Red Dead Redemption 2 #12: Dziwny spokój w Rhodes
Czuję, jakbym wraz z przenosinami obozu, zmienił też skórę. W ciągu ostatnich kilku tygodni było kilka takich sytuacji, które normalny człowiek nazwałby całkowitą rewolucją w swoim życiu. Żyliśmy spokojnie i dostatnio w Blackwater, by kilka tygodni później czerpać niewyobrażalną radość tylko dlatego, że mamy po ciastku owsianym i cztery ściany wokół nas w górniczej osadzie na północy. W Valentine szybko trzeba było przypomnieć sobie o bandyckich korzeniach. Tutaj z kolei na razie staramy się żyć cicho i spokojnie. Dutch ogłosił zakaz używania broni w pobliskim Rhodes i na ranchu Greyów. Każdy ma być miły, grzeczny i nie sprawiać kłopotów. Nie jest to łatwe, gdy wokół kręci się tylu szubrawców z Lemoyne.
Wojownicza Sadie
Podejrzewam, że wpływ na decyzję Dutcha miała sytuacja z Sadie. Najwyraźniej nieco źle oceniliśmy ocaloną na północy wdowę, bo wcale nie odnalazła się w roli pomocnicy kuchennej Pearsonsa. Nikt nie miał jednak specjalnie pomysłu, jak przerwać kolejne kłótnie wspomnianej dwójki i co zrobić z przygarniętą do grupy kobietą. Gdy jednak sytuacja zaostrzyła się na tyle, że w ruch poszły groźby i wymierzone w siebie ostrza noży, musiałem interweniować. Zabrałem Sadie do miasta. I, o rany, to był dopiero zły pomysł.
Ma charakterek, to trzeba przyznać. Kilkukrotnie musiałem jej przypomnieć, że przyjechaliśmy zrobić zakupy, a nie złupić i spalić miejscowy sklep. Gdy wróciłem z poczty, po nadaniu listy Pearsonsa, zastałem towarzyszkę już przebraną w męskie ciuchy i poganiającą biednego sprzedawcę, który usłużnie ładował towar na wóz. To była tylko zapowiedź jej talentów. W drodze powrotnej natknęliśmy się na szubrawców, którzy wybrali sobie wyjątkowo niefortunny cel na rabunek tego dnia. Sadie szybko zakończyła wymianę gróźb, robiąc dziurę w czaszce jeźdźcowi po prawej. Wywiązała się otwarta bitwa na skrzyżowaniu dróg przy lasku, podczas której Sadie, z bojowym okrzykiem na ustach, posłała do piachu czterech chłopa. Zdecydowanie nie doceniliśmy jej umiejętności. Nie kłamała, deklarując, że z mężem uzupełniała się we wszystkim.
Złotousty Dutch
Następnego dnia Dutch zaproponował mi i Hosei wspólny wypad na ryby, jak za dawnych, dobrych lat. Rzeczywiście, dawno już nie mieliśmy okazji, by w spokoju gdzieś się wybrać tylko we trzech. Oczywiście nie mogła to być zwyczajna wyprawa nad jezioro. Wędki zarzuciliśmy dopiero o zmroku. Wcześniej natknęliśmy się na stróżów prawa przewożących naszego dobrego znajomego, Trelawny’ego, który został zatrzymany za jakieś oszustwa. Złotousty van der Linde nie mógł go tak zostawić i zaczął owijać sobie wokół palca szeryfa i jego zastępcę.
Może i odniósłby sukces, udając gościa o szkockich korzeniach, ale transportowani tym samym wozem Andersonowie skorzystali z nieuwagi strażników, by otworzyć kłódkę i zwiać na akurat przejeżdżający pociąg. I tak przez moment zostałem stróżem prawa, który ściga bandytów, rozbraja ich i pakuje do cel. Mnie kosztowało to rozcięty nożem policzek i sporo wylanego potu, ale Dutch zbudował dobre relacje z szeryfem, więc może było warto. Czas pokaże. Na zakończenie dnia musiałem jeszcze na łowisku wysłuchać kilku wspominków moich oddanych druhów. Że też ryby nam od tych wydumanych historii nie pouciekały. Stary dobry Hosea. Stary dobry Dutch.
Red Dead Redemption 2 to utrzymany w klimatach Dzikiego Zachodu sandbox, w którym poznajemy losy gangu Dutcha van der Linde’a. Swoje wrażenia z przygody spisuję w formie notatnika głównego bohatera, Arthura Morgana. Jeśli podoba Ci się ten fanfic, odwiedzaj Gralingrad regularnie, a nie przegapisz kolejnych odcinków. Obserwuj profile bloga na
Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite.