Mario + Rabbids: Kingdom Battle #2: Starożytne Ogrody
Grzybowe Królestwo znów było w niebezpieczeństwie! Ocalić je mógł tylko niezawodny Mario, któremu żadne wyzwanie nie jest straszne. Tym razem jednak mierzył się z czymś zupełnie sobie nieznanym, co oznaczało, że musiał bacznie uważać na czające się niebezpieczeństwa.
Znajomy głos
Waleczny hydraulik i towarzyszący mu kórliczy kompani coraz sprawniej radzili sobie z napotykanymi wyzwaniami w Starożytnych Ogrodach. Ich współpraca układała się z każdym taktycznym starciem lepiej. Dzięki mocy magicznych wyrzutni kolejni przybysze z innej rzeczywistości odzyskiwali kontrolę nad własnymi ciałami, którą utracili po kontakcie z megabugiem.
Podróż przez pełne bujnej zieleni obszary przebiegała spokojnie, nie licząc momentów, kiedy kolejni Ziggies i Hoopers próbowali sprawić im przykrą niespodziankę. Minęli wysoko wyrzucające wodę gejzery, na których utknęły wyraźnie niezadowolone z tego faktu Goomby. Krok po kroku zbliżali się do wielkiej wieży majaczącej na horyzoncie, gdzie zmierzał też przerażony sprawca całego zamieszania. Będąc gdzieś w połowie drogi, w okolicach puszystych drzew palmowych i krajobrazu przypominającego tropikalną dżunglę, Mario usłyszał znajome wołanie. Nie miał wątpliwości. To jego ukochany brat Luigi wzywał na pomoc, znajdując się w potrzasku ze strony złych kórlików!
Na domiar złego okazało się, że miejsca tego strzeże niezwykle groźna Piranioroślina, która została przez megabuga połączona z jednym z długouchych przybyszów. Mario i jego nowych przyjaciół czekało trudne starcie, w którym musieli wykorzystać atuty dwóch podwyższeń terenu, by uciec przed bardzo szybkim, stawiającym długie susy na swoich pędach przeciwnikiem.
Dzielne trio
Zwycięstwo zjednoczyło dwóch braci, którzy od tego momentu postanowili ramię w ramię kontynuować ekspedycję ku górze. Po długiej chwili namysłu Mario zdecydował, że trzecim członkiem ich drużyny będzie kórlik-Luigi, którego umiejętność wampirzego odzyskiwania zdrówka po kuksańcach sprzedawanych przeciwnikom okazywała się nad wyraz przydatna.
Luigi okazał się strzelcem wyborowym, który potrafił z daleka trafić niemal każdy cel. Jego bystre oko przydało się w czyhających dalej na bohaterów wyzwaniach. Nie tylko musieli uporać się z kolejnymi grupami Ziggiesów i Hoopersów, ale też uważać na zawsze głodnego Łańcuchgryza (Chain Chompa). Wielka kula z ostrymi zębiskami nie wybrzydzała, gdy chodziło o kolejny posiłek i z równym apetytem kierowała się w stronę członków ekspedycji z Grzybowego Królestwa, co nie będących sobą kórlików.
A wkrótce też naprzeciw herosów stanęli muskularni, taszczący na swoich plecach wielkie bloki Roztrzaskiwacze (Smashers). Monstrualnie silni, a przy tym wyjątkowo źle reagujący na wszelkie ataki. Jakikolwiek strzał w ich kierunku wywoływał ich złość i sprawiał, że podbiegali o kilka kroków, dopóki wystarczyło im sił. Mario porozumiał się z kompanami. Wiedzieli, że muszą działać szybko, ale też ostrożnie, by nie sprowadzić na swoją głowę wyjątkowo ciężkiego problemu. I oczywiście też nabitych guzów.
Mały Iskrzyk
Nie było łatwo, zwłaszcza, gdy Rotrzaskiwaczy zbierało się więcej, a dodatkowo walkę z nimi utrudniali prowadzący ostrzał Ziggies i Hoopers. Dzielni bracia pokonywali nie takie wyzwania, więc dzielnie prąc naprzód, w końcu dotarli do wieży i rozpoczęli wspinaczkę na górę. Była to konstrukcja wyglądająca niezbyt pewnie. Wszystko chwiało się i trzymało na słowo honoru, podparte wielkimi statuami z dwóch stron. Najmniejszy błąd mógł spowodować katastrofę, którą odczuliby nawet będący już całkiem daleko poddani księżniczki Peach.
