Final Fantasy 7 Rebirth #15: Powrót w rodzinne strony
Nie miałem zbyt wiele czasu, by poznać członków grupy Avalanche. Ledwie parę wspólnych dni, podczas których wymieniłem może kilka zdań z buntownikami stawiającymi czoła wielkiej korporacji Shinra w imię ideałów i walki o lepsze jutro. Byli nie więcej niż tylko znajomymi, a mimo to Jesse, Biggs i Wedge zdążyli zapisać się mocno w mojej pamięci. Zajęli miejsce w sercu zarezerwowane dla ludzi, których chciałbym zapamiętać do końca swoich dni.
Źródła lifestreamu
Chadley naprowadził nas na ślad kolejnego protoreliktu. Udaliśmy się we wskazany punkt, wyczekując na kolejne wyzwanie. Pod ruinami dawnej świątyni stały trzy chocobo czekające na swoich właścicieli. Ostrożnie weszliśmy do środka i wpadliśmy na młodą kobietę i dwóch mężczyzn. Okazało się, że to członkowie Avalanche, którzy pomagali Yuffie podczas jej niebezpiecznej misji w Midgarze. Opuścili metropolię jakiś czas po nas. Nie uciekali, a bardziej pragnęli nadal być użytecznymi dla sprawy. Barret musiał zapytać o Wedge’a. Informacja o jego śmierci spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Tamtego dnia, kiedy uciekaliśmy z siedziby korporacji, wypadł z wysokiego piętra wieżowca. Oszukał przeznaczenie w sektorze 7, ale to dopadło go jakiś czas później.
Barret jak zwykle oschle i twardo podszedł do rzekomych sojuszników. Zdążyłem poznać go na tyle dobrze, by wiedzieć, że to maska, którą zakłada tylko po to, by później móc okazać swoje wielkie serce. Analiza Chadleya wskazała, że namierzyliśmy źródła lifestreamu, które wymagają oczyszczenia. Mieliśmy tego dokonać za pomocą programowalnych robotów, które posyłałem w bój przeciwko trującym flanom. Taktyczne bitwy stały się pretekstem, by wspomnieć poległych towarzyszy. Nie tylko Wedge’a, ale też innych członków Avalanche. Wsłuchując się w rozmowy Tify i Barreta, przenosiłem się do Seventh Heaven, gdzie pięcioro rebeliantów świętowało, planowało przyszłość i po prostu rozmawiało. Łączyło ich coś więcej niż tylko praca czy poczucie misji. Wiem, że powrót do tamtych chwil był dla moich towarzyszy bolesny, ale też bardzo im potrzebny i w pewnym sensie oczyszczający. We dwójkę mogli wywiązać się z przyrzeczenia, że kiedyś, wspólnie, odwiedzą Cosmo Canyon.
Opuszczając Cosmo
W ten sposób magia miejsca znów dała o sobie znać. Przed opuszczeniem regionu wsparliśmy jeszcze Reda w jego obowiązkach strażnika doliny. Przepędziliśmy GI, którzy uwolnili się jakimś sposobem z jaskiń i sterroryzowali mieszkańców osady, a także pomogliśmy Bugenhagenowi w badaniu tajemniczo wysychających źródeł lifestreamu. Czekały nas trudne potyczki, ale też wiele błądzenia po piaszczystym i górzystym terenie. Starając się odnaleźć punkty na bazie starych szkiców sprzed wielu lat, wielokrotnie krążyliśmy wokół bliźniaczo wyglądających formacji skalnych. Koniec końców było warto, bo Red mógł ruszać dalej z poczuciem, że ma gdzie, po co i dla kogo wracać. O dziwo czekać będą na niego także GI, którym przyrzekł pomóc odnaleźć wybawienie od wiecznego potępienia. Mimo młodego wieku znów okazywał wielką dojrzałość i poczucie odpowiedzialności. Cieszę się, że mogę mieć u boku takiego sojusznika.
