InFamous #10-ost: Ukryta prawda
Kessler był psychopatą, który delektował się bólem i cierpieniem innych. W żaden inny sposób nie można było uargumentować jego decyzji o wysłaniu nad Empire City trzech balonów z trucizną. Próbował w ten sposób siłą podporządkować sobie mieszkańców, by następnie zwrócić ich przeciwko mnie. Cokolwiek planował, pachniało to desperacją.
Toksyczne balony
Chciałem go jak najszybciej odnaleźć i posłać na tamten świat. Do tego potrzebowałem jednak Johna, a ten był gotów pomóc jedynie wtedy, kiedy zajmiemy się kwestią bezpieczeństwa obywateli Empire City. Chcąc nie chcąc musiałem więc znów wziąć na siebie ciężar bycia superbohaterem.
Czasu nie było wiele, bo z każdą minutą kolejne dziesiątki kobiet i mężczyzn traciły rozum na skutek działania toksycznych oparów. Kessler zadbał o to, by zestrzelenie jego balonów nie było zbyt proste. Wyposażył je w obstawę bezzałogowych statków powietrznych, które krążyły wokół i ostrzeliwały rakietami każdy cel przekraczający wyznaczone granice bezpieczeństwa. Cel łatwy, bo były to pojazdy niezbyt wytrzymałe, ale jednocześnie irytująco trudny do trafienia. Kiedy już się z nimi uporałem, odkryłem, że każdy balon został wyposażony w zaawansowany system osłon. Tak mocny, że tylko moja nowa umiejętność błyskawic była w stanie na chwilę go zawiesić i zmusić do restartu.
Miałem wtedy około minuty, by dostać się na taki latający generator trucizny, a następnie odczepić ciężką podstawę z mechanizmem. Zadanie o tyle skomplikowane, że wymagające znalezienia odpowiednio wysokiego budynku na tyle blisko balonu, żebym zdołał z niego dolecieć do celu. John dopingował mnie w słuchawce, przypominając, że zaraz po tym ruszamy na Kesslera. To była trafiająca do mnie motywacja.
Pomysłowy John
Na tyle silna, że nawet karabiny zamontowane w dwóch balonach jako ostateczna linia defensywy nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Najwyżej lekko mnie spowolniły, zmuszając do wcześniejszego rozwalenia ich celnymi pociskami, nim rzucę się szybować ku kolejnej zabawce First Sons. Empire City znów zostało ocalone. Otrzepałem spodnie i spojrzałem na ciche miasto wokół. Czekało. Mieszkańcy zastanawiali się, czy mogą już opuścić swoje kryjówki. Na ich miejscu pozostałbym jeszcze w domach.
John odezwał się niewiele później. Pomimo swojej pomysłowości nie był w stanie namierzyć Ray Sphere i samego Kesslera. Stojący na czele grupy mężczyzna dobrze wiedział, jak cennym dysponuje artefaktem, więc zainwestował w nowoczesne mechanizmy zagłuszające sygnał. Mocne anteny, które nie pozwalały wykryć miejsca przechowywania kuli potrafiącej niszczyć miasta i obdarowywać ludzi niezwykłą siłą.
Musieliśmy je znaleźć, by pchnąć do przodu naszą wspólną misję. John wykazał się doskonałym talentem organizacyjnym. Inaczej nie wypada podsumować jego konstrukcji śmigłowca z dodatkowym generatorem, do którego podpiął metalową ramę z odsłonami z desek. Mój własny, lekko prowizoryczny środek transportu, dzięki któremu mogłem mu towarzyszyć podczas poszukiwań nadajników, a przy okazji zapewnić nam osłonę przed First Sons.
Mięśnie i mózg
John słusznie przewidywał, że próbując samodzielnie zlokalizować nadajniki, skończyłby prawdopodobnie marnie po kilku minutach lotu. Kessler dobrze chronił swój sekret i w całym mieście rozstawił gotowych na wszystko podwładnych. Dobrze wyposażonych i gotowych zabijać w imię niewyjaśnionej logiki członków tajemniczej organizacji. Wyekwipowane w rakietnice zbiry miały może drobne kłopoty z trafieniem sprawnie pilotowanego śmigłowca, ale gdyby nie moja pomoc, w końcu przerobiłyby go w kupę płonącego żelastwa. A tak agent mógł skupić się na znalezieniu źródeł sygnału i lecieć naprawdę powoli, podczas gdy ja prowadziłem ciągłą wymianę ognia z członkami wrogiej organizacji.
