Mizeria FM19 #26: Stach I Obrażony
Zima w Niepołomicach w niczym nie przypominała pory roku, którą kojarzyli sprzed laty miejscowi nauczyciele, hydraulicy, policjanci i oczywiście drogowcy. Na drogach próżno było wypatrywać śniegu, chodników nie pokrywał ani lód, ani tym bardziej sól. Miejscowa Puszcza też jakoś nie wpisywała się w znane schematy, bo znowu zaskakiwała formą i niespodziewanie zgłaszała chęć powrotu do ekstraklasy.
Sytuacja w lidze na koniec 2020 roku
Mizeria ogarnął burdel, który sam wywołał decyzjami taktycznymi na starcie rozgrywek. W efekcie jego piłkarze przypomnieli sobie, jak się gra w piłkę i nadrobili straty wystarczająco solidnie, by dopchnąć klubowy wózek na piąte miejsce na finiszu 2020 roku. Zawodnicy szykowali się więc na urlopy w dobrych nastrojach, zostawiając klub w nie najgorszej pozycji startowej na drugą połówkę rozgrywek. Puszcza miała na koncie 31 punktów. Do liderującego Piasta traciła czternaście oczek, do Ruchu Chorzów i Olimpii Grudziądz już tylko sześć. Podium majaczyło na horyzoncie, kusząc premiami i zaszczytami. Może burmistrz da jakiegoś mercedesa w geście uznania dla wyczynu lokalnego zespołu, który tak pięknie promuje miasto?
Doskonałą reklamą ich umiejętności mogło być prestiżowe zwycięstwo nad Legią Warszawa w 3. rundzie Pucharu Polski. Oprócz paru zbyt rozmarzonych piłkarzy, nikt raczej nie wierzył w sensację. Pamiętano, jak przed rokiem, jeszcze w ekstraklasie, ekipa Stacha dostała baty 3:7. Teraz zadania Mizerii nie ułatwiały dodatkowo problemy kadrowe. Na siedem dni przed meczem z gry miał wyłączonych wszystkich lewych obrońców. Hodowany wypadał bankowo, a sztab medyczny ścigał się z czasem, żeby ewentualnie zaserwować Zupę lub chociażby dać drużynie Wybrańca. Setne spotkanie na ławce trenerskiej Puszczy Stacha Mizerii nie zapowiadało się więc na miłą celebrację.
Powtórka z Legią
Z pewnym zdziwieniem przyjęto w takim momencie decyzje bukmacherów, którzy chyba przestraszeni dotychczasowymi nadludzkimi wyczynami drużyny w krajowym pucharze, nie skazywali jej jednoznacznie na porażkę. Kurs 1.80 na triumf gości z Warszawy wielu fanów potraktowało więc jak okazję życia.
W 8 minucie meczu, gdy Niezgoda otworzył wynik, dało się usłyszeć parę wystrzelonych korków od szampana i otwartych harnasiów. Trunki straciły na moment smak w okolicach 22 minuty, gdy Vantruba wyrównał, ale później sytuacja wróciła do normy. Legia dorzuciła trzy kolejne gole, mając w głębokim poważaniu mały benefis Stacha. Jakiś żartowniś na trybunach rzucił, że to orkiestra gra koncert tonącemu okrętowi. Przyjemność sprawił swojemu szefowi przynajmniej Vantruba, dorzucając jeszcze gola na 2:4. Przygoda z pucharami kończyła się jeszcze w 2020 roku. Niektórzy zastanawiali się, jak zareaguje na to zarząd, który przecież dopiero co bawił się na Stadionie Narodowym w finale poprzedniej edycji. Mogło mu tego teraz brakować.
Na barykadach
Trener nie był myślami tak daleko. Wystarczająco rzadko aktywizował zastygłe zwoje mózgowe, by jeszcze podrzucać im takie błahostki do roboty. Skupił się na zadaniach do zrobienia na teraz. Skorzystał ze wsparcia swojego sztabu i szybko ogarnął kwestię sparingów, w których miała być zbudowana kondycja i forma podopiecznych, gdy ci już wrócą po świątecznym obżarstwie i sylwestrowym pijaństwie. Po tym mógł zająć się budowaniem barykad, na których zamierzał zatrzymać potencjalnych kupców polujących na jego gwiazdy. Zakładał, że przyjdą po Majtanicia, Trąbkę i spróbują wyrwać mu Vantrubę, który nagle zaczął strzelać jak szalony. Dwa hat-tricki w odstępie paru tygodni nie przeszły niezauważone, zwłaszcza w Polsce, gdzie od lat panuje deficyt klasowych snajperów i kluby szukają wzmocnień nawet na hiszpańskich prowincjach.
Niemoralne propozycje
Okopany na swojej pozycji, z karabinem załadowanym pociskami odmownymi, wyczekiwał. Atak przyszedł jednak z zupełnie innej strony i zastał Stacha ze spodniami opuszczonymi do kostek. Oto bowiem nie po piłkarzy przyszli chętni, a po samego Mizerię. Pierwsi zjawili się emisariusze Śląska Wrocław, którzy wydawali się być skłonni spełnić najskrytsze marzenia szkoleniowca, żeby tylko zaakceptował warunki umowy. Wielki stadion, niezła kadra, duże możliwości kusiły Stacha, któremu próbowano wmówić, że dusi się w Niepołomicach. Być może diabelskie sztuczki pozwoliłyby im wyprowadzić coacha w pole, gdyby nie jego skłonność do zdecydowanie zbyt długiego zastanawiania się. To potrafi zirytować, jeśli jest się nieprzygotowanym.
Wysłannicy Śląska nie byli i w pewnym momencie wyrwało im się, że Stach ma tylko przyjść i spuścić ten pieprzony klub do 1. ligi. Mizeria nie mógł zaakceptować takiego chamstwa i wyprosił swoich rozmówców z gabinetu. Nikt nie będzie go poganiał, gdy decyduje o swojej karierze zawodowej. Później poszło już z górki. Podirytowany Stach nie wdawał się w długie dyskusje z ludźmi z Zagłębia Lubin czy Bruk-Betu Niecieczy. Olał nawet Arkę, która gwarantowała mu leżak przy samym porcie.
Mizeria wytrzymał napór chętnych i postanowił dokończyć dzieło w Niepołomicach. Chciał awansować do ekstraklasy i wrócić do elity z przytupem, by udowodnić, że nie jest dobry tylko w spuszczaniu drużyn do niższych lig. Bogowie futbolu przyglądali się jego nieporadności z rozbawieniem. Być może wiedzieli już, co czeka polską ligę w kolejnych miesiącach…
Mizeria FM19 to kariera polskiego trenera-obieżyświata, który dorastał na Haiti i postanowił zostać nowym Kazimierzem Górskim. Stach Mizeria rozpoczyna swoją przygodę w Puszczy Niepołomice, a jego kolejne perypetie będziecie mogli śledzić w opowiadaniu w Gralingradzie. Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite.
<—— Kariera FM 19: Ostatnia Trąbka Mizerii
Kariera Football Manager: Gdy pojawia się konsorcjum —->
<—– Pierwszy odcinek kariery Stacha Mizerii w Football Manager 2019