Cid najwyraźniej spodziewał się, że będziemy wymagać wiele i nie marudził za bardzo na wizję lotu do Nibelheim. Podróż minęła gładko i w gruncie rzeczy szybko zastąpiliśmy widok płaskich i rozległych kanionów obrazem ostrych spiczastych szczytów pasma górskiego Nibel. Wracaliśmy tam, gdzie tak wiele się wydarzyło. Kiedy Tifa poprosiła, żebym za bardzo się nie oddalał, zrozumiałem, jak trudny czas teraz na czeka.
Odwlekając nieuniknione
Chyba podświadomie próbowałem odsunąć od siebie nadchodzącą konfrontację ze wspomnieniami. Miasteczko czekało, a w nim terminal zawierający kluczowe informacje o świątyni Cetry. Nie powinienem był tego odwlekać, ale zamiast skierować swoje kroki do celu jak najszybciej, szukałem wymówek. Biegałem po okolicy, zbierając dane dla Chadleya. Stawiałem czoła miejscowym potworom i szukałem chocograss dla lokalnego mistrza chocobosów, u którego terminował akurat Billy. Chłopak nieoczekiwanie zyskał szansę, by dowiedzieć się czegoś o swoim ojcu, więc pomimo sprzeciwu Yuffie wykonałem zadania starego hodowcy i zebrałem dla niego solidny zapas chocograss. Nie ukrywam, że latanie na charakterystycznych dla Nibel chocobosach sprawiało mi dużo frajdy.
W końcu przyszła pora, by zrobić ten trudny krok. Zebrałem się w sobie i poprowadziłem kompanów do Nibelheim. Widok wprawił mnie i Tifę w osłupienie. Spalone przed laty miasteczko wyglądało tak, jakby tragedia nigdy się nie wydarzyła. Shinra zainwestowała fortunę i dopilnowała, by jak najwierniej odwzorować mieścinę, którą obrócił wniwecz wielki bohater wojenny.
Teraz miejsce do służyło jako ośrodek opiekujący się dawnymi SOLDIER-ami i funkcjonariuszami, których tkanki rozpadały się w błyskawicznym tempie. Nibelheim było wypełnione zakapturzonymi wędrowcami, którzy potulnie wykonywali polecenia i mamrotali coś pod nosem. Widok fatalnych skutków degradacji sprawiał, że czułem się nieswojo. Ożywały pesymistyczne myśli sugerujące, że niedługo sam stanę się tutejszym pacjentem.
Poszukiwania inspektora
O dziwo Aerith równie źle znosiła pobyt w tym miejscu. Nasza krótka rozmowa przybrała nieoczekiwany obrót i uświadomiła mi, jak źle się towarzyszka czuje z faktem, że nie ma nikogo, z kim mogłaby dzielić wspomnienia i wracać do czasów dzieciństwa. Bycie potomkiem Cetry naznaczyło jej życie dotkliwie i rozumiałem to coraz lepiej. Czułem też, że wzbiera w niej złość. Na los, na przeznaczenie, na konsekwencje tego, że przyszła na świat w tym jednym, konkretnym momencie.
Tymczasem Cait Sith wykorzystał spryt i swoje zatrudnienie w strukturach Shinry, by dostać się do terminala w głównym gmachu miasteczka. Niestety okazało się, że jego dostępy nie wystarczą. Musieliśmy dostać się do urządzenia w rezydencji Shinry, w której kiedyś Sephirot odkrył prawdę o sobie i zapoczątkował szaloną krucjatę. A to oznaczało konieczność znalezienia Murasakiego, lokalnej szychy korporacji. Jako jedyny miał odpowiednią kartę dostępu. Pech chciał, że tuż przed naszym przybyciem wyruszył do reaktora na inspekcję.