Moje umiejętności już znacznie wykraczały poza te zwykłego człowieka. Byłem tak potężny, że nawet cała zgraja bandytów nie miała ze mną większych szans. Lądowałem więc na dole, we wskazanych punktach, pewny siebie i spokojny o własne zdrowie. Wokół szybko roiło się od rannych lub tych mających mniej szczęścia, którzy w walce stracili życie. Nie było mi ich żal. Spisali na siebie wyrok, podążając za Kesslerem.
W końcu się udało. Spaliwszy trzy anteny, odkryliśmy miejsce ukrycia Ray Sphere. Mogliśmy ruszać z naszą ofensywą, na którą paliłem się od tak dawna. John kolejny raz potwierdził swoją wartość jako sojusznik potrzebny mi, by dopaść Kesslera. Nie ukrywam, że w tamtej chwili czułem się trochę jak mięśniak, który ma tylko realizować założenia planu opracowanego przez tajnego agenta. I nie przeszkadzało mi to za specjalnie, bo w ten sposób przybliżaliśmy się do realizacji naszego wspólnego celu.
Jak na wojnie
Odpowiednie rozeznanie pozwoliło nam przygotować plan ataku. Ray Sphere było ukryte w pilnie strzeżonym budynku, gdzie nawet ja mógłbym mieć kłopoty z przeważającymi siłami wroga. John przygotował więc bombę z trucizną, która zrzucona na cel rozprawiłaby się z dużą częścią strażników należących do First Sons. Kłopot w tym, że organizacja wystawiła na dachy okolicznych budynków Empire City działa przeciwlotnicze, więc podlatując zbyt blisko naraziłby się na pewną śmierć. Wziąłem sprawy w swoje ręce. Miasto przypominało teren działań wojennych. Dudniące wystrzały i wybuchy raniły bębenki w uszach. Nad głową latały wojskowe myśliwce, a po ulicach biegali uzbrojeni bandyci.
Próbowałem skupić się na szybkiej eliminacji dział i strzegących ich strażników, na co nalegał krążący w bezpiecznej odległości John. Nie ułatwiały mi tego kolejne telefony. W słuchawce usłyszałem kajającego się Zeke’a, który obwiniał się za śmierć Trish. Chciał odbudować naszą relację, więc wytłumaczyłem mu, że nasze spotkanie w tym momencie mogłoby zakończyć się nieprzyjemnie. Zupełnie inny ton przybrała Moya, która próbowała przekonać mnie, że źle robię, odrzucając nasz układ. Sytuacja w mieście miała jakoby symbolizować słuszność jej racji. Nie chciałem nawet słuchać tych bredni.
W końcu zabezpieczyłem teren, uciszając trzy stanowiska. John nadleciał nad budynek i zrzucił bombę, która wysadziła szyby z okien kamienicy. Ze środka zaczął wydobywać się zielony dym. First Sons zareagowali błyskawicznie. Jakby byli przygotowani na taką ewentualność, bo zapakowali Ray Sphere do ciężarówki, która pognała do drugiej kryjówki. John popędził mnie, żebym nie pozwolił jej zbiec. Sam trzymał się w niedalekiej odległości od pojazdu, stanowiąc dla mnie drogowskaz. To dzięki niemu wiedziałem, po których drutach sunąć i jaką drogę obrać, gnając na złamanie karku po dachach budynków Empire City.
Wybór bohatera, a może arcyłotra?
Dotarliśmy do portu. Rozstawione kontenery stanowiły naturalną barykadę, tworząc labirynt, w którym First Sons próbowali zastawić swoje zasadzki. To była ich ostatnia linia obrony. Nie zgubili mnie, a to oznaczało, że muszą mnie teraz siłą zatrzymać.