Bohaterowie stąpali więc ostrożnie i w końcu znaleźli się na szczycie. Słońce już zachodziło nad leśnym obszarem, sygnalizując, jak długo trwała ich wędrówka po Starożytnych Ogrodach. Mario, Luigi i kórlik-Luigi wydawali się wreszcie złapać przestraszonego kórlika z goglami. Chcieli mu pomóc, a przede wszystkim uspokoić go, bo w nerwach wywoływał tylko jeszcze większy zamęt. I pewnie udałoby się im się to bez kłopotów, gdyby nie pojawienie się nieproszonego gościa – Bowsera Jr.-a w swojej latającej muszli!
Przebiegły żółw był pod wrażeniem bałaganu wywołanego przez nieznajomego z innego wymiaru. Wprowadził w życie swój plan, by wykorzystać go do sprawienia jeszcze większego zamętu w krainie! Pewny siebie nadał mu nawet imię „Iskrzyk” (Spawny), co rzekomo miało symbolizować ich wielką przyjaźń.
Kórlik-Kong
Nieświadomy złych pobudek Kórlik dał się mu porwać, nim Mario zdążył zareagować. Za chwilę nie było już czasu, by zajmować się tą kwestią, bo oto przed bohaterami pojawiał się nowy, duży problem. Wielki. Wręcz ogromny i wyjątkowo drażliwy. Kórlik-Kong nie był zbyt ucieszony z wizyty gości na szczycie swojej wieży, ale zajęty całymi stertami bananów, postanowił mimo wszystko ich ignorować.
Herosi z Grzybowego Królestwa nie mogli pozwolić, by nadal terroryzował Starożytne Ogrody. Postanowili i jego uwolnić spod złej mocy megabuga. To oznaczało konieczność stawienia mu czoła w trudnej i mogącej grozić wieloma nabitymi guzami walce.
Jak się szybko okazało kluczem do wygranej były wspomniane banany. Dopóki Kórlik-Kong miał do nich dostęp, żadne strzały i ciosy nie robiły na nim wrażenia. Trzej kompani musieli więc rozplanować atak, by jeden z nich dopadł do wielkiego przycisku i zwolnił zapadnię, zrzucając owoce z wieży, a pozostali w tym czasie przeprowadzili skoordynowany i skuteczny ostrzał. Otrzymane razy były nieuniknione, ale tylko tak można było powstrzymać tego ogromnego białego goryla o niewzbudzającym zaufania wyrazie twarzy.
Wściekły goryl bez bananów
Co gorsza całą procedurę trzeba było powtórzyć aż trzy razy! Pod koniec potyczki herosi byli już u skraju sił, ukrywając się desperacko za znikającymi od kolejnych fal uderzeniowych głazami i ceglanymi murkami. Rzutem na taśmę przypuścili atak, który pozbawił Konga ostatniej porcji żółtych przysmaków.
Wściekły goryl poderwał się na równe nogi po kolejnych trafieniach i głośno krzycząc, wspiął na sam czubek skromnej wieżyczki z klocków, która znajdowała się na ostatnim piętrze masywnej konstrukcji. Całość chybotała się pod jego ciężarem, ale mimo to umiejętnie utrzymywał równowagę. Do czasu… Pomimo próśb ze strony przerażonego Mario kórlik-Peach nie powstrzymał swoich zapędów do sprawienia żartu Kongowi. Wybił mały element utrzymujący stabilność wieży. Lecącego w dół z żałosnym krzykiem giganta następnie jeszcze obfotografował z sobie tylko znaną ekstrawagancją. Kolejne zdjęcia do portfolio, a ile potem było jeszcze śmiechu!
Mario i Beep-O wiedzieli, że to nie czas na żarty, dlatego szybko obrali kolejny cel. W pogoni za małym Bowserem i Iskrzykiem musieli udać się na pustynię Sherbet, na której wielowymiarowy zamęt również narobił bałaganu. Ale o tym już następnym razem, przy kolejnej opowieści ze świata Mario + Rabbids: Kingdom Battle.
Mario+Rabbids: Kingdom Battle to taktyczny RPG łączący uniwersa kultowej serii Nintendo i zwariowanych Kórlików w nowej opowieści. O możliwościach, które oferuje produkcja graczowi, a także opowiadanej przez nią historii, przeczytasz w ramach odcinkowej relacji z elementami bajki w Gralingradzie!
Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, która napędzi kolejne opowieści.