GRID Autosport #9: W golfie na ulicach miast
Podkręcony volkswagen golf w jaskrawożółtym malowaniu Team Kicker był zagadką, ale to nie samochód najbardziej niepokoił Brucevsky’ego. Polski kierowca miał sporo obaw przed streetracingowym debiutem w San Francisco w ramach AlpineStars Street Circuit Open.
Start z końca stawki
Nieznany samochód, wymagający tor z dziewięćdziesięciostopniowymi zakrętami, a do tego doświadczony w ulicznych zmaganiach partner, Japończyk Minato Yoshida, który od wielu lat rywalizował w Tokio i innych metropoliach w różnych rejonach globu. Brucevsky dopiero co zachwycił wszystkich, ale teraz musiał znowu skoncentrować się i wspiąć na wyżyny umiejętności, bo jego potencjał miał właśnie zostać po raz kolejny precyzyjnie zweryfikowany.
Trening nie przyniósł ukojenia nerwów. Golf prowadził się przyjemnie, był małą i zwrotną zabawką, ale mijany wrak rozbitej maszyny Oakley Motosport przypomniał zawodnikowi z Polski, że wystarczy jeden mały błąd, by też zezłomował swój pojazd na bandzie. Na domiar złego czekała go zażarta walka o pozycje, bo zgodnie z zasadami street racingu, kierowcy startowali w odwrotnej kolejności w stosunku do klasyfikacji generalnej mistrzostw. W pierwszym wyścigu o rozstawieniu decydował o los i nie był on sprzymierzeńcem Team Kickera. Obaj kierowcy rozpoczynali zmagania w San Francisco na miejscach jedenaście i dwanaście, w ogonie stawki.
Chcąc coś ugrać w debiucie, Brucevsky musiał więc wyprzedzić na torze kilkunastu konkurentów, znajdując sobie odpowiednie miejsca do ataku na krętym i technicznie trudnym torze. Doświadczenia zebrane podczas pierwszych zawodów samochodów turystycznych mogły się przydać.
– Skróćmy przełożenia i niech auto będzie trochę miększe, bo potrzebujemy niezłego tempa w zakrętach – zasugerował Polak po treningu, a ekipa z uznaniem pokiwała głową. Inżynierowie sami mieli coś podobnego zaproponować na bazie odczytów z analityki.
Start na trójkę
Odpowiednio ustawiony golf wyruszył do walki w San Francisco w sobotnie popołudnie. Tego dnia obaj kierowcy Team Kicker prezentowali niezłą dyspozycję i obok mini cooperów Ravensportu byli najaktywniejsi w całej stawce. Brucevsky jechał na granicy ryzyka i twardo rozpychał się na torze, zostawiając ślady żółtego lakieru w wielu miejscach. Nie przejmował się tym. Uznał, że w ulicznej rywalizacji trzeba pracować łokciami, jeśli chce się cokolwiek wywalczyć. Inżynier w słuchawce nie komentował kolizji z konkurentami, skupiając się na podawaniu danych o miejscu, konkurentach i upływających okrążeniach.
Mknący ku mecie golf na ostatnim kółku był wiceliderem, ale wtedy Brucevsky popełnił błąd i przytarł bandę, uszkadzając przednie zawieszenie. Volkswagen ucierpiał i przestał być tak przyjemny w prowadzeniu. Trudności w utrzymaniu optymalnej linii jazdy sprawiły, że Polak nie był w stanie obronić się przed nacierającym De Jongiem z Ravensport. Zajął trzecie miejsce. Jego partner był ósmy, bo utknął w kolumnie pojazdów jadących jednostajnym tempem.
To był dobry początek. Włodarze Team Kicker mieli powody do zadowolenia, a humory jeszcze poprawiły się po drugiej rundzie w Waszyngtonie. Dla Brucevsky’ego wizyta w stolicy była kolejnym intensywnym przeżyciem. Wyróżnikiem toru był szybki prawy zakręt z blisko ustawioną bandą. Podobne rozwiązanie Polak kojarzył ze słynnego toru w Kanadzie, na którym regularnie mierzyły się bolidy Formuły 1.
Japońskie coupe
Zawody były prowadzone w intensywnym tempie. Krótka pętla, którą pokonywało się w mniej niż czterdzieści pięć sekund, duża średnia prędkość i sporo okazji do wyprzedzenia czy błędu. W takich warunkach zyskują kierowcy z doświadczeniem, ale tego dnia w Waszyngtonie ta teza nie została potwierdzona. Wygrał McKane jadący w barwach Ravensportu, za nim uplasował się Yoshida. Brucevsky był czwarty, popisując się kilkoma udanymi manewrami. Po tych zmaganiach polski kierowca był na szczycie klasyfikacji cyklu, a Team Kicker zajmował pierwsze miejsce ex auquo z Intel Motorsport w rankingu konstruktorów.
