GRID Autosport #29: Wypalenie
Szykując się do wyjazdu na Okutamie w samochodzie klasy endurance, polski kierowca rozmyślał o swojej sytuacji. Kiepski start w zawodach GRID Masters znacząco zmniejszył jego szanse na końcowy triumf w prestiżowym pucharze. Potrzebował zwycięstw i to od zaraz. Ale jak wygrać na jednym z najtrudniejszych i najbardziej bezlitosnych torów na świecie?
Inna liga
W kwalifikacjach pojechał na granicy błędu i stawiając wszystko na jedną kartę. Wystarczyło to na wywalczenie czwartego pola. Postawił na najkrótsze możliwe przełożenia, bo wiedział, że w Japonii rzadko kiedy wciska się gaz do dechy. Tu liczyła się precyzja i umiejętność kontrolowania samochodu.
Po cichu liczył, że znowu kilku rywali rozbije swoje samochody, a on wykorzysta zamieszanie, by przesunąć się w górę. Wspominał tamten wyścig, w którym oba Ravenwesty skończyły zmagania na poboczu po kontaktach z bandami. Ruszył sprawnie i starał się trzymać za wyznaczającym dla niego tempo Garnierem. W ten sposób odsuwał od siebie ryzyko ataku ze strony rywali jadących za plecami. Tak przejechali kolejne kilometry aż upłynął wyznaczony czas. Tylko jeden kierowca wypadł z walki, więc wjechał na metę jako trzeci. McKane’a nawet nie widział. Amerykanin jechał w innej lidze i pewnie zwyciężył.
A potem jeszcze utarł Brucevsky’emu nosa w iście spektakularnym stylu. W półfinale zawodów driftingowych na Autosport Raceway wykręcił rekordowe 2 399 000 punktów, z którymi reprezentant Intela nie mógł rywalizować. Tak oto na półmetku prestiżowego cyklu Polak tracił już do faworyta i lidera, wielkiej nadziei i wschodzącej gwiazdy motorsportu, McKane’a aż pięćdziesiąt siedem punktów.
Walcząc o wynik dla Intela
Reszta była już tylko formalnością. Solidne występy przynosiły może podia i umacniały Intela w czołówce klasyfikacji konstruktorów, ale nie przekładały się na rewolucję w tabeli kierowców. Ravenwesty były często poza zasięgiem kogokolwiek z innych stajni. Potrafiły jeździć o sekundę szybciej na okrążeniu i wręcz bawić się tak ostentacyjną dominacją.
W tej sytuacji Brucevsky’emu pozostało pokornie pogodzić się z losem i wziąć za bary z wyzwaniem, które leżało w jego zasięgu. Intel nadal bił się o wicemistrzostwo, plasując na pewnym etapie pomiędzy Team Kicker i Monster Energy. Trzy stajnie dzieliły ledwie dwa oczka.
Musiał wraz z Olssonem postarać się, by na koniec pucharu to skład sponsorowany przez giganta IT stanął na drugim stopniu podium. Obaj reprezentanci solidnie zabrali się do pracy. W ramach Okutama Street Race Polak wreszcie wygrał, a jego kolega był trzeci. Zdecydowanie pomógł obu start w odwróconej kolejności do aktualnej sytuacji w tabeli mistrzostw. Zdjął najpoważniejszą przeszkodę, a więc okupujące niemal na stałe dwa pierwsze miejsca Ravenwesty.
Bez niespodzianek w GRID Masters
Potem stawka wybrała się do Stanów Zjednoczonych. Ulubiony tor Brucevsky’ego – Circuit the Americas przyniósł jego drugi triumf. W czasówce za kółkiem maszyny klasy tuner wyprzedził dopingowanego mocno z trybun McKane’a o 0,03 sekundy. Zadecydował jeden właściwy ruch kierownicą wykonany w odpowiednim momencie. Olsson był z kolei ponownie trzeci, co mocno wybiło Intela w rywalizacji konstruktorów.
Potem przyszło jeszcze zwycięstwo ambitnego Polaka w endurance na Yas Marinie, innym lubianym przez niego torze, a na koniec wymagające Spa w bolidach Formuły 2, gdzie bez większej historii dojechał za plecami McKane’a.
Ravenwest triumfował. McKane wznosił z dumą puchar, potwierdzając niebywałe umiejętności we wszystkich klasach wyścigowych. Intel nie miał powodów do narzekań. Może trochę zabrakło walki w pierwszej połowie pucharu, ale dzięki mocnej drugiej części stajnia sięgnęła po wicemistrzostwo. Cel udało się zrealizować, choć niektórzy po cichu żałowali, że obyło się bez bardziej zażartej walki o tytuł.
Do tej pory Polak miał nawet pewne uzasadnione powody, by narzekać na swój rozwój zawodowy. Teraz musiał spuścić głowę i pokornie przyjąć lekcję, którą dostał w ramach GRID Masters. Otwierał się przed nim kluczowy moment kariery. Zaczęły zgłaszać się zespoły z propozycjami startów w najmocniejszych i najszybszych dostępnych samochodach różnych klas.
Śmietanka motorsportu
Na rozgrzewkę wybrał, za radą Massimo, który polecił mu coś o luźniejszym charakterze, Hellaflush Super Modified Open. Choć Team Kicker kusił go wizją sprawdzenia ichniejszej hondy civic, do której miał ogromny sentyment, ostatecznie poszedł do Cusco Racing, by nawiązać nowe znajomości. Ich subaru impreza, tak poza tym, wcale nie wyglądała źle.
