Assassin’s Creed #10: U bram raju?
Al-Masyaf powitało Altaira ciszą. Wioska u stóp góry, na której zbudowano siedzibę zakonu, była opuszczona. Asasyn wiedział, że wydarzyło się coś złego. Napotkanie zagubionego mężczyzny w obdartych szatach, który bredził bez sensu, potwierdziło najgorsze przypuszczenia. Al-Mualim wezwał wszystkich do twierdzy, co nie wróżyło nic dobrego.
Zabójca ruszył pędem ku twierdzy zakonu. Wspinając się po ścieżkach prowadzących po zboczu, mijał nielicznych mieszkańców, którzy powtarzali w kółko te same słowa. „Błogosławiony niech będzie nasz mistrz, który zaprowadził nas ku światłu!”. Jeszcze kilka godzin temu Altair był gotów poświęcić życie dla wieloletniego mentora. Teraz widział, jak na jego oczach kruszeje i rozpada się jego budowany latami wizerunek, zgodnie ze słowami Roberta de Sable’a. Wszystkie te kłamstwa, które słyszał, nie pochodziły z ust templariuszy. Ich autorem był Al-Mualim.
Najcięższe uderzenia
Z zamyślenia wytrąciły go okrzyki współbraci, którzy wybiegli mu naprzeciw i zatarasowali drogę.
– Zabić zdrajcę! – krzyknął jeden z nich, dobywając miecza.
Nie miał wyboru. Do niedawna wierni kompani i zaufani bracia, teraz ginęli od jego ciosów. Obiecywał ich chronić i trwać przy nich niezależnie od sytuacji, a teraz musiał wszystkiemu temu się sprzeniewierzyć. Odpierał ataki i wyprowadzał ciosy odbierające życie. Kolejne ciała w białych kapturach lądowały na ziemi. W ich oczach nie widział światła, a jedynie bezdenną pustkę i to jeszcze zanim twarze zastygły w pośmiertnym grymasie. Był zmęczony, już tak bardzo zmęczony, ale nie ustawał. Rozprawił się z pierwszymi grupami napastników i spojrzał w górę ścieżki, gdzie zaczęli zbierać się następni zmanipulowani członkowie zakonu. Wszystko wskazywało, że kolejnego starcia już nie wygra.
Ratunek nadszedł z niespodziewanej strony. Malik i kilku wiernych, nadal świadomych asasynów wykorzystało noże, by unieruchomić pozostałych atakujących.
– Altairze, tutaj! – zawołał Malik.
– Wybrałeś idealny moment, by się zjawić – asasyn odparł z wyraźną ulgą w głosie. – Bądź ostrożny, Al-Mualim nas zdradził.
– Nas i templariuszy. Dotarłem do dziennika de Sable’a, który otworzył mi oczy. Od początku prowadził nas tak, byśmy oddali mu Ziemię Świętą pod kontrolę!
– Uważaj, Maliku. Zobacz, co zrobił z naszymi braćmi. Musisz trzymać się od niego z daleka.
– Co proponujesz? Nadal możemy walczyć!
– Dobrze więc, stwórzcie dywersję. Może w ten sposób uda się mi dotrzeć do Al-Mualima.
– Zrobię, o co prosisz.
– Maliku… ludzie, z którymi się mierzymy nie myślą samodzielnie. Spróbuj ich nie zabijać.
– Tak, rozumiem. Al-Mualim mógł wyrzec się naszego kredo, ale nie znaczy to, że my też mamy.
– Pokój i bezpieczeństwo z Tobą.
– Twoja obecność nam je zapewni – odparł Malik, a następnie polecił towarzyszom ruszać na tyły twierdzy.
Spotkanie w ogrodzie
Altair ruszył do wejścia głównego. Wokół stali jego współbracia, milczący i z wzrokiem zasnutym mgłą. Niczym posągi, bez ruchu i życia, odprowadzali Altaira ku sercu zakonu. Pokonał korytarz i dotarł do ogrodu. Otaczały go pustka i cisza tak głębokie, jak nigdy wcześniej.
