PGA 2K21 #2: Szlify w Korn Ferry Tour
Zasady Korn Ferry Tour są całkiem proste. W kalendarzu jest sześć zawodów, w których będę mieć okazję zebrać punkty rankingowe. Jeśli utrzymam się w najlepszej dwudziestce piątce, otrzymam prawo gry w PGA Tour. Awaryjnie mogę jeszcze dostać się tam kuchennymi drzwiami przez play-offy, do których zaproszonych zostanie pięćdziesięciu zawodników notowanych na miejscach 26-75.
Oczywiście pozostaje jeszcze droga dla najlepszych, a mianowicie bezpośredni awans po wygraniu trzech turniejów, ale pomimo niezłych postępów zrobionych podczas Q-School nie wróżę sobie takiego sukcesu. Najpierw muszę poznać poziom prezentowany przez uczestników Korn Ferry Tour, a pierwsza okazja ku temu to TPC Deere Run.
Walka ze stresem
Teoretycznie nie zmienia się nic. Jest nowe pole golfowe, są zachowujący się grzecznie kibice, jest trzymany pewnie w dłoniach driver i dołek oddalony o kilkaset metrów. Niewielki wiatr nie powinien zbyt mocno wpływać na lecącą piłeczkę, co powinno ułatwić zadanie. A jednak wewnętrznie, podświadomie, czuję niepokój. Stres daje o sobie znać. Ścisk w żołądku nie ułatwia miarowego oddychania, a napięte mięśnie zwiększają ryzyko błędu. Nie przypominam w niczym gracza, który tak udanie zakończył Q-School.
Trzy pierwsze dołki są męczarnią. Szczęśliwie kończę każdy z parem, unikając błędów. Zaczynam łapać rytm i czuć się lepiej, co przekłada się na lepsze uderzenia. Trzy kolejne birdie dodają spokoju i niespodziewanie wynoszą mnie na drugą lokatę w klasyfikacji zawodów. Staram się nie myśleć o udanej serii, kiedy dwa kolejne dołki kończę o jedno uderzenie przed parem. Jestem na szczycie rankingu, ex aequo z liderem.
Konkurent Carter Casey
Wtedy popełniam ten błąd i zaczynam za dużo myśleć. Kreować w głowie wizję zwycięstwa na otwarcie, czekających mnie wywiadów i szumu medialnego, którym mógłbym wywołać w środowisku golfowym. Zdekoncentrowany fatalnie wybijam piłeczkę w pierwszym uderzeniu na dołku numer dziewięć. Muszę wyratować się z wyższej trawy, czego nie ułatwia bliskie sąsiedztwo drzew. Bogey jest najmniejszym wymiarem kary.
Otrzeźwiająca pomyłka. Seria poszła w niepamięć, a ja znowu skupiony na celu mogę grać tak jak parę chwil wcześniej. Cztery birdie oznaczają, że zostaję samodzielnym liderem TPC Deere Run z wynikiem -8. Teraz każdy kolejny dołek to walka o utrzymanie dobrego rezultatu z nieśmiałymi próbami poprawienia go. Chcę za bardzo i znów jestem niechlujny. Posyłam piłeczkę w bunkier, a na greenie pudłuję w dobrej sytuacji na birdie. Cztery pary z rzędu nie są złym wynikiem, ale Amerykanin Carter Casey szybko nadrabia straty i na ostatnim dołku dochodzi mnie na punkt różnicy. Kibice z uwagą przyglądają się niespodziewanemu pojedynkowi na finał zawodów.
Witaj w Arizonie
Dokładam par, który oznacza, że muszę czekać na ruch konkurenta. Nie udaje mu się poprawić. Słyszę jak spiker wymawia moje nazwisko jako triumfatora pierwszych zawodów w tegorocznym Korn Ferry Tour.
Wykorzystałem tylko nadarzającą się szansę – jedną na milion? A może rzeczywiście mam szansę powalczyć o awans na PGA Tour? Solidna zaliczka punktowa w klasyfikacji generalnej napawa optymizmem, ale weryfikacja przyjdzie dalej. To dopiero początek.
Druga runda to Sand Dune Classic. Sceneria mniej zielona, piaszczysta, jakże typowa dla Arizony. Duże otwarte przestrzenie stają się placem zabaw dla wiatru, który wieje mocno i stara się wpływać na toczone zawody. Nowe wyzwanie, z którym będę musiał się zmierzyć. A uwzględnić też muszę układy dołków, w których fairway, obszar pola z krótko przystrzyżoną trawą, jest przerywany wydmami i bunkrami.
Zaczynam spokojnie od dwóch parów i dwóch birdie. Utrzymując taką formę, powinienem zakończyć zmagania w czołówce i dopisać sobie dodatkowe punkty w klasyfikacji generalnej. Na piątym dołku wzbudzam zachwyt publiczności pięknym birdie z większej odległości na greenie. Takie zagrania zawsze najbardziej interesują kibiców, bo wymagają precyzji i niemałych umiejętności w doborze siły backswingu i downswingu.
Wysoko zawieszona poprzeczka
Skok poziomu trudności jest zauważalny. W Sand Dune Classic kolejne dołki wymagają dużo więcej od uczestników, więc birdie nie trafiają się już tak często. Po dziewięciu dołkach mój wynik punktowy to -4, co daje mi piąte miejsce wśród rywalizujących na obiekcie.
Z przedłużającej się serii uderzeń na par wychodzę dopiero na długim trzynastym dołku, który nominalnie powinienem zamknąć w pięciu uderzeniach. Birdie cieszy, bo zgłaszam swoją kandydaturę do potencjalnego drugiego triumfu w Korn Ferry Tour. Podobnie udanie kończę dołek piętnasty. Dostrzegam pewną zależności – lepiej wychodzą mi dołki, na których par to pięć uderzeń. Daje to więcej przestrzeni na drobne błędy, a w przypadku perfekcyjnych trafień kijem w piłeczkę pozwala pomarzyć o eagle’u lub dopisać sobie na konto birdie.
W tym momencie w klasyfikacji zawodów jestem drugi z -6 na koncie. Prowadzi Carter Casey, który jest na tym samym dołku, ale ma wynik lepszy o dwa punkty.
Tym razem kibice nie mogą się aż tak emocjonować na finale zmagań. Amerykanin dobija do wyniku -10 i buduje sobie bezpieczną przewagę nad wszystkimi konkurentami. Nawet double bogey na koniec nie naraża go na szwank. Nie wykorzystuję jego wpadki, bo sam mam swoje kłopoty na ostatnich dołkach. Zawody zamykam na drugiej pozycji, ex aequo z Hiszpanem Sergio Mendozą. Jestem zadowolony, bo robię kolejny duży krok w stronę awansu do elity.
PGA 2K21 to jedna z wielu odsłon słynnego cyklu, który dla fanów golfa stanowi odpowiednik FIF-y czy NBA 2K. Licencjonowany tytuł pozwala sprawdzić się w zabawie sieciowej, ale też w module kariery, w którym naszymi przeciwnikami są najlepsi z najlepszych. Jak wypadnie w takim starciu totalny laik, który wirtualny kij golfowy trzyma po raz pierwszy od ponad dekady? O tym przeczytasz w relacjach z PGA 2K21.
Nie przegap żadnych materiałów z Gralingradu. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli przyjemnie czytało Ci się tę karierę – postaw mi kawę, przyda się przed następnymi zawodami. 🙂