Motorstorm #4: Piękność Italia Vulcan

Z każdym dniem i kolejnymi zawodami malała stawka uczestników, którzy byli jeszcze w stanie utrzymać w rękach kierownicę lub usiedzieć na jednośladzie. Wprost proporcjonalnie rosła sterta wraków, które nadawały się już tylko do zmiażdżenia na złomowisku. Nikt nie myślał jednak o zwolnieniu tempa i zorganizowaniu zawodów o nieco mniej ryzykownym charakterze.
Motorstorm miał swoją nazwę i renomę nie bez przyczyny. To było mechaniczne tsunami, które pompowało adrenalinę do krwi i zapewniało niedostępne nigdzie indziej doświadczenia. A wisienką na torcie festiwalu były odbywające się co kilka dni wyścigi, w których uczestnicy mieli pełną dowolność w doborze pojazdu. Każdy więc mógł postawić na swoją ulubioną maszynę i zaprezentować wszystkie talenty na torze. Wtedy już rywalizowali najlepsi z najlepszych.

The Grizzly
Zdążyłem wypaść na tyle dobrze, że organizatorzy postanowili zaprosić mnie do stawki uczestników popołudniowej masakry na The Grizzly. Do tej pory najlepiej czułem się za kierownicą większych gabarytowo maszyn. Na jednoślady brakowało mi tej gibkości, którą miała chociażby Żmija. W buggy czułem się źle, bo były zbyt niestabilne i chimerycznie reagowały na każdą większą rozpadlinę. Rajdówki wymagały z kolei perfekcyjnej znajomości topografii, co by nie władować się w nieprzejezdne zaułki, wąski przesmyki lub błoto. Skłaniałem się więc ku ciężarówce, do której zapałałem miłością od pierwszego wejrzenia.
Organizatorzy mieli jednak nieco inny plan wobec mojej osoby. Widzieli mnie za kółkiem racing trucka, a więc masywnego, ale jednocześnie nadal piekielnie szybkiego pojazdu terenowego. By mnie zachęcić, wyciągnęli spod ziemi włoską Italię Vulcan, która już samym wyglądem zdradzała swój drapieżny charakter. Nie mogłem odmówić randki z taką pięknością.

Italia Vulcan
Znacie to uczucie, gdy od pierwszych chwil spotkania między parą iskrzy? Tak właśnie było z moją relacją z Italią Vulcan. Przed startem wymieniliśmy może tylko kilka ciepłych spojrzeń i wstydliwych dotyków, ale później nasze zmysły zapłonęły, a ciała stopiły się w namiętnym uścisku. Minęły lata, odkąd po raz ostatni czułem taką jedność z samochodem. Miałem pełną kontrolę, a nasza współpraca układa się perfekcyjnie.
To był mój najlepszy do tej pory występ w Monument Valley. Uchwycone przez kamery ujęcia potwierdziły to, co czułem za kółkiem. Jazdę na krawędzi rozpadlin z milimetrami zapasu i odblokowanym nitro. Niewykonalne, podobno, przy takiej prędkości i rodzaju nawierzchni, powerslide’y z jednoczesną kontrą i wyjściem w kontrolowanym poślizgu na rampę. Całkowicie zdominowałem stawkę i nie pozostawiłem złudzeń, że tego wieczora jestem najlepszy. Może efekt nie byłby tak miażdżący dla konkurentów, ale akurat tego dnia odkryłem nowy skrót i uciekłem przed rywalami wąskimi przesmykami za skałami, by z dużej wysokości zeskoczyć już kilkaset metrów od wjazdu do błotnistego kanionu.
Kilka minut po przekroczeniu linii mety, poczułem, jak opuszczają mnie siły. Adrenalina uchodziła z organizmu, który zrobił się senny. Jak przez mgłę pamiętam więc znajome twarze organizatorów, którzy z uznaniem kiwali głowami i gratulowali. Zarobili na moim triumfie, więc z pewnością nie żałowali ryzyka oddania Italii Vulcan szutrowemu żółtodziobowi.
Bazyl Niszczyciel
Wiek jednak zrobił swoje i potrzebowałem po tym przynajmniej kilkunastu godzin na regenerację. Odpuściłem propozycję zmierzenia się na trasie z legendarnym kierowcą cieżarówki, Bazylem Rusczyńskim, który najwyraźniej miał duże chody wśród zarządzających festiwalem. Inaczej nie jestem w stanie wytłumaczyć pomysłu na wyścig, w którym on sam, za kierownicą kilkutonnego potwora, staje do walki z bandą motocyklistów. Tor idealnie dopasowany pod masakrę. Współczułem właścicielom jednośladów, którzy lądowali na zderzaku i skałach, rozsmarowywani przez zaśmiewającego się histerycznie Bazyla. Momentami poziom szaleństwa na Motorstorm przekraczał tę cienką granicę…
Brałeś udział w festiwalu Motorstorm? Jeśli tak, doskonale wiesz, co czeka kierowców startujących w Monument Valley. Wybierz się na wspominkową podróż po niebezpiecznych trasach – kolejne odcinki znajdziesz w Gralingradzie. Informacje o nowych opowiadaniach znajdziesz na Facebooku, Twitterze, Instagramie – zajrzyj też do audiobooków na YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, jeśli doceniasz włożony trud i lubisz wspominać dawne hity!
Tyle wspomnień i tyle emocji 🙂 Fantastyczne czasy to były 😀
Oj tak, Motorstorm w dniu premiery potrafił porwać. Dzisiaj też wypada bardzo dobrze. Miodny był, jest i będzie. 🙂 Dzięki za komentarz!