Patapon #4: Forty do zdobycia
Było w tym coś deprymującego. Na drodze moich małych wyznawców stanęła struktura z kamieni i metalu, którą w przypływie lekkomyślności mógłbym zgruzować zaledwie do fundamentów jednym atakiem. Wracając jednak, obiecałem sobie, że nie będę tak bezpośrednio ingerował w losy żadnej cywilizacji. Patapony musiały poradzić sobie same, wsłuchując się w wybijany im przeze mnie rytm bębnów.
Zaufać katapulcie
Wieści o odkryciu katapulty nieopodal twierdzy przyszły we właściwym momencie. Medel wydawała się sceptyczna, ufając w pełni boskiej opatrzności i sugerując, że podobne wynalazki nie będą potrzebne w drodze do sukcesu. Musiałem ją odrobinę rozczarować i pozostać głuchy na wezwania pomocy. Tym razem obędzie się bez potopu i deszczu ognistych kul, powziąłem taką decyzję. Patapony wyruszyły więc po katapultę i bez większych trudności przejęły ją od zaskoczonych Zigotonów. Aż dziw, że mając taki skarb, doprawdy tak groźną broń, pilnowały jej tak skromnie.
Osobiście nigdy nie pokładałem zbyt wielkiej wiary w wytwory moich poddanych i innych istot żyjących na tej planecie. Niektóre projekty były błyskotliwe, nie przeczę, ale łączyła je wszystkie kruchliwość, na którą sam nigdy bym sobie nie pozwolił. Czułem, że będzie to też problemem ruszających z kolejnym atakiem na fort Pataponów. I nie pomyliłem się, bo maszerujący z pieśnią na ustach Pata Pata Pata Pon wojownicy dziarsko nacierali na kolejne odbudowane posterunki i samą twierdzę, by już po chwili znowu być zmuszonymi do odwrotu. Katapulta miotała wielkie głazy z ogromną siłą i była potężnym narzędziem destrukcji, ale wystarczył tylko trochę większy deszcz strzał i oszczepów, by odmawiała posłuszeństwa. A bez niej Tatepony, Yarepony i Yumipony ledwie zauważalnie uszkadzały fort Zigotonów.
Kolejne ataki kończyły się niepowodzeniem. Nie mogłem odmówić moim wyznawcom hartu ducha i wiary w zwycięstwo, ale zaczynało mnie już męczyć to, że nie robią żadnych postępów. Wreszcie pojąłem, że ich werwa jest po prostu zbyt duża i należy ją ograniczyć, jeśli chcemy w końcu zdobyć tę twierdzę. Przy następnej bitwie Patapony maszerowały dużo wolniej i zatrzymały się na kilkanaście metrów przed murami groźnie górującej nad okolicznym terenem budowli. Katapulta co i rusz posyłała w tamtą stronę głazy, rozrzucając wielkie bloki i wybijając dziury w zwartej do tej pory strukturze. Zigotony zorientowały się w planie i wyruszyły z atakiem, ale Tatepony i Yaripony dzielnie zatrzymały je przed dotarciem do katapulty. Pomógł też z pewnością deszcz strzał wypuszczanych przez Yumipony.
Legenda o złotym ptaku
Machina oblężnicza, stojąc w bezpiecznej odległości, wytrwała wystarczająco długo, by fort padł pod ostrzałem kamieni. Zigotony wpadły w popłoch, co moi wojownicy wykorzystali bez większego wysiłku. Wyczekiwane zwycięstwo nadeszło i smakowało dobrze. Wejrzałem w przyszłość, jak to czasami mi się zdarza, kiedy moja słabość weźmie górę, i przypomniałem sobie o kolejnym cudzie, który przydałby się Pataponom.
Zyskały już zdolność przyzwania deszczu za pomocą tańca, ale co z wiatrem? Wiejący od pleców może nie tylko nadać pędu wypuszczanym z łuków strzałom, ale też perfekcyjnie skomplikować życie wrogim strzelcom. W obliczu nadchodzącej potyczki o kolejny fort, Bachikoi, wiedziałem, że ten cud wiatru będzie niezbędny. By jednak go zdobyć, Patapony musiały, zgodnie ze starożytnymi podaniami, upolować w tradycyjny sposób złotego ptaka zamieszkującego pobliskie pola, Motsitsiego.
