Patapon #3: W obronie wiary

Patapon_blog

Zaangażowanie Zigotonów w próbach powstrzymania Pataponów było wielce zastanawiające. Próbując odszukać w odmętach wielowiekowej pamięci powodów ich nieprzychylności, nie wpadałem na żadne pasujące tropy. Z jakichś powodów gotowi byli kłaść na szali własne życie, byle tylko moi wyznawcy pozostali zamknięci na skrawku niewielkiego terenu i nigdy nie zrealizowali tego, co jest im zapisane w legendach.

I stworzył potwora

Niewiedza i drażniące niezrozumienie nie powstrzymywały mnie przed aktywnym wspieraniem Pataponów w kolejnych potyczkach z czerwonooką nacją. Zigotony po kolejnych porażkach na placu boju sięgnęły po kawalerię, która okazała się wyjątkowo nieprzyjemnym przeciwnikiem. Najazdy rozpędzonej konnicy rozbijały szyki obronne i wprowadzały zamęt na polu walki. Nawet ona była jednak bezradna wobec gradu oszczepów i strzał, który ścigał ją, kiedy próbowała przygotować kolejną szarżę, zatrzymawszy się wcześniej na tarczach wytrwałych Tateponów.

Gong miał powody do wściekłości. Posiłki na nic się zdały. Patapony parły naprzód. Rozprawiły się nawet z potężnym królem Zaknelem, ogromną gąsienicą o przerażającej paszczy. Czasami zastanawiam się, co kierowało mną przy tworzeniu niektórych istot zamieszkujących ten piękny świat. Ten potwór umiejętnie robił użytek ze swojej masy, czy to uderzając łbem tak, by zmiażdżyć wrogów, czy wierzgając całym cielskiem w taki sposób, że ziemia wokół drżała. Ze smutkiem patrzyło się na upadające od tych grzmotów małe istoty. Co jeszcze gorsze, potrafił też wytwarzać ogniste płomienie w paszczy, które dotkliwie parzyły czarne ciałka niewielkich wojowników.

Bez moich rad, kiedy zewrzeć szyki, a kiedy napierać, Patapony raczej zginęłyby w tej konfrontacji marnie. Z bojową pieśnią na ustach, powtarzając gromkie Pon Pon Pata Pon, zostałyby zapewne zgniecione na miazgę i starte w pył. Odpowiednio pokierowane poradziły sobie z kolejnym wymagającym przeciwnikiem. Mogłem dzięki temu wsłuchać się w pełne werwy i optymizmu Pata Pata Pata Pon, które wyznaczało rytm marszu i zaprowadziło je w końcu do oazy w sercu pustyni. Tam też kolejną bazę wybudowali Zigotoni. Nie spodziewali się tu ataku, byli nim wręcz szczerze zdumieni. Straże były tam zdecydowanie niewystarczające wobec siły naszej ofensywy. Teren łatwo zdobyliśmy. To ostatecznie sprowokowało Gonga, by znów wrócić na plac boju.

Broniąc wiary

Zadziwił mnie, bo nim sięgnął po kosę, próbował jakby negocjować pokój. Chciał zatrzymać nasz zwycięski marsz. Sugerował, że wojna nigdzie nie prowadzi, a Patapony tylko sprowadzą na świat zagładę swoją pogonią za marzeniem zobaczenia czegoś, co pozostaje nieokreślone. Brzmiał na szczerze zatroskanego losami planety, ale to w żaden sposób nie tłumaczyło jego nonszalanckiego, bezpardonowego ataku na wiarę Pataponów.

Gong zebrał solidne oddziały i zaangażował do pomocy nawet masywne Dekapony z pałkami, które zdawały się przez długi czas ignorować zadawane im przez naszych wojowników obrażenia. W końcu jednak i one osunęły się na kolana pod gradem ciosów, zasiewając zwątpienie w umyśle przywódcy. Gong próbował dezorganizować nasze poczynania generowanym bronią tornadem i wywracającymi wszystkich grzmotnięciami w ziemię, ale jego starania zdały się na nic. Uderzył w czuły punkt i musiał ponieść za to karę. Postawiony pod ścianą, salwował się ucieczką.

