Moja kariera w FM 2016 #22: Mordercze zmagania
Miałem ból głowy. Taki z gatunku tych lepszych, które doskwierają trenerom co zamożniejszych i lepiej prowadzonych klubów piłkarskich. Jak pogodzić sytuację, w której mam za wąską kadrę do walki na trzech frontach, ale jednocześnie nie mogę żadnego odpuścić, bo każdy to solidne wpływy do budżetu?
A pieniądze były Paris FC potrzebne, jak rybie woda. Spory kredyt bankowy załagodził sytuację, ale od kilku miesięcy strata znowu regularnie się powiększała. Na stadion przychodziło zbyt mało osób, by zrównoważyć pensje i premie dla zawodników, nie mówiąc już o dodatkowych kosztach związanych z utrzymaniem boiska, sieci skautów czy kosztami transportu. Każdy dodatkowy mecz w pucharach, z rosnącymi z każdą rundą premiami, wpływami z biletów i transmisji chociaż lekko odciążał więc regularnie obrywający bilans finansowy.
Księgowa i zarząd nie przyjęliby więc zbyt ciepło propozycji, by skupić się na Ligue 2 i wywalczyć na spokojnie awans. Jeszcze nie teraz, gdy łączenie walki na kilku frontach szło tak dobrze. Z każdym tygodniem robiło się jednak coraz trudniej, bo widziałem coraz bardziej zmęczonych podopiecznych i jeszcze trudniejsze przeszkody do pokonania. FC Nantes w czwartej rundzie Pucharu Ligi to na pewno nie będzie przebieżka, szczególnie na Le Beaujoire. A rotować składem było niełatwo, bo zawieszenia i kontuzje wprost mnożyły się przed oczami. Mimo to postanowiłem zacisnąć zęby i pokazywać piłkarzom pełną motywację. Jesteśmy mocni, silni i gotowi na każde wyzwanie – chciałem powiedzieć podopiecznym.
Konfrontacja z wysoko notowanym pierwszoligowcem nie zaczęła się dla nas dobrze. Araujo trafił w 11 minucie na 1:0 i tylko co więksi optymiści mogli zakładać niespodziankę. Trener Nantes popełnił jednak dwa typowe błędy – zlekceważył przeciwnika i posłał w bój zbyt zmęczonych graczy. Z każdym kolejnym kwadransem rosła więc przewaga przyjezdnych. Brakowało jednak szczęścia, bo do siatki zdołał trafić tylko Petropoulos w 30 minucie. Potem festiwal zmarnowanych okazji i najgorsza z możliwych rzeczy w naszej obecnej sytuacji – dogrywka. Ściskało mnie serce, gdy widziałem wykończonych zawodników, którzy jednak zapewniali mnie, że dadzą radę. I cholera, dali. Khaloua golem w 103 minucie zmusił Nantes do otwarcia bram i ryzyka, które później skarcił Amiot. I tak sensacja stała się faktem, a ja dokonałem kolejnego pucharowego „cudu” w swojej karierze. Oby w Europie w przyszłości szło mi równie dobrze.
Morderczy bój pochłonął jednak swoje ofiary. Ndongala wypadł nam na dwa-trzy miesiące, Grange na pięć tygodni, a Cantini na niewiele krótszy okres. Nantes podcięło nam skrzydła, co w obliczu kolejnego meczu, w lidze z Metz, mogło oznaczać tylko jedno – kłopoty.
Skład nie wyszedł na boisko najsłabszy, ale ugrał tylko honorową porażkę 1:2. Na szczęście akurat zaczynała się zimowa przerwa, więc poklepałem po ramieniu swój sztab medyczny i rzuciłem – panowie, awans do Ligue 1 leży teraz w waszych rękach.
A jeśli Ty chcesz wesprzeć mnie w pisaniu to dobrą motywacją będą na pewno komentarze i lajki na Facebooku oraz Twitterze. To jak, jesteś z Paris FC?