Resident Evil 2 #9: Ostatnie spotkania

Nazywam się Leon S. Kennedy. We wrześniu 1998 roku znalazłem się w mieście opanowanym przez zombi i potwory będące efektami badań nad bronią biologiczną. Oto historia, w jaki sposób zdołałem stamtąd uciec.

Zostawiłem Adzie swój pistolet i kilka zebranych wcześniej magazynków, a sam zabrałem strzelbę i magnuma. Miałem ze sobą łącznie z pięćdziesiąt parę pocisków, a i czułem, że przede mną już tylko coraz trudniejsze przeszkody. W laboratorium spodziewasz się najgorszego, prawda? Zignorowałem większe drzwi po prawej i pobiegłem prosto wąskim korytarzem. Znalazłem się w dużym pomieszczeniu, w którego centrum cicho spał reaktor napędzający całą placówkę. Do niego prowadziły z trzech stron wąskie pomosty. Awaryjne lampki tylko lekko rozświetlały drogę. Ktoś wcześniej wyjął główny bezpiecznik, odcinając energię w całym obiekcie.

Jak się chwilę później przekonałem, kilka korytarzy było odciętych przez opuszczone, pewnie na skutek incydentu, rolety. Po krótkich poszukiwaniach dotarłem do pokoju, w którym było przeraźliwie zimno. Całe pomieszczenie było oszronione. Namierzyłem mechanizm z dużym bezpiecznikiem i aktywowałem procedurę odłączenia go i umieszczenia w niewielkiej kieszeni. Mogłem wrócić i aktywować reaktor. To była kolejna decyzja tego dnia, którą musiałem, choć nie powinienem podejmować. Otwierałem drogę zamkniętym do tej pory monstrom.

Sytuacja wyglądała gorzej niż przypuszczałem. Nie dość, że za grodziami pałętały się lickery i przemienieni w zombi naukowcy, to jeszcze dużą część laboratorium zajmowała gigantyczna roślina, której pędy złowieszczo ruszały się i śledziły każdy ruch. Miałem to szczęście, że nieszczęśnicy prowadzący eksperymenty nad nią mieli na wyposażeniu miotacz płomieni. Najwyraźniej na wypadek wystąpienia problemów. Życia im nie uratował, ale pełny zbiornik paliwa sugerował, że nawet nie zdążyli go użyć. Sam wkrótce miałem taką sposobność, bo po odsłonięciu jednej z rolet, natknąłem się na dziwne istoty, jakby skrzyżowanie człowieka z rośliną, które pluły kwasem.

Po kilkunastu minutach rozglądania się po laboratorium, które zaskakiwało rozmiarami i nowoczesnością, postanowiłem sprawdzić, co u Ady. W hallu, przy pokoju, gdzie ją zostawiłem, pałętało się już kilku obdartych ze skóry zombi. Miałem najgorsze przeczucia, które potwierdziły się, gdy w środku nikogo nie zastałem. Nie było śladów walki, krwi, ale też żadnej notki. Po prostu zniknęła. Musiałem się spieszyć.

Druga twarzy Ady

Strzelba ułatwiała przeszukiwanie kolejnych pomieszczeń laboratorium. Z łatwością rozprawiałem się z lickerami i utrzymywanymi przy życiu przez wirusa naukowcami. W końcu znalazłem dysk MO, którego potrzebowałem do identyfikacji i otwarcia zablokowanej części podziemnego kompleksu. Nic nie wskazywało, że tam natrafię na Adę, ale zamierzałem w pierwszej kolejności sprawdzić, czy nie czyhają tam na nas żadne nowe zagrożenia. Na korytarzu drogę zatarasowała mi jedna z pracownic laboratorium. Nie przedstawiła się, ale ze słów wyczytałem, że musiała być partnerką Williama Birkina, który prowadził tutaj badania. Celowała we mnie i groziła. Powiedziała, że Ada jest szpiegiem, który został wysłany na miejsce, by zdobyć próbki G-Virusa. Nie chciałem jej wierzyć i próbowałem przekonać, że powinniśmy współpracować i razem stąd uciec. Śmiała się tylko i nazywała mnie naiwniakiem.

W pewnym momencie gwałtowny wstrząs pozbawił oboje nas równowagi. Moment później metalowe rury, elementy klimatyzacji i sufitu zaczęły upadać na podłogę. Część z nich uderzyła w kobietę i przygniotła ją. Podbiegłem i przyłożyłem palce do jej szyi, ale nie wyczułem pulsu. Głośno zawył alarm i kobiecy głos zarządził ewakuację. Musiałem dostać się do podziemnego pociągu, który miał wywieźć pracowników w bezpieczne miejsce. Zabrałem fiolkę wirusa, którą kobieta trzymała w ręku i ruszyłem do pokoju, gdzie zostawiłem Adę. Głupio myślałem, że będzie tam na mnie czekać. Pobiegłem jeszcze raz do przygniecionej pracownicy laboratorium, ale i jej ciało zniknęło.

