Mizeria FM19 #31: Zatrucie alkoholowe i Wydział Dyscypliny
Rozgromiona 4:0 rewelacja rozgrywek, w postaci Wisły Kraków, okazała się tylko przystawką przed daniem głównym. Stach zamierzał zaserwować je swoim krytykom niczym czarną polewkę.
Nękający napastnik Ojamaa
Nikt o zdrowych zmysłach nie zakładał, że nawet tak solidnie dysponowane Zagłębie Sosnowiec jest w stanie na własnym boisku zrobić krzywdę prowadzącej w tabeli Lechii Gdańsk. Przyjezdni znad morza wyciągnęli wnioski z wielu bolesnych lekcji przed laty. Teraz nie zamierzali już głupio gubić punktów, które później kosztowały ich jak nie tytuł, to miejsce w europejskich pucharach. Dodatkowo tuż przed potyczką ze składu gospodarzy z kontuzjami wypadli obrońcy Polom i Martha, dodatkowo ograniczając możliwości taktyczne Mizerii.
Trzy gole strzelone przez Lechię były więc do przewidzenia. Nikt jednak nie spodziewał się, że po drugiej stronie wpadnie ich aż pięć. Ojamaa znów wyszedł na boisko jako nękający napastnik i tak skutecznie zniechęcił do gry stoperów przeciwnika, że ci przypominali pachołki na placu manewrowym ośrodka egzaminacyjnego. Trafienie dołożył też budujący sobie coraz mocniejsze nazwisko w ekstraklasie w tym sezonie Aleksandrov. Wyrastał na pierwszoplanową postać nie tylko Zagłębia, ale całej ligi.
Zestrzeleni
Mizeria mógł poczuć, że to jego chwila. Rozpostarł skrzydła i gotów był wzlecieć ku trenerskiego olimpowi, prowadząc futbolowego Kopciuszka do niespodziewanych sukcesów. Lot ten jednak był krótki. Zakończył się już parę dni później w Gdyni, gdzie Arka rozbiła przepitą po zbyt obfitym świętowaniu drużynę z Sosnowca 1:0. Wszyscy byli zbyt wczorajsi, żeby powstrzymać upadek. Nawet Możdżeń, który skapitulował nawet wcześniej, bo w 75 minucie, gdy wyleciał z boiska za czerwoną kartkę.
Porażka zabolała, bo była niezrozumiała. Kibice nie po to wyszli z cienia, chwaląc się wiarą w Mizerię, żeby ten teraz ich narażał na pośmiewisko. Stach musiał szybko się poprawić. Jakaż lepsza okazja ku temu, jak nie derby z Ruchem. Z tym słabym, bijającym się o utrzymanie Ruchem, który przecież nie tak dawno tak uprzykrzył mu pracę w Niepołomicach.
Zatrucia alkoholowe mają jednak to do siebie, że trzymają czasami długo. Derby były więc mdłe, śmierdziały zgniłym jajem i wszystko wskazywało, że będą się jeszcze przez jakiś czas odbijać fanom zgromadzonym na stadionie. Wtedy jednak, w 87 minucie, Kosakiewicz nie nadążył za Klimalą i wykosił go efektownie w polu karnym, prowokując jedenastkę. Ofiara stał się katem i sam wykonał wyrok. A w 92 minucie jeszcze celnie huknął z dystansu Panic, choć wszyscy dobrze wiedzą, że tak naprawdę chciał po prostu jak najmocniej wykopać piłkę przed siebie i po prostu trafił pod poprzeczkę. Uśmiechy wróciła na twarze fanów.
Ostatnia szansa wieży
Plany zarządu na sezon 21/22 zakładały, że Zagłębie uniknie spadku, ale również dotrze do trzeciej rundy w krajowym pucharze. To z kolei wymagało pokonania kilku ekip z niższych lig, w tym Garbarni. Stach znał ją całkiem nieźle z czasów pracy w Puszczy i jakoś niespecjalnie się jej obawiał. Postanowił więc, że w formacji ataku w tym ważnym meczu duet napastników stworzą 19-letni Piotr Sokołowski i walczący o uniknięcie degradacji do rezerw wieżowiec Pietrow – jak na razie najgorszy ruch transferowy Stacha od powrotu do kraju.
Na tle teoretycznie słabszego rywala zęby pokazał wychowanek, którego dwa gole zapewniły Zagłębiu awans. Pietrow doprowadził tylko do tego, że Stach poparzył sobie rękę kawą, gniotąc w 62 minucie plastikowy kubek w reakcji na następne nieudolne zagranie Ukraińca. Grający pod wyraźną presją snajper ani razu nie uderzył na bramkę. Równało się to z podpisaniem krwią oficjalnego podania o udostępnienie wygodnego miejsca w rezerwach.
I tyle było ze Stachowych marzeń o własnym Janie Kollerze czy innym Peterze Crouchu.
Niemarketingowy Sosnowiec
Zagłębie pod wodzą Stacha trzymało się mocno w czubie tabeli, notując kolejne dobre wyniki. 2:1 z Miedzią, 1:0 z Widzewem, 2:1 z Wisłą Płock. Nie przeszkadzały kontuzje, jak przepuklina Ojamyy, ani też kryzysy formy pojedynczych graczy. Zawsze ktoś gdzieś dobrze dostawił nogę lub znalazł się we właściwym miejscu o odpowiednim czasie.
Im dłużej jednak w czołówce widniała nazwa Zagłębia Sosnowiec, tym coraz większy problem dostrzegali sponsorzy ligi i przedstawiciele ciała legislacyjnego stojącego za rozgrywkami. Niepokojąco rosła szansa, że ten średni klub bez zaplecza i jakiegokolwiek potencjału marketingowego, dostanie się do europejskich pucharów. Tam tylko narazi polską piłkę na kolejne ośmieszenie. Lech czy Legia dawały tym smutnym panom w garniturach jakby więcej spokoju, choć przecież nie raz wyrżnęły się na naprawdę niskiej przeszkodzie.
Wypadało więc coś z tym fantem zrobić.
Wydział Dyscypliny Kontratakuje
Jak tylko Zagłębie uporało się ze swoim imiennikiem z Lubina w krajowym pucharze, wygrywając 2:1 po dogrywce, machinę wprawiono w ruch. Zaczęło się szukanie okazji na osłabienie zespołu Mizerii. Na wybicie go z tej dobrej, trwającej już zbyt długo serii. Ta nadarzyła się po meczu z Cracovią, który sosnowiczanie przegrali 0:2, kończąc potyczkę w dziewięciu.
Komisja obejrzała nagrania i wydała werdykt. Dodatkowe zawieszenia dla Panicia i Klimali, którzy „stracili na moment rozum na boisku, brutalnie atakując swoich przeciwników”. Mizeria nie mógł w to uwierzyć. Chciał się odwoływać, ale odrzucono jego podania już w sekretariacie wydziału.
Znaczyło to tyle, że na kolejne spotkanie z Koroną Stach miał długaśną listę absencji.
Mizeria FM19 to kariera polskiego trenera-obieżyświata, który dorastał na Haiti i postanowił zostać nowym Kazimierzem Górskim. Stach Mizeria rozpoczął swoją przygodę w Puszczy Niepołomice, a później trafił do Zagłębia Sosnowiec. Jego kolejne perypetie będziecie mogli śledzić w opowiadaniu w Gralingradzie. Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite.
<—— Kariera FM 19: Stach i bambusowa tyczka w ataku
Kariera FM 19: Winter is coming, Stachu —–>
<—– Pierwszy odcinek kariery Stacha Mizerii w Football Manager 2019