Mizeria FM19 #37: Orzeł z Wisły

Orzeł z Wisły

Stach nie mógł mieć łatwiej. Z nieba spadł mu Vujicević ze swoim bałkańskim temperamentem, który tak nakręcił się na rywalizację po długiej przerwie, że już w trzydziestej minucie wyleciał z boiska za czerwoną kartkę. Tego ciosu łokciem sędzia po prostu nie mógł nie zauważyć. Od tego momentu Spartak Trnawa zdominował zmagania z Senicą. Gładko wygrał mecz 3:0 po trafieniach Dungela i Miesenbocka.

Football Manager Słowacja

Jak Orzeł z Wisły

Słowackiemu prezesowi szkliły się oczy, gdy gratulował Stachowi ważnego zwycięstwa. Jakby dostał wymarzony prezent na gwiazdkę. W pewnym sensie te trzy punkty miały podwójną wartość, bo oba zespoły były notowane niebezpiecznie blisko strefy spadkowej, ale żeby od razu gloryfikować jedno nieco fartowne zwycięstwo? Stachowi jednak od kilku tygodni wiatr wiał mocno w plecy, popychając go ku upragnionym sukcesom. Teraz potrzebował tylko dobrze wybić się z progu.

Najazd wyszedł znakomicie i Stach ze swoim zespołem poszybował poza punkt konstrukcyjny skoczni zwanej ligą słowacką. 3:2 ze Zlate Moravce, potem remis 2:2 na wyjeździe z wysoko notowanym Slovanem Liberec. Mizeria niby wyglądał jak stary pijak i typowy Janusz z Polski, ale jakoś prowadził tę drużynę ku spokojnemu utrzymaniu. Wydatnie pomagali mu w tym napastnicy.

Napastnicy Spartaka

Przed przybyciem Mizerii Spartak miał bardzo duże problemy ze zdobywaniem goli. To przekładało się na kolejne remisy i porażki, które tylko psuły atmosferę wokół drużyny. Nie trzeba było więc długo czekać, nim zirytowani kibice zaczęli słać z trybun kwieciste wiązanki w stronę napastników. Zacznij grać koński zwisie! – słyszał coraz częściej młody Dungel. A że sam nigdy nie należał do zbyt potulnych chłopców, to odwdzięczał się gestami, które dało się dość jednoznacznie zinterpretować. I konflikt tylko narastał. Fani nie odpuszczali młodzikowi, ówczesny trener nie potrafił załagodzić sytuacji, a sfrustrowany Dungel strzelił focha i zaczął grać, jakby piłka była dla niego karną pracą społeczną.

Bartolomej Dungel

Fatalna forma 18-latka, który przecież dopiero co ocierał się o młodzieżową reprezentację, była jednym z głównych powodów zwolnienia poprzednika Stacha. I automatycznie stała się kryterium oceny jego następcy w oczach kibiców.

Mizeria wiedział, że napastników w zespole ma przyzwoitych. Może oprócz Yanisa, którego już w drugim tygodniu wystawił na listę transferową i najchętniej wyrzuciłby już dawno z drużyny, oszczędzając kilka tysięcy euro w budżecie na pensje. Ale ten Dungel i 30-letni Nurković na ligę słowacką w zupełności wystarczyli.

Co więc zrobił Stach w pierwszej kolejności, by zyskać zaufanie nowych podopiecznych i podbudować ich morale? Ściągnął sobie nowego snajpera z Polski. Do tego z rezerw Wisły Kraków, która biła się o utrzymanie w ekstraklasie. Komentarze było łatwo przewidzieć – już zaczyna zbierać swoich znajomków, lamus. O dziwo jednak kosztowne wypożyczenie młodego Nigeryjczyka okazało się strzałem w dziesiątkę. Dungel poczuł zew rywalizacji. Utrata miejsca w pierwszym składzie, które do tej pory miał pewne, nawet, gdy grał piach, zmobilizowała go. Mizeria przy okazji trochę przyfarcił, bo akurat 18-letniemu Słowakowi udało się odblokować. A potem poszło już z górki.

