Patapon #5: Bluźnierca Gong
Nie mam nic przeciwko kultowi jednostki. Byłbym hipokrytą, jeślibym miał, wszak jestem stwórcą tego świata i jedynym bóstwem, które powinny czcić zamieszkujące go istoty. Zdaję sobie też sprawę, że natura nie lubi pustki i mieszkańcy tej planety czasami muszą sobie wybrać też jednostkę bliższą i bardziej namacalną, by móc się nią zachwycać. Małego herosa lub obrońcę, któremu mogą przypisać kilka pozytywnych cech.
Umowa z wszechmocnym?!
Rozumiałem, dlaczego Gong wyrósł na dowódcę cieszącego się takim posłuchem wśród Zigotonów. Swoją charyzmą był w stanie porywać żołnierzy do rzucania swoich żyć na szalę. Spoglądałem na to z pobłażliwością ojca, który pozwala pobawić się swoim dzieciom. Dopóki żadna z zamieszkujących ten świat istot nie próbowała bawić się w boga lub równać się z nim pod względem siły lub dokonań, nie miałem nic przeciwko temu.
Nie mogłem jednak przymknąć oka na sytuacje, kiedy ktokolwiek, zaślepiony odwagą, postanowiłby rzucić mi wyzwanie. Mi – bóstwu. Gong zrobił ten krok, wyzywając mnie na pojedynek i próbując wymusić pasujący mu układ. Umowę, której warunków sam nigdy w życiu nie zamierzał dotrzymać. Zaślepiony wiarą w swoich przodków, którzy rzekomo ze świecących na niebie gwiazd zsyłali na niego obowiązek walki o przyszłość świata, zaproponował mi grę.
Po jednej stronie polany była moja armia. Po drugiej Gong. W centrum trawiastego placu pomiędzy nami, pokrytego wielkimi skałami, czekał uwięziony w klatce Patapon. Mój mały wyznawca i cel naszego wyścigu. Jeśli Gong zdoła go zabić, mam zaprzestać dalszej drogi ku „TEMU” z Pataponami. Co w przypadku mojego zwycięstwa? Lider Zigotonów tak bardzo nie dopuszczał do siebie tego scenariusza, że nigdy się nad tym nie zastanawiał.
Wyścig o przeznaczenie
Zaślepiony zdobytą pozycją, pozyskaną przez lata siłą i wmówioną sobie samemu misją ruszył naprzód. Bluźnierca. Wybiłem rytm, zirytowany jego bezczelnością. Nie miał najmniejszych szans, ale nie zdawał sobie z tego sprawy. Mógł z łatwością przebijać się przez skalne bariery, ale moi wyznawcy byli równie szybcy w kruszeniu ich w pył. Doskonale rozumieli, że na szali jest moje dobre imię, ale też ich przeznaczenie. To była bitwa wielokroć ważniejsza nawet od tych pierwszych, które toczyli, walcząc wtedy o swoje przetrwanie.
Mały Patapon odzyskał wolność i ukrył się za plecami Tateponów, Yariponów i Yumiponów. Dostrzegłem, jak Gong drży z wściekłości. Jego czerwone oko podeszło krwią. Wezwał swoich pobratymców i rzucił się na moje oddziały, jakby miało to cokolwiek zmienić. Walka przybrała na intensywności. Niebo przecinały strzały i oszczepy. Szczęk oręża uderzającego o siebie i tarcze spłoszył wszystkie zwierzęta w promieniu wielu kilometrów.
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, ale napierający Gong i jego poplecznicy zaczęli spychać Patapony do defensywy. Tatepony nie były w stanie dotrzymać kroku wielkiemu wojownikowi Zigotonów, którego potężne ataki niemalże wbijały je w ziemię. Padł pierwszy. Zaraz potem drugi i trzeci. Jeśli nie utrzymają szyku, Gong dopadnie do walczących na dystans wojów i wymorduje ich bez chwili zawahania i większych trudności. Zdumiałem się. Czyżbym miał przegrać ze śmiertelnikiem? Co to za demoniczna moc?!
Najwięksi wojownicy
I wtedy on stanął do pojedynku. Niedawno dołączony do armii Mogyoon podjął wyzwanie. Jakby nagle całe pole walki wstrzymało oddech. Liczyło się tylko ich dwóch. Rozdawali razy i przyjmowali je z taką samą ochotą i wytrwałością. Gong zaczął odczuwać trudy batalii. Po kolejnym ciosie, widząc, że Mogyoon nigdzie się nie wybiera i nadal mocno stoi na nogach, zaklął i zarządził odwrót. Spojrzałem z podziwem na małego wojownika. Chyba Patapolis doczekało się bohatera, o którym warto będzie napisać kilka nowych legend.