Wraz z Yuffie i Tifą wyruszyliśmy jego śladem. Odbudowany most pozwalał wierzyć, że czeka nas prostsza i szybsza wędrówka, ale szybko okazało się, że nie unikniemy też wymagającej wspinaczki. Natrafiliśmy nawet na smoka, który w przytulnej otulinie skał i górskich szczytów zrobił sobie kryjówkę. Ale nie to było ważne. Mogłem ruszyć swoimi własnymi śladami sprzed lat i odbudować zamazane wspomnienia. Wreszcie przypomniałem sobie o Zacku. Nagle wszystko do mnie wróciło. Był wtedy ze mną i Sephirotem w Nibelheim. Widziałem, jak porwał go nurt rzeki. Nie zdołaliśmy go wtedy odnaleźć. W tamtym momencie straciłem go z oczu. Ale dlaczego kogoś, z kim byłem tak blisko w jednostce, z kim dzieliłem tak wiele doświadczeń, utraciłem jednocześnie z pamięci? Jak to się stało?
Reaktor śmierci
Zachowanie mojego ciała i umysłu coraz bardziej mnie niepokoiło. Wizja dołączenia do grona zakapturzonych, mamroczących pod nosem wędrowców była przerażająca, a jednocześnie zdawała się tak namacalnie realna. Trudno było się jej nie poddać, ale towarzysze robili wszystko, żebym nie uległ takiemu myśleniu.
Dotarliśmy do reaktora. Na schodach prowadzących do wejścia natknęliśmy się, niespodziewanie, na martwych wojowników Wutai. Ten obrazek wstrząsnął Yuffie. Czy jej ojczyzna wypowiedziała wojnę Shinrze? Dlaczego nikt z dowództwa nie próbował się z nią skontaktować i nie zasygnalizował tych planów? Śmierć rodaków spadła na nią niczym lawina i musieliśmy z Tifą pomóc jej unieść ten ciężar makabrycznego odkrycia. Niepewnie weszliśmy do środka, nie wiedząc do końca, czego możemy się spodziewać.
Nie łudziłem się, że Murasaki jeszcze żyje. Coś podskórnie mówiło mi, że wszedł prosto w pułapkę, jaką był ten reaktor dla zwykłego śmiertelnika. Moje obawy potwierdziły się dość szybko, kiedy natknęliśmy się na kolejną okropnie zmutowaną istotę. Wygłodniała bestia, pewnikiem następna ofiara eksperymentów Hojo, rzuciła się na nas i zmusiła do otwartej walki. Na szczęście Yuffie wzięła się w garść, bo jej umiejętności bojowe, a zwłaszcza zdolność tworzenia swojego klona i atakowania podwójnie z dystansu, okazały się niezwykle potrzebne w tej niełatwej bitwie.
W akompaniamencie skowytu, który rozszedł się po skąpanych w mroku korytarzach obiektu, bestia sczezła pod naporem naszych ciosów i czarów. Doskonale pamiętaliśmy dalszą drogę. Skręciliśmy w prawo i zeszliśmy po drabince na wąską, metalową kładkę, która prowadziła w głąb reaktora. U wejścia do pomieszczenia, gdzie pięć lat temu doszło do wydarzeń, które pamiętam tylko fragmentarycznie, leżał Murasaki. Z czymkolwiek się zmierzył, nie miał najmniejszych szans.
Labirynt z metalu
Mogliśmy tylko zabrać kartę. Szczęśliwie zaraz obok działał terminal, którym zdołaliśmy przesłać dostępy Cait Sithowi. Tym samym nasi towarzysze pozostający w Nibelheim nie musieli czekać na nasz powrót, tylko mogli wcześniej wyruszyć po informacje do opuszczonej posiadłości korporacji.
Nie znaczy to, że zamierzaliśmy zbyt długo odwlekać wyruszenie w drogę powrotną. Obrazy z przeszłości atakowały zmysły na każdym kroku. To tutaj Sephirot odnalazł demony będące ofiarami eksperymentów Hojo. Pozbawiony skrupułów, zaślepiony wizją dotarcia do Jenovy, zaatakował Tifę i zamordował jej ojca. To tutaj też skrzyżowaliśmy miecze, a w każdym razie tak mi się wydaje.
Wracaliśmy do wioski ciężcy od doświadczeń i wspomnień. Na szczęście samo zejście z gór okazało się spokojne. Dużo więcej kłopotów mieli, jak się później dowiedziałem, Barret, Aerith i Cait Sith w samej posiadłości. Ledwie przekroczyli próg podziemnego kompleksu, a powitał ich hologram Hojo. Wpadli w pułapkę szaleńca, który kolejny już raz zaprosił ich do udziału w swojej grze.