Nie pozostało mi nic innego, jak ruszyć w kierunku zamkniętej części laboratorium. Na północnym pomoście zatrzymała mnie Ada. Celowała do mnie i stanowczo zażądała oddania fiolki z wirusem. Była zła, że tak się to wszystko ułożyło i że uparcie chciałem oboje nas uratować, co skomplikowało jej plany. Naszą rozmowę przerwał nagły strzał. Ciężko ranna laborantka strzeliła Adzie w plecy, po czym straciła przytomność. Uderzona siłą kuli Ada zachwiała się i wypadła za barierkę. Zdążyłem ją jeszcze chwycić. Nie chciała się jednak uratować. Wyrwała dłoń z uścisku i runęła w dół. Wściekły, wyrzuciłem fiolkę wirusa. Tak właśnie było. Dlatego też nie mam jej przy sobie. Nie mogę nawet w żaden sposób potwierdzić wam, że Ada naprawdę istniała i była wtedy w Racoon City. O obecności wirusa świadczyć mogą tylko miliony zabitych i dokumentacja, którą dla was zdobyłem.

Ostatnie starcie

Co było dalej? Rzuciłem się biegiem do zamkniętych do tej pory drzwi i umieściłem dysk MO w czytniku. Ciężkie metalowe wrota otworzyły się powoli, odsłaniając długi, skąpany w rdzawym kolorze korytarz. Prowadził do pomieszczenia laboratorium z kilkunastoma zbiornikami wypełnionymi cieczą. Były puste. Na samym końcu znajdowała się winda towarowa. Wezwałem ją przyciskiem i patrzyłem na powoli przesuwający się wskaźnik, symbolizujący ruch w dół. Nagle metalowa płyta nade mną zaczęła się wyginać. To potwór, którego wcześniej spotkałem w drodze do laboratorium siłą wyważał sobie drogę. Wylądował przede mną. W niewielkim stopniu przypominał już człowieka. Mutacja postępowała i rozpoznać nasz gatunek można było tylko dlatego, że poruszał się jeszcze na dwóch nogach. Odbiegłem trochę i wycelowałem magnumem. Mogłem zemścić się za Adę, którą wcześniej dotkliwie ranił. Bestia spowalniała przy każdym strzale. Po czwartym zaskowyczała donośnie i upadła.

Zaczęła mutować, zmieniając się w coś na wzór psa, lwa czy innego drapieżnika, ale rodem z najgorszych koszmarów. Z trudem powstrzymałem drżenie rąk na tyle, by załadować kolejne pociski do magnuma. Wystrzeliłem, ale monstrum umknęło, wskakując na zbiorniki po prawej. Uciekłem na drugi kraniec laboratorium. Za moment bestia była już obok mnie. Zeskoczyła i znalazła się metr ode mnie. Czułem jej oddech z gigantycznej paszczy. Strzeliłem rozpaczliwie w gardziel, ale nic to nie dało. Szczęki zatopiły się w ciele. Były jednak dziwnie miękkie i choć odczułem ból, to przeżyłem, bo nie pogruchotały mi kości. Potwór odrzucił mnie na bok. Wstałem na kolano i zacząłem strzelać. Magnum po każdym naciśnięciu spustu mocno kopał. Mięśnie krzyczały z bólu. Nic jednak się nie liczyło. Musiałem powstrzymać bestię. W końcu któryś strzał musiał trafić ważny organ w ciele. Potwór padł, a z jego ciała zaczęła wszystkimi otworami tryskać krew. Obrzydliwy widok. W tej samej chwili winda dotarła na mój poziom. Wbiegłem do niej i nacisnąłem przycisk. Wyczekiwałem, czy jeszcze monstrum wróci i podejmie atak, ale nic takiego się nie wydarzyło.

Od windy do peronu było tylko kilka metrów. Widziałem, jak pociąg zaczyna powoli ruszać. Za moment coś obok mnie eksplodowało. Straciłem słuch, było tylko drażniące brzęczenie. Z pociągu machała do mnie jakaś postać. Rozpoznałem Claire. Resztkami sił podbiegłem do pociągu. Wyczekałem na odpowiedni moment i wskoczyłem przez otwarte drzwi jednego z wagonów. Pamiętam jeszcze, że do środka wbiegła Claire, której towarzyszyła mała dziewczynka. Krzyknąłem tylko do nich, by padły na ziemię, a za moment laboratorium za nami uległo zniszczeniu w wybuchu. W jednej chwili zniknęły wszystkie monstra i tajemnice tego obiektu. Są jednak świadkowie i nie możemy dopuścić, by ta tragedia została zapomniana, a winni uszli płazem. Irons wiedział o wszystkim i doprowadził do śmierci wielu uczciwych funkcjonariuszy! Birkin eksperymentował z bronią biologiczną, nad którą stracił kontrolę. Całe miasto zginęło, bo jakaś organizacja postanowiła bawić się w Boga!

– Oczywiście Panie Kennedy. Dlatego rozmawiamy i zajmujemy się tą sprawą. Dziękuję za szczegółową relację. Pański raport będzie miał kluczowe znaczenie dla dalszych losów sprawy. Na razie dziękuję. Kirk, czy możesz poprosić teraz Pannę Claire?

Resident Evil 2 to kultowy survival-horror, który na stałe zapisały się w pamięci nie tylko fanów gatunku, ale wszystkich miłośników gier. Na początek 2019 roku planowany jest dopracowany remake na nowe konsole i komputery. Chcąc się właściwie przygotować na powrót do Racoon City, postanowiłem raz jeszcze przeżyć historię Leona i Claire, a przy okazji opowiedzieć Wam o niej na blogu.

Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć żadnych ciekawych treści i dołączyć do jedynej takiej społeczności! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.

<—- Poprzedni odcinek  Następny odcinek —->

<—- Początek opowiadania

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.