GRID Autosport #8: Team Kicker wita
Kibice zgromadzeni na trybunach Autosport Raceway byli szczerze rozczarowani. Liczyli na pokaz wysokiej klasy driftingu, a przy okazji na zwycięstwo jakiegoś Amerykanina. Usłyszeć hymn państwowy po kilkudziesięciu minutach rozrywki? Wielu właśnie tak widziało idealny plan na ten dzień.
Ambicje Huntera Greena
McKane musiał się wycofać. Małym pocieszeniem był fakt, że w jego miejsce wskakiwał rodak, Hunter Green. Zawodnik może niezły, ale też mający zdecydowanie zbyt rzadko przebłyski geniuszu. Z ostatniej czwórki jemu dawano najmniejsze szanse.
Green poczuł, że ma coś do udowodnienia. Chciał sprawić przyjemność fanom i pokazać, że w trudnej sytuacji potrafi unieść ciężar wyzwania. Może nie był tak utalentowany jak McKane, ale też potrafił poszaleć za kółkiem silvy S15. Wspinając się na wyżyny, wykręcił wynik 1 578 570 i pokonał bezpośredniego rywala, Dimitrija Iliuka o prawie 90 000 punktów.
Tłum wiwatował. Słyszał swoje nazwisko, widział podskakujących i machających flagami ludzi. Był z siebie dumny, ale wiedział, że przed nim jeszcze najważniejszy sprawdzian. I wtedy właśnie Brucevsky wyjechał na tor z Leo Garnierem. To był przejazd z innej planety, coś widzianego na żywo raz na kilkanaście miesięcy. Płynny, precyzyjny, efektowny pokaz umiejętności wyceniony na ponad dwa miliony punktów.
Tłum przez krótki moment stał w osłupieniu, a potem zaczął wiwatować. Narodowość przestała mieć znaczenie w obliczu tak niezwykłego wyczynu. Wszyscy cieszyli się, że byli świadkami czegoś tak niesamowitego.
Finał do zapomnienia
Z Greena uszło powietrze. Jakby ktoś złośliwie odebrał mu całą skrupulatnie wypracowaną pewność siebie i brawurę. Finał miał być wielkim wydarzeniem, ale rozczarował. Brucevsky za dużo myślał za kółkiem, próbując przypomnieć sobie poprzedni przejazd, a Hunter wyjechał do zmagań bez tej siły, którą zaprezentował w półfinale. Polak wygrał, ale wyniki nie były spektakularne.
– Jak tak dalej pójdzie, to cię nie wypuszczą z Ameryki – zaśmiał się Anthony. – Świetny debiut, chłopaku, nie pamiętam nikogo, kto tak zaczynałby przygodę z driftem. Masz jeszcze trochę do nauczenia, ale ten przejazd za dwa miliony pokazał, że będzie na czym budować.
Na zakończenie rywalizacji cała stawka wyjechała do Malezji. Tor Sepang w wariancie północnym i kolejna czasówka, miały rozstrzygnąć kwestię mistrzostwa w Import & Muscle Open. Niewiele osób przywiązywało wagę do klasyfikacji generalnej. Kibice przyszli po prostu pooglądać sportowe samochody śrubujące czasy na słynnym torze.
Składanie okrążenia
I znów karty rozdawali młodzi kierowcy z Touring Car Class C. Doświadczeni przeciętniacy z innych teamów mieli prawo czuć zazdrość, widząc młodzików, którzy tak bezczelnie pokazują im miejsce w szeregu. Choć bardzo chcieli, nie byli w stanie ich powstrzymać.
Brucevsky na treningu szybko dostrzegł różnicę. Nissan Silva grzecznie trzymał się toru i był zupełnie innym samochodem niż camaro SS. To było auto, któremu mógł zaufać. W zmaganiach jednak nie potrafił zrobić z tego użytku. Popełniał głupie błędy i psuł sobie wyniki na kolejnych kółkach, plasując się gdzieś w środku stawki. Na szczycie tymczasem sekunda po sekundzie poprawiał się McKane.
I wtedy, na finałowym okrążeniu mistrzostw, Polak wreszcie złożył czas, który był reprezentatywny. Jako jedyny zszedł poniżej 1:09. Konkurenta z drugiej lokaty pokonał o mniej niż jedną dziesiętną.
„Mr 4” zaczynał wygrywać.