Wyczulony na najmniejszy ruch i każdy odgłos stanowił wyzwanie dla największych łowców, których ta planeta kiedykolwiek gościła. Obawiałem się, że próby upolowania go pochłoną całe tygodnie, a ja zacznę umierać z nudów, patrząc na kolejne nieudane podchody Pataponów. Ach, bóg małej wiary! Okazało się bowiem, że już druga wizyta na polanie zakończyła się sukcesem. Motsitsi usłyszał równy marsz małych nóg i szybko zerwał się na nogi. Mnóstwo strzał uderzyło o ziemię dobre kilka metrów przed nim, wskazując kierunek ucieczki. Odwrócił się i już zamierzał zerwać do biegu, kiedy grot jednej z ostatnich, puszczonej najdalej, trafił go perfekcyjnie w tułów. W mgnieniu oka uszło z niego życie. Mogłem z radością wręczyć Pataponom zasłużony zwój, uczący ich pieśni wiatru.
Za wszechmocnym, ku przeznaczeniu
Droga do fortu stanęła otworem. Dobrze bronione posterunki przed nim, które oparły się tak wielu atakom ze względu na swoje korzystne usytuowanie, teraz padały jedna za drugą, bo wiatr wiał w oczy broniących ich łuczników. Strzały Yumiponów leciały tymczasem na rekordowe dystanse i dotkliwie raniły wrogów. Na nic zdały się desperackie próby odpowiedzi. Wyćwiczone i sprawdzone w boju formacje oparły się trudom walki i dopisały sobie kolejne ważne zwycięstwo.
Wsłuchując się w radosne śpiewy w Patapolis i obserwując odpoczywających wojowników, poczułem, że oto pisze się kolejna historia, która zmieni obraz tego świata. Patapony jeszcze niedawno znajdowały się na krawędzi zagłady. Do końca nie traciły jednak wiary we mnie i lepsze jutro, które mam im zapewnić. Kiedy tylko powróciłem, a one stanęły na nogi, zabrały się do ciężkiej pracy. Celem było dotrzeć i zobaczyć „TO”, co zapisano im w legendach i czego tak panicznie bały się Zigotony.
Po niedługim odpoczynku armia wyruszyła dalej. Meden przestrzegła żołnierzy, że legendy mówią o wielkich bestiach zamieszkujących okolice fortów. W oczach Pataponów nie dostrzegłem strachu, a jedynie gotowość na wyzwanie. Nie była to odwaga na pokaz. Kiedy potem natrafiły na lorda gór, przypominającego ożywionego skalnego golema Gaeena, dzielnie stawiły mu opór. Wstrząsające ziemią uderzenia wielkich stóp i laserowe promienie przecinające powietrze były ledwie akompaniamentem dla ich rytmicznych kroków i ciosów. Pon Pon Pata Pon. Bestia zamieniła się w stos głazów, potwierdzając niszczycielską siłę drzemiącą w tych małych ciałkach i rękach dzierżących miecze, topory i włócznie.
—
Patapon to wyjątkowa gra rytmiczno-strategiczna wydana ekskluzywnie na PSP w 2007 roku, w której przejmujemy rolę bóstwa prowadzącego nację małych wojowników ku glorii i chwale. Utrzymany w specyficznej stylistyce tytuł wyróżnia się unikalną mechaniką zabawy oraz głębią, która skrywa się pod pozornie prostymi założeniami. Co oferuje i jaką historię opowiada? O tym możesz przekonać się z opowieści na bazie gry, którą znajdziesz w Gralingradzie!
Podoba Ci się moja twórczość i ten blog? Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Jeśli doceniasz moją twórczość, postaw mi kawę, która pomoże mi nie zgubić rytmu publikacji! Dzięki z góry!