Assassin’s Creed #3: Garnier de Naplouse
Niesłyszalne kroki, niedostrzegalne gesty, perfekcyjne ruchy. Mistrzostwo sztuki asasynów pomagało im być perfekcyjnymi zabójcami. Tylko najlepsi potrafili jednak poradzić sobie w każdych warunkach i osiągać cele nawet wtedy, gdy wokół roiło się od nieprzyjaciół.
Rekonesans w Akce
Altair zawitał do położonej na północy Akki i podobnie jak w przypadku Damaszku dostał się do środka z pomocą miejscowych mnichów. Biedna dzielnica miasta wyglądała przygnębiająco. Morska bryza nie docierała aż tutaj, więc w powietrzu dało się wyczuć jedynie odór rozkładających się ciał zabitych lub zmarłych ze względu na różne choroby. Wiele domostw było zniszczonych lub uszkodzonych. Skutek niedawnego oblężenia, które pozwoliło przybyszom z Europy przejąć kontrolę i uczynić z miasta ważny punkt swojego królestwa. Na każdym kroku żebracy i głodujący przypominali o swoim tragicznym losie. Łatwo dało się wyczuć atmosferę niepokoju i napięcia. Nawet krzyżowcy nie czuli się pewnie wewnątrz murów. Niczym nieproszeni goście, wyczekiwali tylko na zdradziecki atak.
To tłumaczyło większą liczebność rycerzy na ulicach. Dla Altaira większą przeszkodą byli jednak łucznicy stacjonujący na dachach. Szybkie przemieszczanie się ponad wzrokiem zwykłych ludzi było teraz trudniejsze i wymagało dokładniejszego planowania kroków.
Asasyn zjawił się w Akce w konkretnym celu. Miał doprowadzić do śmierci dziesiątego wielkiego mistrza zakonu ioannitów, Garniera de Naplouse’a. Rafik udzielił mu potrzebnych wskazówek i zabójca szybko rozpoczął zbieranie informacji. Nie różniło się to od zwyczajnego śledztwa. Znów musiał podsłuchiwać rozmowy, wyciągać odpowiedzi ze świadków i wykradać cenne dokumenty. Lokalni bracia wykorzystali sytuację i fakt, że stracił swoją rangę, by zabawić się jego kosztem i wymusić wykonanie drobnych zleceń w zamian za potrzebne informacje. Znalezienie kilkudziesięciu flag i zabicie dwóch strażników nie sprawiło Altairowi kłopotu, choć spowolniło nieco jego postępy. W końcu wiedział już wszystko, by móc przeprowadzić zamach.
Garnier de Naplouse
Garnier de Naplouse cieszył się wśród mniej świadomych sytuacji mieszkańców nieposzlakowaną opinią. Był uznawany za dobrodzieja i opiekuna, który troszczy się o chorych i cierpiących w szpitalu prowadzonym wewnątrz fortecy ioannitów. Niewielu zdawało sobie sprawę, że mężczyzna jest okrutnikiem, dla którego ludzkie życie nic nie znaczy. Ze względu na swoje podejście i prowadzone eksperymenty był zmuszony opuścić Francję. Wyprawa krzyżowa pozwoliła mu szybko odbudować pozycję, a także pozyskać sojuszników, dzięki którym mógł bez kłopotów kontynuować swoje niegodziwe badania. Tylko nieliczni wiedzieli, że chorzy i ranni nigdy nie mieli szans opuścić szpitala.
Altair skorzystał z pomocy mnichów, by dostać się do środka. Obiekt był dobrze strzeżony, ale miało to też swoje plusy. Garnier czuł się w środku bezpiecznie i nie sądził, że cokolwiek może mu grozić. Na dziedzińcu przed szpitalem zabójca stał się świadkiem sceny, która nie pozostawiała wątpliwości co do charakteru mistrza zakonu.
Lekarz żądny krwi
Mężczyzna nie okazał litości schwytanemu uciekinierowi. Przyciągnięty przez dwóch rycerzy półnagi pacjent nie wykazywał skruchy i groził, że ujawni wszystkim mieszkańcom jakich okropieństw dopuszcza się ich rzekomy opiekun. De Naplouse nie pozwolił po sobie poznać złości. Chłodnym tonem polecił strażnikom połamać mężczyźnie obie nogi, by nie zdołał ponownie uciec, jak zapowiadał. Następnie zaciągnięto go, wrzeszczącego i wijącego się z bólu do bocznego skrzydła budynku. Garnier tymczasem wrócił głównym wejściem do swoich zajęć.
Altair ruszył wraz z mnichami za nim. Spod kaptura szybko namierzył szaleńca, który akurat podszedł do łóżka jednego z pacjentów. Szczęście mu sprzyjało, bo mnisi obrali drogę prowadzącą obok. Gdy znaleźli się wystarczająco blisko, Altair błyskawicznie opuścił ich szeregi i dopadł do Garniera, przeszywając jego klatkę piersiową ostrzem ukrytym w rękawie. Mężczyzna zacharczał i osunął się na kamienną podłogę.
– Ach, w końcu będę mógł udać się na wieczny spoczynek – powiedział, wypuszczając głęboki oddech. Ale powiedz mi, co stanie się teraz z moimi dziećmi?
– Dziećmi? Z ludźmi, na których eksperymentowałeś? Odzyskają wolność i wrócą do domów – odparł Altair.
– Do domów? Do kanałów, burdeli i więzień? Czy naprawdę jesteś taki naiwny?
– To kobiety i mężczyźni, których pojmałeś i zabrałeś wbrew ich woli.
– Tak, jakkolwiek krucha ta wola była. Wszystko po to, by uwolnić ich uwięzione umysły. Dzięki miksturom i ekstraktom byłem w stanie pomóc im przestać być szaleńcami.
– Naprawdę wierzysz, że im pomagałeś?! – Altair nie mógł zrozumieć, że ioannita nawet w obliczu śmierci jest przekonany o słuszności swoich czynów.
– To nie kwestia tego w co wierzyłem, a co wiedziałem.
Nic więcej nie zdołał już powiedzieć. Altair otarł pióro o ranę na ciale mężczyzny i podniósł się. Strażnicy akurat zaczęli zbierać się w trzyosobowe grupy, odcinając mu drogi ucieczki. Ruszył w kierunku pierwszej z nich i starł się z krzyżowcami. W uszach wciąż dźwięczały mu słowa de Naplouse’a, kiedy rozcinał kolejnych wrogów, torując sobie drogę. Wypadł z twierdzy, nim sytuacja wymknęła się spod kontroli i zniknął w krętych uliczkach Akki.
Zameldował wykonanie zadania i natychmiast opuścił biuro, by udać się do Al-Masyaf i zdać raport przywódcy zakonu asasynów.
Jak manipulować
Budynek zakonu pełen był strażników, którzy z uwagą obserwowali każdego przybysza. Gotowi byli do ataku w mgnieniu oka, jeśli uznaliby, że dany gość może zagrozić Al-Mualimowi. Na zewnątrz słychać było hałasy związane z treningiem nowych braci. W środku tymczasem krzątali się szukający wiedzy, przeglądając przepastne półki pełne ksiąg i rękopisów. Twierdza Al-Masyaf tętniła życiem.
– Naprawdę wierzył, że to, co robił było dobre – Altair podzielił się z mistrzem swoimi wątpliwościami.
– Garnier de Naplouse był oszustem, który potrafił doskonale manipulować innymi. Musisz wierzyć swojej intuicji, Altairze – odparł Al-Mualim. Pamiętaj, że są inne sposoby, by uporać się z wrogiem, poza odebraniem mu życia. Niektórzy stosują przekupstwa, inni trucizny lub środki, za pomocą których mogą kontrolować swoich przeciwników. Musisz zawsze mieć to na uwadze – poradził.
Altair poczuł się uspokojony przez mistrza. Ufał jego osądowi i wierzył doświadczeniu. Nim zapadł zmrok, wyruszył ku Jerozolimie, gdzie czekał jego kolejny cel. Był nim handlarz niewolników, Talal. Podążając konno ku miastu, zastanawiał się nad słowami Al-Mualima. Być może wiedział wcześniej zbyt mało i w tej misji zyska nie tylko odkupienie, ale też wiedzę, by być lepszym asasynem. Sięgnął ręką do pasa, gdzie umieszczone były niewielkie i świetnie wyważone sztylety do rzucania. Odzyskał je jako nagrodę za kolejne wykonane zadanie. Z pewnością się przydadzą. Droga, którą podążał koń, zaczęła tymczasem się zazieleniać. Pustynny trakt ustępował trawiastej dróżce, jakby zapraszając do Jerozolimy.
Co czeka tam Altaira? O tym już w następnym odcinku opowiadania z gry Assassin’s Creed. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube, by nie przegapić dalszej części opowiadania Assassin’s Creed. Możesz też postawić mi kawę, wspierając utrzymanie strony i jej rozwój. Dzięki!
Assassin’s Creed to pierwsza odsłona serii, która dzisiaj jest jedną z najpopularniejszych marek w branży gier. Opowieść o cichych zabójcach rozpoczęła się wraz z przygodą Altaira z 2007 roku. Jak ogrywa się ją po tylu latach? Moją relację w formie opowiadania znajdziesz na blogu. Zapraszam na wspólne wspominki i przeżycie jeszcze raz historii napisanej przez twórców z Ubisoftu.
<—- Drugi odcinek opowiadania Assassin’s Creed: Ten o dziewięciu życiach
Następny cel Altaira w Assassin’s Creed – handlarz ludźmi Talal —->