Tak oto cała trójka utknęła na długie kwadranse w wielopiętrowym, metalicznym labiryncie, w którym na domiar złego szwendało się mnóstwo potworów. Bycie współpracownikiem Shinry na niewiele zdało się Cait Sithowi, który musiał walczyć o przetrwanie, kiedy w kilku chwilach przyszło mu w pojedynkę stawać czoła bestiom. Gdyby nie zdolność przyzywania silnego Moogle’a, raczej nie uszedłby z tego z życiem. A tak, zawsze mógł liczyć na pomocnika, który odwraca uwagę i pozwala stanąć na nogi, kiedy ataki wrogów robią się zbyt intensywne. Sith zdał się na los i w desperacji uderzał ciosami wspieranymi mocą fortuny, które czasami okazywały się zabójczo skuteczne, a niekiedy żałośnie słabe.
Strażnik placówki
Jak się po wszystkim okazało, moi towarzysze posłużyli Hojo za sprzątaczy. Ku jego nieskrywanej satysfakcji uporali się z problematycznymi monstrami, które wymknęły się spod kontroli. Teraz w placówce było spokojniej, a wszystko to bez dodatkowych kosztów i ofiar ze strony Shinry. Zanim Barret i reszta wrócili na górę, my już dotarliśmy na miejsce. Musieliśmy na nich nawet chwilę zaczekać.
W komplecie przekroczyliśmy próg pomieszczenia z drewnianymi, wysokimi drzwiami. Było przytulnie, a mrok rozświetlały świece. W centralnym punkcie stała przyozdobiona ornamentami drewniana trumna. Zbliżyliśmy się do niej i wtedy usłyszeliśmy ze środka głos. Ktokolwiek był w środku, czuwał.
Za moment ze środka wyskoczył mężczyzna w krwistoczerwonej pelerynie i lśniących, złotych elementach zbroi osłaniających ręce i nogi. Głębokim i spokojnym głosem zapytał, kim jesteśmy i co tu robimy. Okazało się, że pełni rolę stróża tajnego kompleksu. Sprawdził kartę dostępu Murasakiego, choć obsługa terminala przychodziła mu z pewnym trudem. Przytomnie zorientował się, że nie jesteśmy tym, za kogo się podajemy.
W powietrzu dało się wyczuć narastające napięcie. Musieliśmy uzasadnić naszą obecność i potrzebę dostania się do zastrzeżonych danych. Nieprawidłowa odpowiedź mogła doprowadzić do eskalacji i niepotrzebnej bitwy. Zgodnie z prawdą powiedziałem, że naszym wrogiem jest Sephirot. Imię, które najwyraźniej dobrze znał też nasz rozmówca. Vincent, jak się przedstawił, łaskawie zgodził się otworzyć nam wrota do terminala. Ostrzegł jednak, by nie próbować niczego podejrzanego.
Narodziny bestii
Znów znalazłem się w pomieszczeniu z długim korytarzem, w którym przy każdej ze ścian stały ciągnące się po sufit półki z książkami. To tutaj Sephirot dowiedział się o Jenovie. Poznał prawdę o eksperymentach przeprowadzanych przez naukowców Shinry, a także o swoim pochodzeniu. To tutaj przeszedł przemianę w mroczną istotę, którą jest teraz.
Kiedy Cait Sith sprawdzał dane w systemie, coś poprowadziło mnie do pomieszczenia po drugiej stronie korytarza. Natknąłem się na dziwne urządzenia, które najwyraźniej służyły do dawkowania różnych próbek i jeśli dobrze rozumiałem, przyczyniały się do tworzenia nowego życia. Znów usłyszałem głosy i poczułem tętniący ból w czaszce. Tifa odciągnęła mnie na bok. Wtedy do pokoju wszedł też wyraźnie zdenerwowany Vicent, który oschle zwrócił uwagę, że mieliśmy nie szwendać się po laboratorium. Na szczęście Cait Sith zdążył zebrać informacje, bo zostaliśmy wyproszeni przez mężczyznę.