Zigotony nie zamierzały jednak ustępować. Ledwie wróciliśmy do Patapolis, a nasi zwiadowcy donieśli o szykowanym ataku, który może zagrozić miastu. Trzeba było znów sięgnąć po topory, miecze, włócznie i łuki, choć zmęczenie coraz bardziej dawało się we znaki. Czerwonoocy podeszli poważnie do tej próby, przybywając z konnicą i Dekaponami. Moi wyznawcy musieli uważnie wsłuchiwać się w wybijany przeze mnie rytm, by z wyprzedzeniem reagować na zmieniającą się sytuację. Chaka Chaka Pata Pon rozbrzmiewała echem po równinie, przypominając o znaczeniu defensywnej formacji. A kiedy pojawił się dogodny moment, wyruszała nasza odpowiedź w rytm Pon Pon Pata Pon.

W trosce o spokój

Patapolis pozostało bezpieczne. Odczułem jednak pewne zmiany. Niektórzy wyznawcy rozważali słowa Gonga i zastanawiali się nad sensem życia. Powątpiewali, czy toczona walka ma w ogóle jakiś cel. Kapłanka Medel miała nieco inne przemyślenia. Była rozdrażniona ciągłym poczuciem zagrożenia. Nie dającym szans, by bawić się i spać bez strachu o własne zdrowie, niepokojem. Tak narodził się nowy pomysł, by zbudować w okolicy własny fort. Twierdzę, która zapewni Pataponom spokój i uwolni je od kolejnych ataków ze strony Zigotonów i podobnie wrogich nacji.

To był bardzo dobry pomysł, który warto było szybko wcielić w życie. Dlatego bez zbędnej zwłoki zebraliśmy wojska do ochrony konwoju materiałów potrzebnych do budowy. Nie była to prosta podróż, bo Zigotoni przygotowali kilka zasadzek i wciąż byli całkiem licznie obecni na tych terenach. Trzymając równe tempo marszu zdołaliśmy w końcu dotrzeć do celu przy tylko średnich uszkodzeniach wozów.

Nowa przeszkoda na horyzoncie

Pomyślałem, że skoro Medel i Patapony tak rozsądnie myślą o swoim przetrwaniu, to i ja powinienem coś im zaoferować. Wpadłem na pomysł, by nauczyć ich nowej pieśni – Pon Pata Pon Pata – która miała wyznaczać najlepszy czas do odwrotu. Szybkiej ucieczki przed zagrożeniem, a tych z pewnością nie będzie brakować w kolejnych dniach i tygodniach. To oznaczało co prawda konieczność stoczenia trudnej bitwy z Wielkim Dokaknelem, groźniejszą wersją Zaknela, ale na szczęście bestia ta nie miała w zanadrzu żadnych sztuczek. Była po prostu nieco bardziej odporną na ciosy i może lekko agresywniejszą wersją Zaknela. Z nową umiejętnością odwrotu mali wojownicy byli dla niej zdecydowanie zbyt szybcy.

Wydawało się, że nic już nie zatrzyma tej podróży ku przeznaczeniu. I wtedy natrafiliśmy na twierdzę, która górowała nad wszystkim i pozostawała niezdobyta przez nikogo od wielu dziesięcioleci. Ruszyliśmy na obiekt z pieśnią na ustach i odwagą w sercach. Zburzyliśmy pierwszą wieżę blokującą nam drogę. Po niej padła też druga i trzecia. A potem dotarliśmy do fortu. Na głowy Tataponów zaczęły spadać wielkie głazy. Ostre jak brzytwa kolce raniły ciała Yareponów. Czerwonoocy wojownicy zdawali się mnożyć i mnożyć przed oczami. Nie mieliśmy wyboru, musieliśmy się wycofać i wrócić do Patapolis. Potrzebny był nowy plan…

Patapon to wyjątkowa gra rytmiczno-strategiczna wydana ekskluzywnie na PSP w 2007 roku, w której przejmujemy rolę bóstwa prowadzącego nację małych wojowników ku glorii i chwale. Utrzymany w specyficznej stylistyce tytuł wyróżnia się unikalną mechaniką zabawy oraz głębią, która skrywa się pod pozornie prostymi założeniami. Co oferuje i jaką historię opowiada? O tym możesz przekonać się z opowieści na bazie gry, którą znajdziesz w Gralingradzie!

Podoba Ci się moja twórczość i ten blog? Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Jeśli doceniasz moją twórczość, postaw mi kawę, która pomoże mi nie zgubić rytmu publikacji! Dzięki z góry!

<— Drugi odcinek opowieści z gry Patapon

Czwarty odcinek opowieści z gry Patapon —>

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.