Final Fantasy 7 Remake #4: Pułapka Shinry
Nie bez przyczyny reaktor numer pięć był pozbawiony strażników. Shinra nigdy nie grała czysto, a teraz postanowiła zrobić spektakularny pokaz i upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Nieświadomi niczego Avalanche stali się pionkiem, który tylko pozornie decydował o swoich ruchach. To wielka korporacja od początku do końca decydowała o posunięciach Barreta i spółki.
Shinra reality show
Heidegger z satysfakcją opowiedział o swoim planie, informując nas o trwającej właśnie transmisji, która uświadomi obywateli Midgaru, kim są ci źli terroryści. Poczułem złość, widząc znajomą twarz na hologramie. Nie ze względu na przeszłość. Bardziej z troski o losy tej grupy wariatów, którzy rzucili wyzwanie molochowi, podążając za swoimi ideałami. Biedna Tifa znalazła się tutaj poniekąd przypadkiem, a teraz jej życie zawisło na włosku. Nie mogłem dopuścić, by spotkało ją coś złego.
Jak się okazało plan Shinry zakładał zlikwidowanie nas za pomocą najnowszego wynalazku – potężnego robota wyposażonego w silniki odrzutowe, rozbudowany moduł sztucznej inteligencji i zabójcze bomby o dużym zasięgu. Problem w tym, że maszyna nie przeszła jeszcze wszystkich testów, więc sporo rzeczy mogło w trakcie sprawdzianu w warunkach bojowych zawieść. Zwłaszcza, gdy jeszcze ktoś przyłoży do tego dłoń.
Szukając drogi wyjścia z reaktora, zawitaliśmy przy okazji do kilku pomieszczeń technicznych, z których żołnierze Shinry wysyłali ostatnie moduły do Airbustera. Zdobywając kolejne klucze dostępu, byliśmy w stanie anulować transport części tych istotnych elementów. Barret i Tifa pozostawili mi wybór, których fragmentów chcę się pozbyć. Postanowiłem na moduł SI. Doświadczenia z boju nauczyły mnie, że nawet najlepszy oręż nie zdaje się na nic, jeśli nie umie się go używać. Przypuszczałem więc, że Airbuster stanie się wolniejszy i bardziej przewidywalny, gdy jego komputer pokładowy będzie pracował na dwadzieścia pięć procent.
Bitwa z Airbusterem
Heidegger i prezydent Shinry na miejsce przedstawienia wybrali pomost łączący kilka sekcji reaktora. Zmyślnie. Taka lokalizacja ograniczała nasze możliwości ruchu, a jednocześnie nie hamowała specjalnie mogącego przemieszczać się w powietrzu Airbustera. W oczach Barreta, a zwłaszcza Tify, dostrzegłem wściekłość i ogromną motywację. Poczułem, że możemy zwyciężyć, jeśli tylko damy z siebie wszystko. Ruszyliśmy do boju. W tle batalii przyglądał się temu majestatyczny budynek korporacji, górujący nad całym miastem.
Airbuster rzeczywiście dysponował potężnymi narzędziami mordu, jak bomby i lasery, ale zgodnie z moimi przypuszczeniami, używał ich w bardzo czytelny sposób. Łatwo było uniknąć kolejne ataków, a następnie przypuścić kontratak w dogodnym momencie. Barret naruszał korpus robota kolejnymi salwami z dystansu, a ja z Tifą wymiennie uderzaliśmy z krótkiego dystansu. Wszystko szło idealnie do chwili aż maszyna nie uciekła na kilkadziesiąt metrów, decydując się prowadzić ostrzał artyleryjski. Rozbiegliśmy się, trzymając bezpieczny dystans od siebie. Barret był jedynym, który mógł w tym momencie atakować bez większych zmian, ale wspierałem go, na ile mogłem, czarem Thundary.