Nie dał nam specjalnej szansy wytłumaczyć czegokolwiek, a kiedy zaczęliśmy dyskutować, rozsierdził się. Na naszych oczach jakaś przedziwna siła sprawiła, że zmienił się w ogromną, niezwykle szybką i przerażająco silną bestię, która bez wahania rzuciła się nam do gardeł. Potyczka była nieunikniona.
Czułem się, jakbym walczył z samym diabłem. Demon napierał, nie zważając na nasze ataki. Potrafił szybkimi susami pokonywać wielkie dystanse, co sprawiało, że nawet prowadzący ostrzał z daleka Barret musiał być bardzo ostrożny. Jego ratująca nam nieraz skórę zdolność Soothing Breeze teraz okazywała się dużo bardziej ryzykowna niż zwykle. Na domiar złego chwilami monstrum potrafiło uczepić się sufitu, co sprawiało, że Red tracił szansę na dopadnięcie go swoimi ostrymi pazurami.
Zamknięci w podziemnym kompleksie, w niewielkim pomieszczeniu otoczonym grubymi warstwami ziemi i skał, byliśmy w potrzasku. Dawno już nie zostaliśmy zepchnięci do tak głębokiej defensywy, jak wtedy podczas batalii z demoniczną formą Vincenta. Wytrzymałość Barreta okazała się kluczowa, bo w pewnym momencie to właśnie on zdołał utrzymać nas przy życiu i postawić na nogi mnie oraz Reda, kiedy polegliśmy od mocnego ataku obszarowego. Kolejny cios w formie ataku zespołowego przyniósł efekt i sprawił, że strażnik wrócił do swojej ludzkiej formy.
Zamknąć rozdział
Chwiał się na nogach. Złapał się za głowę i z trudem wydusił tylko, żebyśmy opuścili kompleks. Zablokował drzwi prowadzące do terminala i otworzył te do windy na górę. Sam wracał do swojej trumny. Cait Sith zasugerował, że jest lepsze wyjście i może dołączyć do nas, jeśli zna Sephirota i chce odkupić winy, jakiekolwiek by nie były. Mężczyzna zignorował zaproszenie i odprawił nas.
Nasz czas w Nibelheim dobiegał końca. Osiągnęliśmy to, po co przybyliśmy. Potrzebny był nam teraz klucz, by myśleć o znalezieniu i dotarciu do świątyni Cetry. Ten sam, który zaginął wiele lat temu. Ostatnią osobą, która widziała go na własne oczy, był nie kto inny, jak tylko nasz dobry znajomy z Gold Saucer – Dio. Czekał nas powrót do parku rozrywki. Najszybciej mogliśmy dostać się tam drogą powietrzną, a to oznaczało skorzystanie z usług Cida.
Wcześniej jednak chcieliśmy zamknąć rozdział zwany Nibelheim. Zależało mi na pozyskaniu wsparcia bóstwa Odyna na dalszą wędrówkę, a także na zdobyciu kolejnego protoreliktu. Tajemnicza postać samuraja ciekawiła mnie i nie mogłem ot tak pozostawić tematu bez odpowiedzi.
Final Fantasy 7 Rebirth to druga odsłona projektu będącego remake’iem kultowej produkcji jRPG Final Fantasy 7. Gra przynosi nie tylko unowocześnią oprawę audiowizualną i rozbudowę systemu, ale również nowe spojrzenie na znaną historię. Jak wygląda podróż przed świat Rebirth? Co czeka Clouda i jego kompanów? Przeżyj przygodę jeszcze raz w formie opowiadania na bazie wrażeń z gry!
Podoba Ci się to opowiadanie? Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, która pozwoli mi kontynuować wędrówkę przez świat Final Fantasy 7 Rebirth! Dzięki z góry!
<— Poprzedni odcinek opowiadania z Final Fantasy 7 Rebirth
Następny odcinek opowieści z Final Fantasy 7 Rebirth —>