Recenzja Final Horizon na PS Vita
Krótkie i niezbyt rozbudowane tytuły mają swoje miejsce na rynku. Są idealnym wyborem w określonych sytuacjach, kiedy potrzebujemy czegoś na maksymalnie kilka godzin, co nie będzie wymagało od nas dłuższego i większego zaangażowania. Wybierając się na krótki, weekendowy wyjazd, spakowałem ze sobą PS Vitę, a wraz z nią niewielkiego indyka Final Horizon. Kosmiczny tower defence brzmiał apetycznie. Jak wypadł w praktyce?
Projekt od Eiconic Games
Gatunek gier tower defence to wdzięczny temat na grę. Taki tytuł, jeśli jest odpowiednio zaprojektowany, potrafi pompować adrenalinę, wywoływać spore emocje, ale też zachwycać spektakularnością i złożonością, która kryje się pod stosunkowo prostymi zasadami. Tego szukałem też w Final Horizon od brytyjskiego studia Eiconic Games, które jak się dowiedziałem, przestało funkcjonować w lutym 2023 roku. W ich dorobku próżno szukać produkcji, które podbiłyby serca fanów indie. No chyba, że jesteś jedną z osób, które akurat wybawiły się setnie przy Arctic Adventure czy Mercury HG.
Final Horizon przenosi nas do świata przyszłości, w którym ludzkość skolonizowała już wiele planet i układów. Rozwinęła też znacznie sztuczną inteligencję. To właśnie w formie krótkich tekstowych przekazów pisanych przez piastujące różne funkcje algorytmy poznajemy historię. Opowiada ona o tajemniczym roju – zmechanizowanych owadach, które z nie do końca jasnych względów, postanowiły atakować kolejne kolonie, stacje i inne obiekty należące do ludzkości na różnych planetach.
Nie wcielamy się w nikogo konkretnego, a naszym zadaniem jest wykonywać kolejne polecenia na różnych planetach, z reguły polegające na obronie wyznaczonego terytorium lub zniszczeniu wszystkich nacierających sił. Tu przyszło niestety pierwsze rozczarowanie produkcją, bo tło fabularne jest zarysowane marnie, szczątkowo i bez zaangażowania. Warto mieć na uwadze, że po ten tytuł nie sięga się ze względu na scenariusz i otoczkę. A szkoda, bo patrząc na motyw roju i swobodę oferowaną przez kosmos, dało się to ciekawie przedstawić.
Tower defence na speedzie
Nie karzmy jednak gry za to, czym nie jest, a mogłaby być. Przejdźmy do głównej warstwy, a więc rozrywki. Final Horizon podchodzi do założeń gatunku tower defence w ciekawy sposób. Stawia na krótkie, trwające do dwóch minut misje. W teorii idealnie pasujące do specyfiki PS Vita. W praktyce wiele odbierające zabawie, bo przez ten krótki i intensywny przebieg poszczególnych poziomów niewiele jest tam strategii i miejsca na planowanie działań. Dostępność różnych działek i zarządzanie energią stanowi tylko detal, na który zwrócimy uwagę ot sporadycznie. Przez większość czasu skupiać się będziemy na jak najszybszym wybudowaniu i ulepszeniu wieżyczek, a potem wyczekaniu tych kilkunastu pozostałych sekund na automatyczne rozstrzygnięcie przez nie potyczki.
W to zręcznościowe podejście do założeń wpisuje się również urozmaicenie wprowadzone przez twórców z Eiconic Games. Na każdej z map, w miarę postępów bitwy i za kolejnych wyeliminowanych wrogów, ładujemy pasek zdolności specjalnej, której możemy użyć jeden raz (na więcej i tak, umówmy się, pewnie nie byłoby czasu). Te ataki dodatkowe zamieniają na chwilę Final Horizon w celowniczek, którym masakrujemy nacierający rój za pomocą orbitalnego lasera lub któregoś działka, nad którym przejmujemy bezpośrednią kontrolę. Miłe urozmaicenie, ale znów – szkoda, że nie ma większego przełożenia na rozgrywkę.
Nostalgia PS1-style
Choć PS Vita oferuje spore możliwości, to niestety Final Horizon ze swoją prostą grafiką 3D, kanciastymi modelami wrogów i raczej mało spektakularnymi wybuchami nijak tego potencjału nie wykorzystuje. Niestety bitwom brakuje efektowności, co sprawia, że nawet te krótkie misje i dynamiczne obrony niespecjalnie wywołują entuzjazm grającego. Nie pomagają też efekty dźwiękowe. Czasami taka drobnostka potrafi sprawić, że coś zacznie wywoływać frajdę lub uśmiech. Tutaj niestety otrzymujemy bardzo generyczne laserowe piu-piu czy odgłosy rażenia wiązką prądu.
W grze jest co robić, bo choć podstawowy tryb można ukończyć w mniej niż trzy godziny, to wykonywanie wyzwań na mapach i zabawa w tryb punktowy zapewniają Final Horizon drugie życie. Sam jednak po dotarciu do napisów końcowych, odłożyłem Vitę z grą na półkę, by wracać do Final Fantasy 7 Rebirth. Swoje zadanie produkcja spełniła, dając odrobinę rozrywki w potrzebnym okienku czasowym. Nie było to jednak w żadnym stopniu doświadczenie niezapomniane. Ot przeciętny projekt z nieco innym pomysłem na tower defence. W moim odbiorze – raczej nietrafionym.
Sprawdź inne recenzje z Gralingradu!