Moja kariera w PES2017 #32: Jak wyciągnąłem bestię z kapelusza
CF Madrid próbuje utrzymać dotychczasowy kurs na potrójną koronę, potwierdzając wysoką formę w meczach z Arsenalem i Fiorentiną. Brucevsky’emu znacznie pomaga w tym bestia narodzona w klubowej szatni, kat bramkarzy i zmora obrońców prosto z Bliskiego Wschodu.
13 października
Sytuacja w naszej grupie Ligi Mistrzów wyglądała ciekawie. O ile my mogliśmy ze spokojem patrzeć na resztę z sześcioma punktami na koncie, o tyle Arsene Wenger potrzebował szybkiego planu awaryjnego po falstarcie. Jeden punkt zdobyty w dwóch potyczkach komplikował zadanie Kanonierom, którzy przecież chcieli awansować kosztem wielkiej Barcy lub nieopierzonego w Champions League CF Madrid. Wyjazd na Emirates Stadium zapowiadał się więc ciekawie. Niespecjalnie jednak się go obawiałem. Nie po tym, jak dopiero co podbiłem z CFM legendarne Camp Nou.
14 października
Wenger nie przygotował żadnych niespodzianek taktycznych. Robotę mieli zrobić sprawdzeni gracze i przetestowana już niejeden raz w boju formacja. Trochę mnie to zdumiało, bo przecież to właśnie takie podejście kosztowało Arsenal porażkę z Barceloną i remis z Celtikiem. Jak więc, grając to samo, chcieli oni poradzić sobie z nami? Dobre pytanie, ale w gruncie rzeczy nie mój problem.
Na Emirates puściłem mocny skład – na szpicy swoją szansę dostał tym razem Dzalto, który wypadł lepiej na ostatnich treningach niż Hunnam. Eggestein został w domu z racji problemów zdrowotnych. Jako wsparcie dałem Chorwatowi Gojo i Ould-Chikha, a więc dwóch dynamicznych i dobrze podających skrzydłowych. Do tego doświadczony Casteldine na rozegraniu i Halilović na prawej flance. Mocna, mogąca wywołać popłoch ekipa.
Arsenal zaczął ostrożnie, świadomy, że jeden błąd może kosztować go punkty. Zbyt ostrożnie, więc po kwadransie nawet moja początkowo badająca teren jedenastka zdołała przedostać się pod pole karne gospodarzy. Chłopaki wyczuli szansę i docisnęli. Szybkie dwa gole oszołomiły londyńczyków i sprawiły, że trybuny Emirates zamilkły, obserwując wykonującego swoje oryginalne cieszynki Dzalto.
Skończyło się na 3:1 dla CF Madrid. Ekipa Arsene’a strzeliła honorową bramkę w 88 minucie, za sprawą Giroud i był to dopiero pierwszy gol stracony przez mój skład w trwającej edycji Champions League. Nawet ja nie spodziewałem się tak dobrego początku. Tym bardziej po losowaniu, w którym przecież trafiliśmy na dwa doskonale znające realia walki w LM zespoły.
Po naszym triumfie umocniliśmy się na prowadzeniu z 9 punktami i bilansem 10-1. Barcelona była druga z sześcioma oczkami, Arsenal i Celtik zamykały stawkę z jednym remisem na koncie. Awans wydawał się już pewny, ale o pierwsze miejsce jeszcze trzeba było zadbać.
18 października
Hunnam zaczynał sezon jako nominalny trzeci napastnik w drużynie – za plecami najskuteczniejszego do tej pory Dzalto i potrafiącego błysnąć formą Eggesteina. Przez moment rozważałem nawet sprzedaż Irańczyka w letnim okienku, by zrobić miejsce dla wychowanka Ibisevicia. Ale popełniłbym błąd. Po pewnie wygranym przez CF Madrid spotkaniu wyjazdowym z Fiorentiną, w którym snajper ustrzelił kolejnego w tym sezonie hat-tricka, miał on już na koncie dziewięć goli w dziewięciu rozegranych meczach. Do pobicia indywidualnego wyniku z minionych rozgrywek brakowało mu trzech trafień. Jakbym był teraz kombinującym nad tytułem relacji dziennikarzem to poszedłbym w kierunku „CF Madrid wyhodował w szatni bestię” lub czegoś w tym stylu.
Najlepsze jest to, że na pierwszy rzut oka Hunnam może wydawać się nie tyle lisem pola karnego, co silnym i potrafiącym się ustawiać ekspertem od główek. Takim naszym Bierhoffem. Tymczasem z Violą reprezentant Iranu pokazał, że i technicznie nie odstaje od światowej czołówki. Może nie przedrybluje połowy obrony rywala, ale jak trzeba poklepać i rozmontować defensywę, to radzi sobie lepiej niż przyzwoicie.
CF Madrid pozostawał więc po kolejnym efektownym zwycięstwie na fotelu lidera, a ja mogłem jakby spokojniej zacząć myśleć o naszych szansach na potrójną koronę. Z takim składem naprawdę mogę podbić Italię i cały Stary Kontynent.
24 października
Miałem trzech muszkieterów, którzy może ligi nie podbijali, ale gwarantowali przyzwoite liczby bramek na sezon. W 2021 roku Hunnam jednak nagle wystrzelił i w kilka tygodni posadził swoich konkurentów na stałe na ławce rezerwowych. Po dziesiątym trafieniu Irańczyka w dziesiątym meczu mówił już o nim cały Półwysep Apeniński, Hiszpania i jeszcze z pół Europy. Miałem w składzie celebrytę, rozchwytywanego gwiazdora, a więc też i nowy problem.
Bo wiecie, taki zabójczo skuteczny napastnik to w takiej samej mierze skarb, co kłopot. Czułem, że muszę teraz bardziej niż zwykle dbać o atmosferę w kadrze, nim sukcesy Hunnama popsują jego relacje z konkurentami i sprawią, że Dzalto i Eggestein zaczną tworzyć grupy buntowników. A potem temat podłapie prasa i marzenia o podboju Europy będę mógł włożyć między bajki. Jeszcze żaden klub na świecie nie wygrał potrójnej korony, walcząc jednocześnie z rywalami na boisku i wewnętrznymi niesnaskami.
27 października
Hunnam trafia po raz jedenasty, otwierając wynik meczu z Bologną. Dziennikarze zauważają doskonały temat, który będzie można maglować na pierwszych stronach. Mam duże zaufanie do trenera, który bardzo pomógł mi się rozwinąć. Cieszę się, że jestem w CF Madrid i mogę razem z tak wieloma świetnymi piłkarzami walczyć o trofea – mówi złapany przez reporterów w drodze do autokaru Dzalto. Sam w tym meczu wszedł z ławki i wpisał się na listę strzelców, co oznacza, że a) nie złożył broni b) jest w dobrym humorze. Oby kolejne wywiady nie były już ze szpilkami wbijanymi w sztab i kolegę z ataku.
Co wydarzy się w kolejnych tygodniach? Czy Brucevsky zdoła utrzymać dobrą atmosferę w szatni? O tym przeczytasz już w kolejnym odcinku mojej kariery w PES 2017. Bądź na bieżąco z kolejnymi odcinkami i ciekawostkami ze świata PES-a, obserwując profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube.