New Yorker #1: Max Payne – obserwowany
Nowy Jork. Przeludniona aglomeracja, którą ktoś kiedyś w żartach nazwał kulturalną stolicą świata. Miejsce, gdzie każdego ranka zaczynają się nowe historie, w wielu przypadkach zakończone później w smutnych okolicznościach. Część z nich poznacie właśnie tutaj, w ramach inspirowanego grami Max Payne i Grand Theft Auto opowiadania New Yorker.
Max wrócił do swojego obskurnego mieszkania. Liczył, że tam znajdzie miejsce, by poukładać sobie w głowie sytuację. Mona Sax żyje i ma się dobrze. Na tyle dobrze, na ile może płatna zabójczyni ścigana listem gończym. Nigdy nie znalazł potwierdzenia, że podczas tamtej akcji w wieżowcu otrzymała śmiertelny postrzał, ale jednak przypuszczał, że już nigdy więcej jej nie spotka. Los kolejny raz spłatał mu figla. Jego umysł działał złośliwie, jakby na zwolnionych obrotach. Wydawało mu się, że nalewana do szklanki whisky opuszcza butelkę w jednostajnym, hipnotyzującym rytmie, od którego nie można wprost oderwać wzroku. Z letargu wybudziło go pukanie do drzwi.
Kilka chwil później Payne stał już twarzą w twarz z Moną Sax. To nie jest najlepszy pomysł, by po ucieczce z aresztu zjawiać się pod drzwiami policjanta – rzucił, próbując zakamuflować swoją radość z widoku dawnej znajomej. A gdzie mogłabym poczuć się bezpieczniej – odparła zabójczyni, wyraźnie drwiąc z reakcji stróża prawa. Max liczył na uzyskanie kilku odpowiedzi na dręczące go od kilkudziesięciu miesięcy pytania. Na słowa, dzięki którym byłby w stanie choć trochę spokojniej spać. Mona odpowiadała jednak zdawkowo, półsłówkami, bawiąc się w kotka i myszkę z gospodarzem. Wymiana zdań trwała krótko. Wiesz, że to mieszkanie jest obserwowane? – zapytała Sax – lada moment zjawią się tutaj nie tylko funkcjonariusze, ale też członkowie ekipy sprzątającej, by pozbawić nas oboje życia za jednym zamachem. Payne mógłby mieć problem z udaniem zdziwienia w tej sytuacji, gdyby w sukurs nie przyszła mu seria z karabinu maszynowego, która rozbiła szkło w oknie w drobny mak i pozostawiła po sobie wyraźny znak na ścianie…
Mona już dawno zniknęła w korytarzu. Odbezpieczyłem oba pistolety, szykując się na wizytę nieproszonych gości. Za moment dwaj pierwsi przekroczyli próg ze strzelbami w rękach i okrzykami Payynnne na ustach. To były ostatnie słowa w ich smutnym życiu. Zebrałem amunicję i wyjrzałem na korytarz. Wyglądał spokojnie, ale jak tylko dałem kilka kroków naprzód zza winkla wyskoczyła mi kolejna trójka bandytów. Nie zdążyli za wiele zrobić, kilkanaście celnych pocisków wprawiło ich ciała w makabrycznie wyglądający taniec.
Sytuacja na piętrze nie wyglądała dobrze. Budynek już od dawna nie pamiętał czasów swojej świetności, a na jego obecny marny status wpływały nie tylko obdrapane ściany, ale też mieszkańcy z gatunku tych, których nie chciałbyś mieć za sąsiadów. Zrzędliwe starsze panie, podejrzane typki, narkomani i alkoholicy. Teraz w tym barwnym tyglu osobistości znaleźli się też polujący na mnie sprzątacze. Na pewno nikt ich nie przygotował na spotkanie ze mną, a tym bardziej na konfrontacje z wściekle broniącymi swoich czterech kątów mieszkańcami. Trup ścielił się gęsto. Minąłem zwłoki bandyty rozwalonego ze strzelby przez waleczną 50-latkę w szlafroku i za jej zgodą wszedłem do jej apartamentu. Zabrałem z łazienki środki przeciwbólowe i ruszyłem w kierunku klatki schodowej.
Schowałem do kabur zasłużone pistolety i dałem okazję wykazać się shotgunowi. Kręte schody w dół były dla niego idealnym miejscem do popisu – już wkrótce minąłem kolejne dwa trupy – tym razem moja sprawka. Dwa piętra niżej moją krucjatę w kierunku piwnicy wstrzymało na chwilę męskie wołanie o pomoc. Odblokowałem zamek drzwi na piętro, otwierając drogę brodatemu pijakowi. Za nim zauważyłem tylko ścianę ognia, który żywił się gazem ulatniającym z rozwalonej rury. Okazało się, że nieznajomy był w przeszłości policjantem, miał w domu pistolet i zamierzał teraz odeprzeć za jego pomocą atak napastników. Nie byłem przekonany do jego pomocy, ale pozwoliłem mu mimo wszystko kontynuować za mną podróż w dół. Czekałem tylko na kolejnego zbira przed oczami, by znowu nacisnąć spust i odgłosem wystrzału zagłuszyć jego bezsensowną paplaninę…
Chcesz więcej? Napędź tempo publikacji New Yorkera komentarzami, lajkami i udostępnieniami pierwszego odcinka! Koniecznie zaglądaj też na bloga i na profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie dać się zaskoczyć premierą drugiego epizodu!