Nie mieli na to szans. Zbyt niewielu ich tam zostało i zbyt słabo byli uzbrojeni. Przebiłem się przez kolejne punkty desperackiej defensywy bez większych trudności. Ray Sphere już na mnie czekała. Wibrowała i czułem, jak rezonuje z moją mocą. John zjawił się chwilę później, mijając po drodze pozostawione przeze mnie ciała First Sons. To był ten moment. Mogłem dotrzymać słowa danego podwójnemu agentowi i wykorzystać swoje zdolności, by raz na zawsze unicestwić artefakt, który miał tak destrukcyjną moc. Narzędzie, które prawdopodobnie wpadłoby wkrótce w niewłaściwe ręce i doprowadziło nasz świat na krawędź zagłady.
Mogłem też jednak postąpić inaczej. Ray Sphere dała mi tę potężną moc i prawdopodobnie mogła jeszcze moje unikalne, nadludzkie możliwości poszerzyć. Byłbym wtedy bogiem, którego nikt ani nic nie jest w stanie powstrzymać. Przez chwilę rozważałem ten scenariusz. Za mną były jednak setki pokonanych psychopatów. Zbirów, bandytów i złoczyńców. Już teraz spokojnie mogłem zaprowadzać na ulicach Empire City porządek. Nie potrzebowałem nic więcej. Nie miałem gwarancji, że większa moc pozwoliłaby mi wtedy ocalić Trish.
Uderzyłem Ray Sphere z całą mocą. Powstał potężny wir, który zaczął wciągać wszystko wokół. Jakby cała otaczająca nas rzeczywistość zaczynała się zakrzywiać i znikać. John stał za blisko. Powstała energia porwała go i zdezintegrowała przy krzykach agonii. Za swoje bohaterstwo i rozsądek zapłacił najwyższą cenę. Ani po nim, ani po artefakcie nie został najmniejszy ślad.
Pojedynek z Kesslerem
Kessler musiał widzieć całą tę sytuację. Zadzwonił rozczarowany. Sugerował, że odrzuciłem szansę na potężną moc, która może być mi bardzo potrzebna. Nie odbierałem tego w ten sposób. Tu nie chodziło o mnie i w końcu to zrozumiałem. Najważniejsze było bezpieczeństwo tego miasta i tych ludzi, co mogłem zagwarantować, usuwając lidera First Sons z powierzchni ziemi. Zaśmiał się tylko na moją groźbę i zaprosił na spotkanie w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło. Przy budynku Staton.
Wielki krater i wszechobecna pustka przypominały tamten dzień. Nieprawdopodobne zniszczenia wywołane wybuchem, który dla wielu mieszkańców rozpętał piekło na ziemi. To tu narodziłem się na nowo. Kessler miał w tym swój udział. Skojarzyłem jego głos. Usłyszałem go wtedy, kiedy odzyskałem przytomność. Był tam i wszystkiemu się przyglądał. Wypowiedziane ze spokojem „zawsze byłem przy tobie” mogłoby zmrozić krew w żyłach, ale w moich ona się gotowała.
Spodziewałem się, że to może być najtrudniejsze starcie, jakie przyszło mi stoczyć w ostatnich tygodniach. Nie pomyliłem się. Kessler był niesamowicie szybki. Trudno było go trafić. Miał też w zanadrzu spory arsenał sztuczek. Tworzył swoje widmowe klony, które wprowadzały chaos na polu walki. Posyłał fale uderzeniowe, które wytrącały mnie z równowagi. Potrafił wyrzucić też w moją stronę potężny i dotkliwie raniący strumień energii.
Ale był przy tym też bardzo przewidywalny. Szybko odczytałem jego taktykę i dostosowałem swoją. Teren naszej bitwy mi sprzyjał. Zewsząd wystawały druty, z których nadał strzelał prąd. Mogłem wykorzystywać pełnię swoich mocy, nie bojąc się, że zabraknie mi sił na kolejny pocisk energetyczny czy granat. Zacząłem wygrywać, więc Kessler przestał grać czysto. Może nigdy nie zamierzał. Przyzwał drony bojowe, które tylko skomplikowały sytuację, obrzucając mnie granatami. Skupiłem się na nich, a kiedy zostaliśmy we dwóch, rzuciłem się z całą siłą na zakapturzonego wroga. Po kilku chwilach celny atak energetyczny zwalił słabnącego przywódcę First Sons z nóg.