Niespodziewanie Airbuster podleciał bliżej, jakby sprowokowany i zirytowany nieskutecznością swoich działań. Wykorzystaliśmy to, by z Tifą podbiec i złapać go w precyzyjnym ataku limitami. Tifa uszkodziła pancerz, a ja trzema cięciami naruszyłem istotne podzespoły. Za moment pojazd nadleciał nad łącznik i targany błyskawicami eksplodował, nim zdążyliśmy się rozbiec. Barret pochwycił Tifę i odciągnął ją wystarczająco daleko, ja tymczasem zawisłem nad przepaścią kilkadziesiąt metrów nad slumsami. Dłoń zacisnęła się na urwanym pręcie, ale wkrótce poczułem, że zaczynam się ześlizgiwać. Ostatkiem sił krzyknąłem do Barreta, by zabrał Tifę i uciekał. Za moment runąłem w dół…
Aerith
Aerith. Parę razy w życiu spotykamy osoby, które w kilka chwil zmieniają nasz świat. Doskonale pamiętam pierwszy raz, gdy zobaczyłem tę drobną kwiaciarkę w różowej sukience o hipnotyzująco głębokich oczach. To właśnie one powitały mnie, gdy odzyskałem przytomność po upadku. Pod plecami czułem miękką otulinę z kwiatów. Podniosłem się i usiadłem, a szybki rzut oka uświadomił mi, że jestem w zniszczonym kościele. Jak przetrwałem długi lot i zderzenie z ziemią? Nigdy się tego nie dowiem, ale mógłbym podejrzewać o udział nadnaturalne siły.
Aerith wyglądała na uradowaną naszym niespodziewanym spotkaniem. Jakby wrócił dawny znajomy, którego nie widziała od lat. Miła atmosfera nie trwała jednak długo. Za moment wrota kościoła otworzyły się, głośno trzeszcząc, a próg obiektu przekroczyli dwaj żołnierze Shinry i członek Turksów, Reno. Rudowłosy pyszałek z przerośniętym ego i misją zabrania Aerith. I tak zostałem ochroniarzem damy, niczym w ckliwym romansie.
Cloud vs Reno
Nie mogłem odmówić pomocy i stanąłem do walki z przekonanym o swoich umiejętnościach agentem korporacji. Reno postanowił błyskawicznie udowodnić, dlaczego czuje się tak pewnie. Uzbrojony w specjalnie zaprojektowaną dla niego pałkę, był jednym z najszybszych ludzi, jakich kiedykolwiek widziałem. Poruszał się zwinnie, gibko i w sposób trudny do przewidzenia. Moje otępiałe po upadku ciało nie nadążało. Przyjmowałem kolejne razy, tylko utwierdzając przeciwnika w poczuciu wyższości.
W końcu jednak umysł wojownika wybudził się ze snu. Zorientowałem się, że biegając za Reno, jak kot za myszą, narażam się tylko na śmieszność i bolesne kontry. Przeszedłem więc na styl Punishera i opanowałem emocje. Skoncentrowałem się i przyjąłem kolejny atak na gardę. Tym razem to ja wyprowadziłem celną kontrę. Turks pomyślał, że to tylko przypadek, ale zaraz udowodniłem mu, że stracił już swoją przewagę. Po kilku kolejnych ciosach upadł na kolano, ciężko dysząc. Wiedział już, że Soldier klasy 1 to dla niego za wysokie progi.
Ucieczka przez strych
Niespodziewanie w kościele pojawiły się zjawy, wywołując zamieszanie. Aerith zawołała mnie i ruszyliśmy na tyły budynku, szukając drogi ucieczki. Przez moment sądziłem, że to kiepski pomysł, bo damy się wystrzelać żołnierzom Shinry jak kaczki, ale okazało się, że z jakichś względów nie mogli używać przeciwko nam broni, by nie ryzykować zranienia dziewczyny. Jeden z rekrutów o tym najwyraźniej zapomniał i kilka kul świsnęło koło naszych głów. Aerith straciła równowagę i spadła na dół. Zjawy jakby rzuciły się jej na ratunek, a ja zyskałem chwilę, by zrzucić żyrandol i otworzyć jej drogę ucieczki schodami.
Wykorzystując moment, wydostaliśmy się na strych. O dziwo, Reno zrezygnował z pościgu. Wszystko to wydawało się mi wtedy trudne do zrozumienia. Aerith nie pozwalała jednak zbyt długo zatopić się w myślach. Nie zapamiętałem jej jako tak gadatliwej i skłonnej do żartów. Ciekawska, owszem, ale i lubiąca wbijać szpilki. Ruszyliśmy razem do zamieszkałej strefy sektora piątego, gdzie znajdował się jej dom.
Długo wyczekiwany remake Final Fantasy VII przedstawia wydarzenia w mieście Midgar, odsłaniając nowe wątki dotyczące losów Clouda i spółki. Zakochany w oryginale, z radością rzuciłem się w wir przygody, z której relacje możecie czytać w Gralingradzie. Kolejne odcinki już wkrótce!
Jeśli nie chcesz przegapić następnej części lub innych opowiadań na bazie gier, odwiedzaj bloga Gralingrad. Możesz też obserwować go na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube lub wspomóc stronę na Patronite. Dzięki!
<— Final Fantasy 7 Remake #3 i atak na reaktor numer 5