Skupionym wzrokiem starał się wypatrzeć mistrza pośród kolumn, drzew i krzewów. Wtem poczuł przygniatający ciężar, jakby tysiące kamieni spadło na jego ciało. Nie mógł się poruszyć. Nawet jeden palec nie chciał posłusznie wykonać polecenia, które zlecił mu rozum.
– Co się dzieje?! – zapytał równie wściekły, co przerażony.
– A więc uczeń powrócił! – znajomy głos napłynął z góry. – Co mam z tobą uczynić?
– Wypuść mnie.
– Ach, Altairze! Słyszę gniew w twoim głosie, wręcz mogę go tutaj poczuć. Wypuścić cię? To byłoby nierozsądne.
– Dlaczego to robisz?
– Znalazłem dowód! W końcu znalazłem potwierdzenie, że nic nie jest prawdą, a wszystko jest dozwolone! – wymawiając te słowa, Al-Mualim uniósł dłoń, w której mocno ściskał Fragment Raju. Artefakt zajaśniał bladożółtym światłem. – Przybywajcie i zniszczcie zdrajcę!
Duchy zmarłych templariuszy
W tej samej chwili Altaira otoczyły fantomy templariuszy. Dziewięć dusz powróciło, by zemścić się za wyrządzone krzywdy. Zabójca odzyskał kontrolę nad ciałem i dobył miecza. Garnier, Tamir, William, Jubair, Sibrand, a nawet sam Robert ruszyli na niego. On jednak, pomimo tak licznych wysiłków i wszystkich odniesionych wcześniej ran, znów stawił im czoła. Odpierał natarcia, zbijał cięcia z góry i kontratakował, wymierzając celne razy. Po każdym trafieniu duch naprzeciw znikał.
Wkrótce wokół zrobiło się pusto, a ciszę przerywał już tylko oddech ciężko dyszącego asasyna.
– Zmierz się ze mną, jeśli nie brak ci odwagi! – rzucił w przestrzeń, licząc na sprowokowanie człowieka, który przez cały ten czas go oszukiwał i wykorzystywał.
– Stałem przed tysiącem mężczyzn, a każdy z nich był potężniejszy od ciebie! Gdzie dzisiaj są? Nie żyją, zgładzeni z mojej ręki! Nie mam powodów, by się bać!
– Udowodnij swoje słowa.
– Czego mógłbym się bać, dysponując taką mocą? – Al-Mualim znów użył potęgi artefaktu, ale tym razem stworzył fantomy swojej własnej postaci.
Wolna wola
Altair zacisnął dłoń na rękojeści miecza i ruszył do walki. Napędzany żądzą zemsty, rozprawił się ze zjawami i dopadł do mistrza, który w tej samej chwili obezwładnił go za pomocą Fragmentu Raju.
– Ostatnie słowo? – zapytał, uśmiechając się pod nosem.
– Nie zdołasz zwyciężyć. Przybędą kolejni, by stawić ci czoła – odparł Altair, próbując usilnie uzyskać kontrolę nad własnym ciałem.
– Dlatego też dopóki istnieć będzie wolna wola, dopóty nie możemy myśleć o pokoju.
– Powiedz mi, mistrzu, czemu mnie też jej nie pozbawiłeś? – nawet wypowiadanie słów przychodziło zabójcy z coraz większym trudem.
– To, co robisz jest ściśle powiązane z tym, kim jesteś. Odbierając ci jedno, zabierałem też sobie narzędzie do zabicia tych wszystkich templariuszy – wyjaśnił mistrz, a z jego głosu biło zadowolenie. – Ale muszę przyznać, że próbowałem. Okazałeś się wyjątkowo odporny i przejrzałeś iluzję.
– Iluzję?
– Wszystko jest i zawsze było tylko iluzją! Skarb templariuszy, ten artefakt, słowo Boże! Nie widzisz tego? Morze Czerwone nigdy się nie rozstąpiło, a woda nigdy nie stała się winem! Wszystko było tylko iluzją!