Nagle Dungel i Taiwo stworzyli najgroźniejszy duet napastników w całej lidze. Pierwszy ładował gola za golem, a drugi zbierał to asysty, to pojedyncze, ale bardzo cenne trafienia. Starszy Nurkovic też podniósł się o poziom i coś tam dokładał od siebie.

Ostatecznie rundę zasadniczą sezonu Spartak zakończył na miejscu numer osiem. Nie zdołał uciec przed rywalizacją w strefie spadkowej, ale z 25 zebranymi punktami miał aż siedem przewagi nad barażami i osiem nad ostatnim klubem w ligowej tabeli. Wystarczyło tylko utrzymać formę i popunktować z teoretycznie słabszymi przeciwnikami.

Dziwny system na Słowacji

Stach nigdy nie był prymusem. Czwórkę miał tylko z religii i techniki. Z wychowania fizycznego był zwolniony, bo matka nie chciała, żeby się pocił. Dodatkowe kilogramy z każdej strony ciała mężczyzny sprawiały, że lata później jej decyzje można było tylko kwestionować. Ale nie odbiegajmy za bardzo od piłki. Mizeria po przyjeździe na Słowację nie odrabiał lekcji i nie uczył się ani o kraju, ani o rywalach, ani tym bardziej o obowiązującym systemie. Żyjąc zgodnie z maksymą – wyjdzie w praniu – jakoś lawirował w granicach przepisów, nie narażając się federacji.

Kwestią czasu było, kiedy odbije się mu to czkawką.

Spartak Trnawa odzyskał formę i zaczął grać na miarę zasobów, które posiadał w kadrze. Nie był bezbłędny, ale punktował wystarczająco regularnie, by trzymać się w czubie strefy spadkowej. W pokonanym polu zostawił Zlote Moravce (3:1), Michalovce (5:0 na wyjeździe po hat-tricku Taiwo), Senicę (3:0) czy Podbrezovą (3:2).

Rywale nie mogli znaleźć sposobu, zwłaszcza na napędzany wewnętrzną rywalizacją duet napastników Spartaka. Ostatecznie klub ukończył zmagania na miejscu numer siedem, które niespodziewanie dało mu prawo gry w barażach… o europejskie puchary. Nagle i niespodziewanie Stach dostał szansę na realizację pierwszego punktu swojego misternego planu już kilka miesięcy po przyjeździe na Słowację. Problem jednak w tym, że nie był na to zupełnie przygotowany.

Tymczasem w Sosnowcu

Podczas gdy Stach sprawdzał w Trnawie parené buchty, przekraczając regularnie dzienny limit potrzebnych kalorii, w opuszczonym przez niego Sosnowcu frachtowiec Zagłębie szedł właśnie na dno. Nowy szkoleniowiec spieprzył dokumentnie sprawę i w końcówce rozgrywek przegrał kilka ważnych spotkań, doprowadzając do degradacji zespołu do drugiej ligi. Kogo zarząd obwinił o klęskę? Na kogo napuścił rozeźlonych kibiców? Na Stacha Mizerię, który rzekomo zniszczył morale drużyny i zawalił okres przygotowawczy, czego nie dało się już w żaden sposób odratować. I w sumie nikt specjalnie nie przejmował się doszukiwaniem logiki w tych zarzutach. Najłatwiej było polować na wroga, który nie może się bronić.

Na Słowacji, a już tym bardziej w Trnawie, nikomu nie przyszło na myśl, by choć lekko zwątpić w Stacha. Szkoleniowiec spełniał wszelkie oczekiwania, choć w gruncie rzeczy niewiele zdążył jeszcze zrobić…

Mizeria FM19 to kariera polskiego trenera-obieżyświata, który dorastał na Haiti i postanowił zostać nowym Kazimierzem Górskim. Stach Mizeria rozpoczął swoją przygodę w Puszczy Niepołomice, a później trafił do Zagłębia Sosnowiec. Jego kolejne perypetie będziecie mogli śledzić w opowiadaniu w Gralingradzie. Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite.

<—— Kariera FM 19: Stach w Trnawie

Kariera FM19: Mały Havelka Stacha Mizerii ——>

<—– Pierwszy odcinek kariery Stacha Mizerii w Football Manager 2019

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.