Mizeria FM19 #38: Mały Havelka i wielka odpowiedzialność
Spartak Trnawa w cuglach wygrał rywalizację w grupie spadkowej, kończąc sezon na siódmym miejscu. Dopiero wtedy Stach zorientował się, że przepisy w takiej sytuacji dopuszczają jego drużynę do walki o europejskie puchary.
Dunajska Streda i słaby rekonesans
Nieprzygotowany, z zespołem przemęczonym i pospiesznie skleconym z pozbieranych na wariata klocków, Stach miał stanąć do walki o Ligę Europy. W barażach czekały na niego drużyny z grupy mistrzowskiej, ostrzące sobie apetyty na korzyści płynące z awansu do międzynarodowych rozgrywek. Każda z konkretnym planem i klarownie zarysowanymi ambicjami. Wśród nich także pewna swoich szans w półfinale Dunajska Streda, która nie spodziewała się większego wyzwania ze strony Spartaka. Jak pokazało boisko, lekcji dotyczącej rywala nie odrobiła.
Los skarcił ją za to dotkliwie, bo już w drugiej minucie Molnar otworzył wynik dla gości z Trnawy. W swoim stylu wszedł z prawego skrzydła i znalazł wystarczająco wiele miejsca na niezły strzał przy dalszym słupku. Nie była to żadna nowinka taktyczna czy spektakularna akcja indywidualna – ot zwyczajna próba, jakich Spartak podejmuje kilka w każdym meczu. Dunajska Streda dała się na to łatwo złapać. Zresztą nie tylko na to. Rzucając się do odrabiania strat, gospodarze stracili głowę. Kopali z każdej pozycji, licząc, że jakimś cudem futbolówka zakręci w połowie drogi o dziewięćdziesiąt stopni, a później zmieni się w tygrysa, który minie bramkarza i rozerwie siatkę.
Nic takiego się nie wydarzyło, może z powodu braku japońskich piłkarzy na murawie. Był za to pokaz iluzji ze strony obrońców Dunajskiej, którzy zaprezentowali sztuczkę ze znikaniem. Zabrakło ich przy kontrataku Dungela w 54 minucie, a parę chwil później także po rzucie rożnym, po którym główką trafił Udeh. Faworyt poniósł klęskę, którą trudno było racjonalnie wytłumaczyć. W drugim meczu tymczasem, ku radości Stacha, Trencin dopiero po dogrywce wyeliminował MFK Skalicę. Utrata sił na dodatkowe trzydzieści minut biegania tylko zwiększała szanse Spartaka Trnawa na niespodziewany sukces.
Plan Europa
Mizeria miał doskonałą okazję, by upiec kilka pieczeni na ognisku, na które dostał się zupełnym przypadkiem. Zwinął już kiełbasę i podczepił się pod przyniesiony przez kogoś innego czteropak, a teraz jeszcze planował wbić się na potańcówkę w domu gospodarza o ksywce UEFA.
Po kilku miesiącach trener miał już dobre rozeznanie w swoich najmocniejszych kartach. Musiał jednak zakładać też, że Trencin, w przeciwieństwie do Dunajskiej, lekcje odrobi i spróbuje odpowiednio zniwelować na przykład zagrożenie ze strony rewelacyjnego duetu napastników Dungel-Taiwo. Potrzebował więc elementu zaskoczenia, a tym mógł być pomocnik Havelka. W półfinale wracający po kontuzji rozgrywający zabłysnął, notując trzy asysty. Potrafił dograć piłkę na dobieg, wrzucić na głowę z rzutu rożnego, a i dołączyć do klepanki w środku pola. Był zawodnikiem szklanym, niepozornym, takim, których przestawia nawet mocniejszy podmuch wiatru, ale miał też w sobie coś z Xaviego. Umiał podać do poruszającego się partnera, co z doświadczenia Stacha nie było wcale takie oczywiste wśród zawodowców.
Stach postanowił więc, że to na jego barki zrzuci ciężar odpowiedzialności za kreacje ofensywne Spartaka.
I być może Havelka byłby w stanie nawet to udźwignąć, ale w gruncie rzeczy nie zdążył nawet podejść do sztangi.
Nie tym razem, Mizeria
Trencin zwycięża w barażach, pokonując ambitną Trnawę, dzięki doświadczeniu i boiskowemu sprytowi. Gol strzelony przez Totha na 2:0, ledwie sekundy po pierwszym trafieniu, rozbił plan taktyczny Mizerii i morale drużyny. Z kolei cios wymierzony przez Sleegersa zaraz po przerwie sprawił, że jakiekolwiek zamiary kontrofensywy Spartak mógł odłożyć na przyszły rok. Bramki Kosuta i Hradecky’ego były tylko na otarcie łez, gdy Trencin spuścił z tonu na ostatnie minuty spotkania – fragment relacji na popularnym słowackim portalu sportowym.
Stach poległ. Wynik nie wyglądał tragicznie, ale ktokolwiek widział ten mecz, wiedział, że nie było wątpliwości co końcowego rezultatu. Spartak nie był gotowy na nic więcej ponad siódmą lokatę. Zarządowi to jednak wystarczyło. Prezes był przekonany, że to ledwie początek złotej ery klubu i z miejsca przedłużył szkoleniowcowi umowę do 2024 roku.
Jego optymizmu nie podzielał nikt na Słowacji. Nie bez przyczyny.