Niespodzianka od agenta
Massimo zamierzał wykorzystać niezłą formę podopiecznego i nie pozwolić mu na odpoczynek, który mógłby skutkować wytraceniem rozpędu.
Polski kierowca właśnie wymeldowywał się z hotelu. Miał już kupiony bilet na samolot, który miał zabrać go do Europy. Ostatnie tygodnie były nawet intensywne i nie pogardziłby teraz chwilą na relaks. Los miał inne plany.
– Gdzie jesteś? – agent zapomniał o przywitaniu.
– Jadę na lotnisko. Dzięki w ogóle za ten angaż do…
– Gdzie lecisz?
– …Razera…do Polski, a co?
– Żadna Polska, przebukuj bilet na Stany i odezwij się jak tam wylądujesz.
– Ale o co chodzi? – Brucevsky był wyraźnie skonsternowany.
Odpowiedziała mu już tylko cisza. Bovo był przynajmniej na tyle miły, że podesłał jeszcze SMS-em informację „San Francisco”, żeby chociaż wiedział, na jakie z wielu amerykańskich lotnisk powinien w domyśle trafić.
Team Kicker wita
Choć Brucevsky wyobrażał sobie pierwsze miesiące swojej kariery inaczej, na pewno dużo spokojniej, nie zamierzał narzekać. Dostawał kolejną szansę, a po nerwowym wyczekiwaniu na jakikolwiek angaż przed paroma miesiącami, nie miał prawa marudzić, że dostaje jedną propozycję za drugą. Z taką myślą i dużą motywacją wylądował ponownie w Stanach Zjednoczonych.
Jak się okazało, agent załatwił mu udział w Alpinestars Street Circuit Open, a więc cyklu pokazowych wyścigów na ulicach miast. Trudne tory, stuningowane samochody, bezpardonowa walka o zwycięstwo. Im dłużej wczytywał się w maila z instrukcjami, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że na takim polu dużo zyska przed powrotem do serii Touring Car.
Umowa związała go na kilka tygodni z zupełnie nowym pracodawcą. Tym razem trafiał do jaskrawożółtego Team Kicker, gdzie miał pościgać się za kółkiem wolkswagena golfa oraz subaru BRZ, partnerując doświadczonemu Minato Yoshidzie. Mający lata praktyki w street racingu, zbierane po części jeszcze w ramach niezgodnych z prawem nocnych zmagań po niektórych metropoliach, Japończyk był mocnym punktem stawki i drużyny. Brucevsky na pewno będzie musiał się postarać, by nieźle wypaść na takim tle.
Na lojalność przyjdzie czas
Coś tylko nie dawało mu spokoju. To obecność Razer Motorsport na liście konkurentów. Czemu zmieniał barwy, a nie reprezentował składu, w którym wcześniej wypadł przecież nie najgorzej?
– Tak już wyszło. Razer nie miał wolnego fotela, Kicker miał. Ty się nie przejmuj takimi bzdetami, od tego masz mnie. Ty masz jeździć i wygrywać – Massimo konkretnie odpowiedział na wątpliwości klienta.
– Jasne, rozumiem. Po prostu wolę być lojalny, jeśli mogę – próbował się wytłumaczyć kierowca.
– Na razie to ty jesteś chłopakiem na dorobku i musisz walczyć o każdą miejscówkę. Na bycie lojalnym przyjdzie czas, jak coś zaczniesz znaczyć w branży.
– Mhm.
– No, to się rozumiemy. Daj im popalić, ciao!
Pierwszy streetracingowy test czekał na ulicach San Francisco. O nim jednak już w następnym odcinku.
GRID: Autosport to kolejna odsłona wyścigowego cyklu od ekspertów gatunku ze studia Codemasters. Tytuł jest duchowym spadkobiercą serii TOCA i pozwala wkroczyć w świat motorsportu, by sprawdzić się w szeregu różnych zawodów. Jak wypada gra i na co pozwala w trybie kariery? O tym przeczytasz w fabularyzowanej relacji w Gralingradzie!
Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli przyjemnie czytało Ci się tę karierę – postaw mi kawę, przyda się przed następnymi zawodami. 🙂
<—- Poprzednia relacja z GRID Autosport: Import & Muscle Open
GRID: Autosport i zmagania w Alpinestars Street Circuit Open —->
<— Zacznij lekturę od pierwszego odcinka opowieści z GRID: Autosport