Poznaj prawdę, Cole
Dopadłem do niego, kiedy tylko nadarzyła się taka możliwość. Zwarliśmy się w uścisku, jak jakiś czas temu zrobiłem to z Sashą. Chwyciłem dłonią jego twarz i uwolniłem trochę mocy. Prąd sparaliżował go i pozwolił mi posłać w powietrze potężnym podbródkowym. Upadł kilka metrów dalej. Tam też spadły błyskawice, które sprowadziłem na niego, wierząc, że dokończą dzieła.
Zbliżyłem się do leżącego na ziemi mężczyzny w kapturze, który pluł krwią. Spodziewałem się gorzkiego pożegnania lub jakiejś groźby, ale wycharczał tylko „przepraszam cię, Trish”, po czym wykorzystał moje osłupienie i rzucił się naprzód. Uchwycił moją twarz, wbijając kościste palce w skórę. Poznałem jego historię. Jego skrywane do tej pory z taką uwagą sekrety.
Zobaczyłem jego nemesisa. Bestię, która pojawiła się na świecie z myślą, by unicestwić wszystko, co żywe. Kessler miał szansę stawić jej czoła, ale wybrał rodzinę. Zbiegł z ukochaną i dwójką dzieci, chcąc ich ukryć. Dał im kilka lat życia. Bestia nie znalazła nikogo, kto mógłby ją powstrzymać. Zniszczyła wszystko na swojej drodze. Kiedy postawiony pod ścianą zdecydował się stanąć do walki, było już za późno, by zapobiec tragedii. Kessler mógł tylko rozpaczać, żegnając utraconych bliskich.
Spróbuj zmienić historię
To wtedy podjął desperacki krok. Wykorzystał swoją najnowszą i najbardziej niebezpieczną umiejętność, by cofnąć się w czasie i zmienić historię. Przejął kontrolę nad First Sons i przyspieszył budowę Ray Sphere. Opracował misterny plan, który miał pomóc mu uratować w przyszłości bliskich. Jedynym elementem, który przypominał mu o utraconym życiu i napędzał do działania było zdjęcie. Fotografia ze ślubu, na której widać go w garniturze u boku świeżo poślubionej żony, Trish i ze świadkiem, którym był Zeke.
Stałem osłupiały, pozwalając mózgowi osadzić informacje, które właśnie otrzymał. Kessler i ja to jedna i ta sama osoba. Wrócił po to, by aby uformować mnie na zbawiciela, który miał ocalić świat. Był gotów zrobić to za wszelką cenę, bez względu na konieczne do podjęcia decyzje. Posunął się nawet do zamordowania swojej ukochanej. Mojej ukochanej. Naszej ukochanej. A wszystko po to, by w momencie próby mojego osądu nie zaćmiły emocje.
Kessler upadł, a jego ciało opuściło życie. Spojrzałem na niego ostatni raz. Na swoje przyszłe ja. Czułem, jak narasta we mnie gniew. Nienawidziłem w nim wszystkiego, ale jednego byłem pewien. Kiedy nadejdzie czas, będę gotowy na próbę, na którą starał się mnie przygotować.
KONIEC?
—
InFamous to opracowana przez studio Sucker Punch i wydana w 2009 roku produkcja z otwartym światem, w którym możemy zostać zbawcą lub katem Empire City. Utrzymana w stylistyce łączącej elementy komiksowe i bliskie rzeczywistości przedstawiania świata, zabiera nas w intensywną podróż u boku Cole’a McGratha, który pewnego dnia przypadkowo zyskuje nadludzkie moce. O tym, co z tego wynikło mogłeś przeczytać w mojej serii publikowanej w Gralingradzie. Dzięki za wspólną podróż przez pierwsze InFamous i już teraz zapraszam na kontynuację, którą zamierzam relacjonować w 2025 roku.
Podoba Ci się moja twórczość i ten blog? Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Jeśli doceniasz moją twórczość, postaw mi kawę, która pomoże mi odkopywać i przypominać kolejne klasyki z przepastnej biblioteki historii gier! Dzięki z góry!