A do tego znakomicie się zbierała. Wykorzystał wszystkie jej atuty, by zanotować trzy pewne triumfy, korzystając z nieobecności McKane’a. Jego wyczyny pomogły Cusco zająć miejsce w top 3 konstruktorów i dorzucić kilka punktów do renomy w rywalizacji stajni liczących na wizerunkową reklamę na ulicach największych metropolii.
Potem poszedł trenować refleks za kółkiem bolidu w Pirtek International GP Championship. Tym razem nie nadawał już tonu rywalizacji, a odgrywał rolę nieobliczalnego rywala dla Ricka Scotta. Media zapowiadały puchar jako coś w rodzaju sesji treningowej mistrza. Ten nie zamierzał iść w taką narrację i w wywiadach tradycyjnie z szacunkiem odnosił się do wszystkich konkurentów. Profesjonalizm pokazywał przed kamerą i za kółkiem.
Jeździł najrówniej, podczas gdy Brucevsky potrafił na Autosport Raceway przegrywać na jednym kółku o trzy sekundy, by chwilę później zażarcie bić się o drugą lokatę na trudnym Spa. Niespodziewanie kwestia tytułu wyjaśniła się dopiero na Circuit de Juarmez, gdzie zawodnik Cusco debiutował.
Trzy punkty różnicy
Polak czuł się tam świetnie i prezentował znakomitą dyspozycję. Błyskawicznie nauczył się toru i zaczął wykorzystywać jego punkty, by przeprowadzać skuteczne ataki oraz śrubować tempo. Scott nie miał czym nawiązać walki. Podczas gdy on był najpierw czwarty, a później piąty, Brucevsky dwukrotnie pił szampana z najwyższego stopnia podium w karierze.
Do zdobycia cenniejszego wyróżnienia, za zwycięstwo w klasyfikacji kierowców, zabrakło niewiele. Przegrał ze Scottem o trzy oczka. Dawno już głupio stracone punkty na czasówkach nie bolały tak bardzo.
– Jestem zmęczony. Czuję, że stoję w miejscu i choć szybko przebieram nogami, nie przesuwam się w przód – w jego głosie słychać było wyraźnie wyczerpanie.
– To normalne. Tak mają wyczynowi sportowcy, którzy nieustannie walczą o laury na najwyższym poziomie. Teraz masz przed sobą najważniejsze zawody. Będziesz jeździł w najszybszych maszynach w zawodach transmitowanych w telewizji i zaznaczanych w kalendarzach przez fanów – odparł Massimo, starając się zignorować przekaz klienta.
– Wiem, wiem, ale jaki to ma cel? Od miesięcy daję z siebie wszystko, a progres jest znikomy. Nadal nie chcą mnie najwięksi. Nadal nikt nie wymienia mnie w gronie faworytów.
– Czego byś oczekiwał? Nie jesteś maszynką do robienia pieniędzy i do wygrywania. Wybacz szczerość, ale taka jest prawda.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Nie po to wkraczałem jednak w świat motorsportu, by teraz go znienawidzić. Nie chcę tak skończyć, wylewając swoje frustracje na torze i poza nim.
– Tak po prostu się poddasz?
– Nie, tak po prostu zrobię sobie przerwę, by złapać trochę oddechu i dystansu.
– Nikt nie będzie na ciebie czekał i o tobie już wtedy pamiętał.
– Będę mieć więc mniejsze wyrzuty sumienia, jeśli tak zakończę swoją przygodę w GRID: Autosport.
– Kurwa, to niepoważne! Jesteś niepoważny! Nie możesz tego zrobić!
– Właśnie to robię. Zobaczysz, jest duża szansa, że obaj na tym zyskamy.
– To dziecinada! Zachowujesz się jak rozkapryszony gówniarz! Zainwestowałem w ciebie i nie pozwolę ci tego teraz zmarnować! Halo, słyszysz mnie?! Wracaj tu i przeglądaj oferty!
KONIEC?
Długa przygoda w GRID: Autosport trwała w sumie prawie półtora roku. Po początkowym zachwycie przyszła monotonia spowodowana kiepsko zorganizowaną karierą w grze i brakiem odczuwalnego progresu. Nie pomagał też za bardzo fakt, że w 99% zawodów na czele zawsze plasowały się Ravenwesty i ten przeklęty McKane. Czy to pożegnanie z tytułem? Niekoniecznie. Być może tylko zjazd na dłuższy pit-stop, bo wizja pościgania się w najlepszych maszynach dostępnych w grze trochę kusi. Chciałbym jednak się nimi nacieszyć, a obecnie GRID mnie frustruje i nuży. Potrzebuję odzyskać świeżość, więc może za kilka miesięcy rzucę się jeszcze na głęboką wodę, by dokończyć tę historię. Zobaczymy wtedy, czy z happy-endem. Dzięki za dotychczasowe towarzyszenie mi w przygodzie i do przeczytania!
GRID: Autosport to kolejna odsłona wyścigowego cyklu od ekspertów gatunku ze studia Codemasters. Tytuł jest duchowym spadkobiercą serii TOCA i pozwala wkroczyć w świat motorsportu, by sprawdzić się w szeregu różnych zawodów. Jak wypada gra i na co pozwala w trybie kariery? O tym przeczytasz w fabularyzowanej relacji w Gralingradzie!
Nie przegap powrotu za kółko! Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli przyjemnie czytało Ci się tę karierę – postaw mi kawę, przyda się przed następnymi zawodami. 🙂
<—- Poprzednia relacja z GRID Autosport: Złudne nadzieje kierowcy wyścigowego
<— Zacznij lekturę od pierwszego odcinka opowieści z GRID: Autosport