Kiedy osada w końcu zasnęła, skorzystałem z okazji, by bliżej przyjrzeć się odżywającej pod moim okiem cywilizacji. Zwycięstwo odniesione na barkach Mogyoona przypomniało mi, jak istotny jest rozwój armii. Bez doskonale wyszkolonych, silnych i wytrzymałych wojowników Patapony nie dotrą do upragnionego celu. Musiałem zadbać o to, by w szeregach Tateponów, Yariponów i Yumeponów pojawiło się więcej Rareponów, jak nazywa się tutaj największych z wielkich, wojowników reprezentujących dumne klany Mogyoon i Barsala.
By narodzili się z drzewa życia, niezbędne były odpowiednie kombinacje rzadkich materiałów oraz stosy energii Ka-Ching. Surowce trudne do zdobycia, nieczęsto spotykane na świecie i wysoce cenione. Patapony mogły wyrwać je siłą od napotykanych na swojej drodze monstrów, które z każdą taką potyczką zdawały się rosnąć w siłę. Mogły również zdobyć je od przyjaznych istot reprezentujących różne siły natury i procesy. To jednak wymagało od nich doskonałego wyczucia rytmu, bardzo charakterystycznego dla każdego z tych boskich stworzeń. Trochę przeklinałem samego siebie, że ulepiłem je tak wrażliwe na każde niedoskonałości i potknięcia małych Pataponów. Wystarczył jeden lub dwa błędy, by zniechęcały się i odmawiały uznania rytuału za zakończony, co oznaczało tylko kolejne utracone zasoby.
Porwana Medel
Kiedy Patapolis rano budziło się do życia, okazało się, że Zigotony uśpiły naszą czujność. Przekradły się pod okiem strażników i porwały Medel. Zaaferowany różnymi aspektami rozwoju małej cywilizacji nie dostrzegłem wroga, który dopuszczał się właśnie obrazoburczego aktu. Równie zdenerwowany tym faktem, co moi wyznawcy, wyruszyłem w pościg.
Uwolnienie kapłanki okazało się trudniejsze niż mogłem się spodziewać. Zamknięta w drewnianej klatce umieszczonej na powoli przesuwającym się wozie była na wyciągnięcie ręki. Mimo to sprawy szybko się skomplikowały. Tatepony wyraźnie gubiły się, więc wyznaczyłem im konkretny rytm zakładający dwa ataki i jeden szybki marsz za wozem. W ten sposób nie atakowały próżni. Spodziewałem się wiele dobrego po dołączonych do armii Dekaponach, ale olbrzymy stały się jedynie łatwym celem dla osłaniających konwój łuczników. Dużo pracy miałem też z pełnymi zapału Yariponami i Yumiponami, które swoimi płonącymi strzałami mogły wyrządzić za moment więcej szkody niż pożytku. Drewniany wóz zaczął się tlić od pierwszych trafień, więc poleciłem szybko wymienić broń na mniej ryzykowną dla zdrowia naszej kapłanki.
Rąbany i trafiany pojazd coraz bardziej się rozsypywał, ale konnica Zigotonów uparcie ciągnęła go bliżej wyznaczonej twierdzy, gdzie już czekały na nas przeważające siły wroga. Czas kurczył się błyskawicznie. W pewnym momencie poczułem żar bijający od ziemi. Wkroczyliśmy na teren uśpionego wulkanu, którego tupot dziesiątek małych nóg wybudził ze snu. Pamiętałem, jak gejzery lawy zabijały moich wyznawców na pustyni jakiś czas temu. Chcąc zapobiec kolejnej tragedii, poleciłem na moment wstrzymać atak, by wojownicy odtańczyli taniec przywołujący deszcz. Zimne krople przyniosły ukojenie ziemi, a moim oddziałom dały czas potrzebny na ostatnie ataki na uciekający konwój.
Medel była wolna. Wycofaliśmy się w ostatnim momencie, bo z oddali już gnały w naszą stronę oddziały Zigotonów. Patapolis wiwatowało na cześć kapłanki, która była dla wielu mieszkańców symbolem nowego rozdziału i duchową opoką w chwilach zwątpienia. Cieszyłem się wraz z nimi, ale wiedziałem też, że nadchodzi czas decydujących rozstrzygnięć. Nadchodzi kres dominacji Zigotonów.
—
Patapon to wyjątkowa gra rytmiczno-strategiczna wydana ekskluzywnie na PSP w 2007 roku, w której przejmujemy rolę bóstwa prowadzącego nację małych wojowników ku glorii i chwale. Utrzymany w specyficznej stylistyce tytuł wyróżnia się unikalną mechaniką zabawy oraz głębią, która skrywa się pod pozornie prostymi założeniami. Co oferuje i jaką historię opowiada? O tym możesz przekonać się z opowieści na bazie gry, którą znajdziesz w Gralingradzie!
Podoba Ci się moja twórczość i ten blog? Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Jeśli doceniasz moją twórczość, postaw mi kawę, która pomoże mi nie zgubić rytmu publikacji! Dzięki z góry!
<— Czwarty odcinek opowieści z gry Patapon