Stawka opuszczała Amerykę i żegnała się z hatchbackami. Na kolejne dwa tory wszyscy przesiadali się w modele coupe. Dla reprezentantów Team Kicker oznaczało to zmianę z volkswagenów golfów na subaru brz. Polak zawsze był większym fanem japońskich maszyn, ale teraz nie czuł ulgi i zadowolenia. Dopiero co zaczął poznawać golfa i lepiej go wyczuwać, a tu już trzeba było wszystkiego uczyć się od zera na nowo.
Subaru było pojazdem o innej charakterystyce, mniej zwinnym, ale za to wydawało się, że potulniejszym. Łatwiej było zapanować nad jego mocą i przewidywać zachowanie na trasie. To okazało się przydatne w Dubaju, gdzie stawkę zawodów czekał tor Hattan, na którym samochody mknęły między innymi po promenadzie ze zdradliwie ustawionymi bandami. Szybko okazało się, że trasa jest wyjątkowo niewdzięczna dla kierowców planujących wyprzedzanie. Znalezienie miejsca do bezpiecznego ataku było praktycznie niemożliwe, więc chcąc zyskiwać pozycje, należało się agresywnie przebijać i rozpychać. Subaru BRZ mocno tego dnia ucierpiało, a i tak Brucevsky zdołał awansować z dwunastej na zaledwie szóstą lokatę. W Team Kicker narzekano na tor, a w Oakley tymczasem świętowano pierwszy dublet od dawna.
Ravenwest w Barcelonie
Powodów do zmartwień nie miał też Ravenwest, który nadrobił wystarczająco wiele punktów, by przed ostatnimi zawodami okupować miejsca 1 i 3 w klasyfikacji kierowców. Faisal Mahmoud miał punkt przewagi nad Brucevskym. Nathan McKane tracił do nich odpowiednio trzy i dwa oczka. Plan faworytów na Barcelonę był dość dobrze sprecyzowany i klarowny.
Mieszkańcy stolicy Katalonii stłoczyli się wokół głównej ulicy, która gwarantowała najlepszy widok mknącej stawki. Tor był malowniczy, szybki i efektowny. Rzucał też spore wyzwanie, bo podobnie jak wszystkie inne miejskie trasy, groził mocno zawężającymi pole manewru bandami. Wszyscy wyczekiwali na ostatni akord rywalizacji, w której trzech kierowców nadal miało szansę na końcowy triumf.
Po starcie Mahmoud i Brucevsky rzucili się na siebie i skupili na rywalizacji koło w koło. Dali zaskakująco dużo wolności McKane’owi, który szybko zaczął budować przewagę i przesuwać się w górę klasyfikacji. Być może zapewniłby sobie łatwo zgarnięty tytuł, gdyby pod koniec pierwszego kółka jadący agresywnie Mahmoud nie popełnił kosztownego błędu, który zepchnął go o kilka lokat i doprowadził do uszkodzeń samochodu. Brucevsky mógł skupić się na ściganiu, a dzięki krótkim przełożeniom i dobremu wyczuciu łuków, zaczął szybko nadrabiać stracony dystans.
McKane nie był amatorem, ale tego dnia jechał po prostu wolniej od Polaka. Swoje miejsce stracił na ostatnim łuku i mógł tylko pluć sobie w brodę, że zbyt wcześnie zaczął jechać asekurancko. Zbudowana przewaga okazała się zbyt mała, żeby zapewnić mistrzostwo w krótkim cyklu AlpineStars Street Circuit Open. Amerykanin był wściekły, ale zamierzał wyciągnąć wnioski na kolejne starcie z polskim konkurentem.
Tymczasem Brucevsky świętował dość niespodziewane mistrzostwo. W stawce konstruktorów odnotowano ten fakt. Postanowiono uważniej przyglądać się postępom kierowcy, który w tak krótkim czasie zaczął robić tak dużo zamieszania.
GRID: Autosport to kolejna odsłona wyścigowego cyklu od ekspertów gatunku ze studia Codemasters. Tytuł jest duchowym spadkobiercą serii TOCA i pozwala wkroczyć w świat motorsportu, by sprawdzić się w szeregu różnych zawodów. Jak wypada gra i na co pozwala w trybie kariery? O tym przeczytasz w fabularyzowanej relacji w Gralingradzie!
Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli przyjemnie czytało Ci się tę karierę – postaw mi kawę, przyda się przed następnymi zawodami. 🙂
<—- GRID: Autosport – jak zacząłem w Team Kicker
GRID Autosport: Wracam do samochodów turystycznych —->
<—- Zacznij lekturę od pierwszego odcinka opowieści z GRID: Autosport