Recenzja Color Guardians na PS Vita

W liczącej ponad 1700 pozycji bibliotece PS Vita znaleźć można szeroki przekrój gatunków. Obok gier o większej skali i budżecie, występuje też całkiem sporo tytułów rodem ze smartfonów, które posiadaczom handhelda Sony miały pozwalać wygodnie umilać sobie wieczory czy podróże. Tych założeń trzyma się też Color Guardians, a więc zręcznościówka czerpiąca garściami z endless runnerów. Czy to coś po co warto sięgnąć? Zapraszam na recenzję.

Wymagająca kolorowanka

Czym jest endless runner? Zabawa w tym przypadku polega na utrzymaniu się jak najdłużej przy życiu, podczas gdy sterowana przez nas postać lub pojazd gna szybko w wybranym kierunku ekranu. Color Guardians lekko ten zamysł modyfikuje. Tu nie biegniemy na jednej mapie do momentu aż popełnimy błąd, by nabić najwyższy wynik punktowy. W ramach trybu fabularnego mamy wyznaczone kolejne odcinki do pokonania. Na każdym takim poziomie jest tor złożony z trzech linii, po których musimy przesuwać bohatera, by unikać przeszkód, jak również zbierać potrzebne do zaliczenia planszy kolorowe kulki. Samo wpadnięcie na nie to za mało. Niezbędne jest wcześniejsze przemalowanie swojej postaci na tę samą barwę, co robimy, wciskając odpowiedni przycisk – kwadrat dla niebieskiego, kółko dla czerwonego i trójkąt dla żółtego. Razem składa się to na mechanikę zabawy, która wymaga solidnej koordynacji oka z ręką, niezłego refleksu i sporej spostrzegawczości.

Color Guardians recenzja gry PS Vita

I tu pojawia się dość istotny problem z Color Guardians. Na pierwszy rzut oka gra zdaje się być przeznaczona dla młodszych odbiorców. Słodka stylistyka, kolorowe postacie i światy, z pozoru proste założenia zabawy. Kiedy jednak rzucić się w wir przygody, okazuje się, że nawet na normalnym poziomie trudności trzeba mieć spore umiejętności i duże zapasy cierpliwości, by docierać do mety kolejnych map. Autorzy zadziwiająco wysoko zawiesili poprzeczkę i choć każda plansza ma po dwa checkpointy, to i tak wyzwanie związane z dotarciem do nich bywa spore. Nie mówiąc już o tym, jakich umiejętności wymaga zebranie wszystkich kulek, niejednokrotnie oznaczające błyskawiczne przełączanie się pomiędzy kolorami przy jednoczesnym zmienianiu linii.

Bezbarwna opowieść

Sami autorzy też dbają o to, by gracz nie poczuł się zbyt pewnie, szlifując swoje umiejętności w ramach progresu w trybie przygody. Każdy świat przynosi nowinki na planszach, które wprowadzają drobne utrudnienia. A to dochodzi nam sterowanie wagonikiem kolejki, którym nie przesuwamy się po torach normalnie za pomocą d-pada, a wyznaczamy mu kurs, klikając jeden z przycisków odpowiadających kolorom. A to znowu dochodzą nam blokujące drogę gobliny w różnych kolorach czy taśmociągi, które potrafią nas znacznie przyspieszyć bądź spowolnić. Pod tym względem Color Guardians z pewnością stara się, by nas nie zanudzić.

Tę zaletę warto podkreślić tym bardziej, że fabuła w grze jest mało oryginalna, a na domiar złego opowiedziana w dość oszczędny sposób. Kilka krótkich dialogów, parę niezbyt spektakularnych scenek na silniku gry i minimalnie lepiej prezentujące się intro oraz outro to wszystko, co na nas czeka. Co wymyślili twórcy, by umotywować przygodę? Oto mamy kolorową krainę, której mieszkańcy prowadzą sobie sielskie, niezmącone problemami życie. O ich spokój dbają tytułowi strażnicy – wiecznie uśmiechnięte i odważne istoty, których design u mnie osobiście wzbudzał bardziej niepokój niż sympatię.

Color Guardians PS Vita

Pewnego dnia świat ten nawiedza kataklizm. Z dalekiego fortu przybywa mroczny Krogma, który przypomina wielkiego nietoperza. Wykorzystując swoją moc, pochłania cały kolor z otaczającego świata. Wszystko zostaje skąpane w szarości, pomimo desperackich prób powstrzymania wroga przez strażników. Przegrawszy bitwę, trio herosów zakasa rękawy i rusza do domu Krogmy, by przywrócić krainie kolor i życie. Niestety poza zarysowującym ten kontekst początkiem, niewiele potem się dowiadujemy z samej gry aż do niemal samego finału.

Dla kogo?

Color Guardians nie wygląda źle, choć stylistyka jest raczej dyskusyjna i nie każdemu musi się podobać. Większym problemem jest techniczne przygotowanie tytułu. O ile gra działa płynnie i nie napotykamy tu przeszkadzających w zabawie lagów, o tyle co pewien czas zdarza się jej zawiesić i wyrzucić nas do menu konsolki bez wyraźnej przyczyny. Dużo czasu spędzimy tutaj też na ekranach ładowania, które jak na jakość grafiki i wielkość poziomów wydają się mało uzasadnione.

Czy więc Color Guardians to gra, którą warto ograć na PS Vita? Mam duże wątpliwości, szukając argumentów za poleceniem. Tytuł dobrze spisuje się jako endless runner z małym twistem, choć największych fanów takiej zabawy rozczaruje długością poziomów i częstymi loadingami. Mnie zręcznościowy model zabawy nie porwał na tyle, bym chciał zbierać po trzy gwiazdki na poziomach, zdobywać trofea i odkrywać całe mnóstwo grafik koncepcyjnych, modeli 3D czy utworów przygotowanych jako ekstrasy przez autorów. Słabo przedstawiona historia i dziwna stylistyka przeważyły, więc pożegnałem się ze strażnikami zaraz po finałowym bossie i raczej nigdy już do nich nie wrócę.

Sprawdź inne recenzje z Gralingradu!

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.