Stach do odstrzału
Czerwiec 2023 roku. Spartak Trnawa ma za sobą słaby sezon, w którym nie załapał się nawet do grupy mistrzowskiej. W budżecie jest debet w wysokości 1 600 000 euro. Budżet transferowy jest znikomy, wydatki na pensje są prawie na limicie, a skład wymaga sporych wzmocnień. Nie może dziwić, że prasa typuje Mizerię jako pierwszego szkoleniowca, który pożegna się z pracą w sezonie 23/24.
Polak ma za sobą prezesa, ale ten wygląda na dość podatnego na sugestie, więc może łatwo zmienić nastawienie, gdy paru fanatyków przetnie mu opony w samochodzie. Mając tego świadomość, Stach balansuje na granicy ryzyka. Trzy dni przed końcem umowy znajduje w końcu wspólny język z Chorwatem Filipem Dangubicem, który przez kibiców uważany jest za kluczowego gracza pierwszego składu. Kontrakt zostaje przedłużony i pomocnik zgadza się kontynuować swoją przygodę w Trnawie. W tej rundzie rosyjskiej ruletki Stach trafia na pustą komorę.
W kadrze Spartaka jest więc na starcie okresu przygotowawczego dwudziestu zawodników. To materiał, z którym musi początkowo pracować Stach. Już bez Abdulrahmaha Taiwo, który wrócił do Wisły Kraków, mamiony wizją gry w pierwszym zespole. Za to z cudownym dzieckiem słowackiej piłki – Patrikiem Slysko, który dołączył do składu po przedziwnym wypożyczeniu do jednego z głównych rywali. Sztab szkoleniowy doskonale zdaje sobie sprawę, że kadra jest zbyt wąska, by podołać wyzwaniom stawianym jej przez kibiców. Wszyscy patrzą na trenera i czekają na jego ruch.
Nowe twarze Spartaka Trnawa 2023
Stachowi jednak daleko do szachowego arcymistrza czy nawet sapera. Choć potrzebne informacje ma więc na tacy, na rynku transferowym porusza się niezgrabnie. Kiepsko wyglądają boki obrony i skrzydła, brakuje też głębi w środku pola oraz w napadzie. Bez żadnych zmian klub czeka co najwyżej walka o górną połowę tabeli i finał bez happy-endu, bo na ostatniej prostej pewnie zbyt eksploatowanym gwiazdom zabraknie już pary. Stach uruchamia więc dawne kontakty i wyrusza na polowanie. Niestety bliżej mu do Elmera Fudda z Looney Tunes niż Predatora.
Choć trener powinien liczyć każdy grosz i zważać na zadowolenie kibiców, podejmuje szereg niewytłumaczalnych decyzji. Trnawa przeżywa gorący okres, ale atmosferę rozgrzewają nie nazwiska, a gotująca się krew kibiców, którzy słyszą o kolejnych posunięciach transferowych Mizerii. Na Słowację trafia zaciąg z Polski i Rumunii. Nikt nie rozumie, jak Spartakowi mają pomóc prawie emerytowany Estończyk Taijo Teniste, który od 2011 roku zarabiał na życie w Norwegii czy wypożyczony z trzecioligowego Muresul Ludus prawy obrońca Marian Borneci. Wygląda to znowu na desperackie szukanie łat, by okręt nie poszedł na dno.
Z tych bardziej zrozumiałych ruchów na pierwszy plan wysuwa się kontakt z rozgrywającym z Serbii, Filipem Cermeljim, który od paru lat bezskutecznie dobijał się do pierwszego składu Partizana Belgrad. To ruch na teraz – uniwersalne wzmocnienie na parę sezonów. Trudno jest też podważyć plan Stacha, by drugi raz wzmocnić skład wypożyczeniem napastnika z Wisły Kraków. Wyszło z Taiwo, jest szansa, że uda się z Kacprem Wydrą. Eksperci są w stanie to zrozumieć.
Im jednak dalej w las, tym więcej drzew. Stach zaczyna za bardzo szaleć w Polsce. Tam znajduje dwóch nowych lewoskrzydłowych, Maksymiliana Hebla z Widzewa i Mariana Chobota z Lechii Gdańsk, którym właśnie pokończyły się umowy. Dodatkowo na rok ściąga do zespołu młodego lewego obrońcę Rafała Kanię z Ruchu Chorzów, a na drugą stronę boiska Tomasza Kasprzyka, który do niedawna kopał piłkę w Zabrzu. Słowacy są coraz mniej zadowoleni z faktu, że w Trnawie Mizeria robi sobie własny folwark i ignoruje talenty z ich rodzinnych stron. Zaufanie do szkoleniowca spada.
Na starcie nowego sezonu Stach słyszy, jak pod jego fotelem tyka zegar. Czy detonator zaraz odpali i pośle go na orbitę? To zależeć będzie tylko od wyników tej przedziwnej konstrukcji zwanej Spartakiem Trnawa Mizerii….
Mizeria FM19 to kariera polskiego trenera-obieżyświata, który dorastał na Haiti i postanowił zostać nowym Kazimierzem Górskim. Stach Mizeria rozpoczął swoją przygodę w Puszczy Niepołomice, a później trafił do Zagłębia Sosnowiec. Widząc pusty trybuny miejscowego stadionu, zwątpił w szansę powodzenia projektu i wyjechał na Słowację, gdzie trafił do Spartaka Trnawa. Jego kolejne perypetie będziecie mogli śledzić w opowiadaniu w Gralingradzie. Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite.
<—— Kariera FM 19: Stach i Orzeł z Wisły
Kariera FM 19: Stach wrogiem numer 1 na Słowacji —->
<—– Pierwszy odcinek kariery Stacha Mizerii w Football Manager 2019