. W Paryżu zdolny snajper z bogatą przeszłością ukąsił dwukrotnie, ustawiając Liverpool w bardzo uprzywilejowanej pozycji. Nas uratował gol w samej końcówce Bongunguiego, który sprawił, że na Anfield Road mogliśmy jechać z dającym jeszcze minimalne nadzieje remisem 2:2. To trafienie naszego rezerwowego skrzydłowego okazało się bardzo potrzebne – wprawiło fanów w euforię i tym samym znacznie zmniejszyło liczbę nieprzychylnych komentarzy po końcowym gwizdku.
Nasz mocno przeciętny wynik w pierwszym meczu play-offów przyciągnął uwagę transferowych sępów. Valencia ledwie dwa dni po spotkaniu zgłosiła się z „atrakcyjną” propozycją 16,5 miliona euro za Gastona Camarę. Nawet nie chciało mi się tego komentować, więc podbiłem do 22,5 mln, by szybko zamknąć temat. Zawodnik nie miał większych pretensji, najwyraźniej jeszcze nie myślał o zmianie klubu. Zmarnowane kilkanaście miesięcy w Mediolanie wiele go nauczyło.
Camara miał powody do pozostania w Paris FC. Klub szybko się rozwijał, był jednym z czołowych we Francji, pokazywał się w europejskich pucharach, a do tego ściągał coraz większe nazwiska i usprawniał infrastrukturę. Widząc trenujących Dembele, Khalouę, Gomelta czy Calabresiego, a do tego słysząc o podpisanej umowie na rozbudowę stadionu do 25 000 miejsc, skrzydłowy mógł ze spokojem patrzeć na swoją przyszłość. To z kolei uspokajało mnie, bo potwierdzało, że Paris FC zmierza w odpowiednim kierunku. Może nie mknie, ale powoli przesuwa się ku wyznaczonemu celowi.
Teraz by to sobie i innym potwierdzić musiałem tylko dobrze przygotować i ustawić drużynę na nadchodzące spotkania z Paris Saint-Germain na Parc de Princes i Liverpoolem na Anfield Road. Kalendarz znowu nam nie sprzyjał.
Jak Paris FC wypadnie w konfrontacjach z dwoma mocnymi przeciwnikami? Następny odcinek mojej kariery w FM2016 już wkrótce w Gralingradzie.
Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie przegapić nowych materiałów!