Motorstorm #5-ost: Miejsce w szeregu
Po dwóch tygodniach na placu boju zostali niemal wyłącznie weterani zawodów, którzy nie raz już zajrzeli śmierci w ślepia. Obok nich kręciło się kilku szczęściarzy oraz niewielka grupa szaleńców odpornych na ból. Jakimś sposobem znalazłem się w tym zacnym gronie kierowców i motocyklistów, którzy nadal walczyli o tytuł króla Motorstorm.
Bilet 17 – granica dla entuzjastów
W okolicach siedemnastego dnia zawodów łatwo dało się zauważyć, że rywalizacja toczy się już na śmierć i życie. Celujący w końcowy triumf, przestali ukrywać swoje aspiracje. Nie było koleżeństwa na torze, hasło fair-play budziło pusty i głośny śmiech, a jedyne na co mogłeś liczyć od rywala, to ominięcie twojego koziołkującego wraku, gdy popełniłeś jakiś błąd.
Nie dostrzegałem śladu początkowej radości festiwalu, gdy prowadząc ATV na błotnym Tenderizerze musiałem unikać nie tylko skał i drzew, ale też gnać na złamanie karku, byle tylko uciec przed bezpardonowo taranującymi wszystko na swojej drodze terenówkami. Tym razem organizatorzy przydzielili mi rolę zwierzyny. Najwyraźniej zabrakło większych maszyn, które zarezerwowali już sobie lepiej znani i bardziej znaczący uczestnicy. Żółtodziób musiał udowodnić, że zasługuje na miejsce na linii startu w tych ostatnich dniach imprezy.
Masakra na torze
Widziałem rozjeżdżane ATV konkurentów, zakrwawionego gościa opartego o skały i terenówkę, która wbiła się w mur, bo jej kierowca ślepo podążał za zwinniejszym pojazdem przed nim. Wizja wyeliminowania konkurenta tak go pochłonęła, że nie zauważył znaków, kończącej się ścieżki i zdecydowanie zbyt wąskiej dla swojej maszyny rampy. Korzystałem na nieszczęściu jednych i głupocie drugich, by utrzymywać się w czołówce. Dwa pierwsze kółka pozwoliły mi rozpoznać taktyki rywali i właściwie przygotować się na decydujące okrążenie. Zachowałem więcej nitro na finisz, by nie dać się pożreć terenówkom na prostej, a potem mocno ściąłem długi łuk przy wjeździe na pseudostadion i na kontrolowanym poślizgu wpadłem na metę jako drugi. Satysfakcjonujący wynik, choć zwycięzca umknął mi zaledwie o pół sekundy, jeszcze lepiej gospodarując boostem.
To był ostatni wyścig w ramach festiwalu Motostorm, w którym odniosłem sukces. Dzień później wylądowałem ze zgrają buggych na Rain God Mesa. Lubiłem ten tor i czułem, że potrafię wykorzystać jego atuty, choć to wyjątkowo niebezpieczna trasa. Wystarczy mały błąd, żeby utracić szansę na triumf, ale też by pożegnać się z życiem, lecąc przez kilkanaście sekund z wysokiego klifu ku objęciom matki Ziemi.
Gumowe SI…
Być może rywalizowałbym o końcowy triumf dłużej, ale okazało się, że i to miejsce nie jest wolne od układów. Festiwal Motorstorm ma swoich czempionów, faworytów, którzy przez lata wypracowali sobie pozycję. Dzisiaj mają renomę i pieniądze, by zakulisowo rozgrywać najważniejsze partie. Choć zrobiłem show w minionych dniach, nie miałem prawa wstępu do elity. Szybko zostałem więc wyrzucony za drzwi. Nie było sensu walczyć, bo doskonale widziałem o ile szybsze na prostej są wozy moich konkurentów. Wzmocnione zawieszenia, dodatkowe butle nitro, wyższej klasy ogumienie. Kiedyś usłyszałem, że dobrze przygotowana maszyna to połowa sukcesu. Potwierdzają to kierowcy Formuły 1 i każdy, kto rywalizował choćby w cyklu Gran Turismo.
Organizatorzy dali mi kilka szans, co bym sam zrozumiał swoją rolę w tym widowisku. Była maksymalnie drugoplanowa. Dojeżdżając trzeci kolejny wyścig w okolicach dziesiątej lokaty, pomimo całkiem niezłego czasu, wiedziałem, że moje szanse na podbicie festiwalu w debiucie właśnie gasną. Przykry koniec miłej przygody. To było jednak niezwykłe doświadczenie i na pewno nie żałuję, że złamałem kilkanaście przepisów, by zjawić się w Monument Valley.
Gdy zabierałem się w drogę powrotną do domu, nie myślałem o potencjalnych konsekwencjach złamania kilkunastu przepisów i grożącej mi karze. Wspominałem dwa tygodnie spędzone w błocie, kurzu i pośród najbardziej pokręconej ekipy wyścigowców ostatnich lat. Organizatorzy pożegnali mnie, gratulując solidnej roboty. Chyba zarobiłem dla nich wystarczająco wiele, by trafić do podręcznego notatnika z listą nazwisk. Kto wie, jeśli jeszcze coś zorganizują, być może znów w słuchawce usłyszę budzące wewnętrznego demona hasło Motorstorm.
Brałeś udział w festiwalu Motorstorm? Jeśli tak, doskonale wiesz, co czeka kierowców startujących w Monument Valley. Wybierz się na wspominkową podróż po niebezpiecznych trasach – kolejne odcinki znajdziesz w Gralingradzie. Informacje o nowych opowiadaniach znajdziesz na Facebooku, Twitterze, Instagramie – zajrzyj też do audiobooków na YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, jeśli doceniasz włożony trud i lubisz wspominać dawne hity!