Moja kariera w FM 2016 #75: Natchniony kapitan
Nie należę do trenerów, którzy szybko skreślają zawodników i nie dają im szans. Otworzyłem więc drzwi marudzącemu w mediach Bongonguiemu i pozwoliłem mu wkroczyć na parkiet. Wiele się nie spodziewałem – jakoś trudno mi było wyobrazić go sobie wskakującego nagle na poziom Khaloui czy Camary.
Skrzydłowy utarł mi jednak nosa. Na wyjeździe z Lille narzucił takie tempo, że przeciwnicy mogli pogubić korki, gdyby próbowali go gonić. Jego dwa gole poprowadziły Paris FC do efektownego zwycięstwa 4:1, które umacniało nas w czubie tabeli, nadal w zasięgu powoli rozsiadającego się wygodnie na fotelu lidera Paris Saint-Germain. Mogłem świętować, ale w środku wiedziałem, że taki występ tylko skomplikuje mi sytuację w kadrze. Niby czterech skrzydłowych to optymalna liczba dla zespołu walczącego na kilku frontach, ale jakoś tak się składało, że niektórzy mimo wszystko grywali więcej niż inni. Trudno było trzymać na ławce reprezentantów drużyn narodowych, którzy niemal co mecz notują asysty lub gole.
Skoro więc nic nie wskazywało na szybkie rozwiązanie kwestii narzekań Bongonguiego, postanowiłem chociaż uspokoić Camarę, który czuł się finansowo niedoceniony. Cholerni dziennikarze donieśli mu o podwyżce Gomelta i wysokości kontraktu Dembele. Umówiłem się z byłym piłkarzem Interu na spotkanie po jednym z treningów, by wybadać sprawę. Zgodnie z oczekiwaniami, poziom rozgoryczenia zbliżał się niebezpiecznie szybko do poziomu erupcji. Nie mogłem pozwolić na taki wybuch i pogorszenie relacji z czołowym graczem klubu. Obiecałem, że usiądziemy do kontraktu po sezonie i na pewno nie będzie z tego powodu stratny. Zaryzykowałem, bo mógł się wkurzyć na taką ofertę, ale Gaston okazał się rozsądnym gościem, z którym można się dogadać. Uffff, tyle dobrego.
Kilka dni po triumfie nad Lille musieliśmy znowu wznieść się na wyżyny, bo na Stade Chariety przyjeżdżał PAOK w ramach meczu Ligi Europy. Po dwóch remisach cel był konkretny – ograć outsidera. Tylko przy takim wyniku mogliśmy realnie myśleliśmy o kontynuowaniu naszej pucharowej przygody na wiosnę. Przypomniałem moim podopiecznym o wyniku niedawnego sparingu z Grekami i posłałem mocno zmotywowanych w bój. Sprawę rozstrzygnęli Khaloua i Camara. Pierwszy dwa razy wpisał się na listę strzelców, drugi dwa razy przyłożył się do tego dobrym ostatnim podaniem. Niby na skrzydłach opieramy grę od dobrych kilkudziesięciu miesięcy, a rywale i tak nie potrafią nic z tym zrobić.
Następny mecz, z Angers, wypadał ledwie trzy dni później. Nie chciałem nadwyrężać co bardziej zmęczonych zawodników, więc ustawiłem nieco eksperymentalny wyjściowy skład. Na skutek absencji Gomelta, Calabresiego i Khaloui nie było w nim żadnego z nominalnych kapitanów. Opaskę wręczyłem więc Maxime’owi D’Arpino, który zawsze na treningach solidnie pracuje i ma wizerunek profesjonalisty. Nie przypuszczałem, że z tego powodu dostanie takiego kopa. To jego genialna i kreatywna gra w środku pola dała nam zwycięstwo 3:1. Gdyby tylko regularnie tak dyrygował w środku pola, to te dwa miesiące absencji Gomelta zleciałyby nam błyskawicznie. Na razie jednak więcej wskazywało, że to jednorazowy wyskok, po którym rozgrywający wróci na swój solidny poziom. Chociaż kto wie – w tym sezonie PFC zaskakuje jako drużyna, więc może i jej poszczególne składowe zdecydują się trochę mocniej wstrząsnąć całą ligą?
W kolejnym odcinku Paris FC rozegra kluczowe potyczki w fazie grupowej Ligi Europy i spróbuje namieszać w czubie tabeli Ligue 1. Czy z powodzeniem? Kolejny odcinek kariery w Football Manager 2016 już niedługo. Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie przegapić nowych materiałów!
Brucevsky, thank you for your blog post.Really thank you! Awesome.