– Ty też próbujesz stworzyć iluzję, zmuszając ludzi, by podążali za tobą wbrew swojej woli!
– A czym to się różni od tych fantomów, za którymi teraz podążają i za których giną Saraceni i krzyżowcy? Oni wszyscy już żyją w świecie iluzji.
– Ale przynajmniej sami wybrali te fantomy.
– Ach, ale czy na pewno, Altairze?
– To nie jest właściwe.
– Ach, więc w końcu poddałeś się emocjom i przestałeś myśleć logicznie. Jestem rozczarowany.
– Co więc się stanie?
– Nie podążysz za mną, a ja nie mogę cię przymusić.
– A ty nie zrezygnujesz ze swojej intrygi! – Altair poczuł, jak narasta w nim gniew.
– Będę za tobą tęsknić. Byłeś moim najlepszym uczniem.
Wybór Altaira
Altair jakimś sposobem odzyskał kontrolę nad swoim ciałem. Znów przeciwstawił się mocy artefaktu. Ruszył na Al-Mualima, ale jak tylko zbliżał się do niego, nauczyciel znikał, osłabiając ciało swojego ucznia.
– Byłeś i będziesz zawsze ślepcem, Altairze! – krzyknął coraz bardziej poirytowany przywódca zakonu asasynów.
– Moje ostrze widzi za to dobrze i poprowadzi mnie przez ciemność.
Altair zdołał odnaleźć skrywającego się w ogrodzie Al-Mualima i wymierzyć celny cios. Ostrze zagłębiło się w ciele, a oczy obu mężczyzn spotkały się.
– To niemożliwe. Uczeń nie ma prawa zwyciężyć mistrza!
– Laa shay’a waqi’un moutlaq bale kouloun moumkine.
– Na to wygląda. Zwyciężyłeś, odbierz swoją nagrodę.
– Powinna zostać zniszczona.
– Zniszczyć jedyną rzecz, która zdoła powstrzymać kolejne krucjaty i zaprowadzić pokój? Nigdy! – odparł słabnącym głosem Al-Mualim, spoglądając łapczywie na artefakt leżący kilka metrów poza zasięgiem jego rąk.
– W takim razie ja to zrobię.
– To się okaże.
Altair odwrócił się i zrobił kilka kroków w stronę Fragmentu Raju. Artefakt znowu zaczął jaśnieć. Oczom asasyna ukazał się obraz planety Ziemia, która wolno obraca się wokół własnej osi. W umyśle odezwał się głos mistrza. „Włożyłem całe serce w zdobywanie wiedzy, ale też poznanie szaleństwa. Odkryłem, że to też była zaledwie mrzonka. Tam, gdzie jest duża wiedza, jest też ogromne cierpienie. Ten, kto ją zdobywa, skazuje się też na wieczne potępienie”.
– Zniszcz go, jak zapowiedziałeś! – krzyk mistrza przeszył ogród na tyłach twierdzy.
– Ja… ja nie mogę! – odrzekł bezsilny Altair.
– Możesz. Tylko nie chcesz.
KONIEC
Assassin’s Creed to pierwsza odsłona serii, która dzisiaj jest jedną z najpopularniejszych marek w branży gier. Opowieść o cichych zabójcach rozpoczęła się wraz z przygodą Altaira z 2007 roku. Powrót do niej okazał się przyjemny, choć miał też swoje gorsze strony. Mam nadzieję, że bawiliście się dobrze, wspominając losy Altaira w kolejnych odcinkach tej relacji spisywanej jako opowiadanie.
Po więcej treści z Gralingradu zapraszam na Facebooka, Twittera, Instagrama i YouTube. Możesz też postawić mi kawę, wspierając utrzymanie strony i jej rozwój. Dzięki!
<—- Dziewiąty odcinek opowiadania Assassin’s Creed: Na polach Arsuf